Wizyta w młynie była wielce owocna. Co prawda zaliczył kilka zadrapań, siniaków i ślad po ugryzieniu w miejscu, które nawet on zakrywał ubraniem, ale ogólnie było wesoło. Dziwił się tylko trochę młynarzowi. Fakt, dupa może go trochę boleć i pewnie przez jakiś czas będzie miał problemy z chodzeniem, ale przecież po paru latach ma szansę dostać kilku silnych pomocników do interesu. Kto wie, jak Wolf obłowi się na tej wyprawie, to i zostawi mu cos jeszcze na pamiątkę. A po drugie to nie jego wina. Był po kilku flaszkach, wszytko i wszyscy byli w mące, cali biali i w ogóle niewiele było widać, to może się człek pomylić, prawda?
Z przyniesionego zapatrzenia zabrał dwa flakoniki i żarcie. Kusze już miał, linę też a mapy mógł użyć tylko w jednym celu. Napełnił jeden bukłak wodą, drugi gorzałką, do razu wiedząc, który skończy się pierwszy. Ta przygotowany był gotowy do drogi.
Ta okazała się długa i nudna. Dopiero na sam koniec zaczęło się coś dziać. Miejscowi postanowili ich przywitać i jak to mieli w zwyczaju, poczęstować strawą. Co prawda jeszcze na niej jechali, trochę wierzgała i nie była do końca ugotowana, ale nie należało doszukiwać się dziury w cały a darowanemu, jakby nie było, koniowi w zadek się nie zagląda. Czy jakoś tak. - Konie. Dawno nie jadłem konia... - mruknął pod nosem do nikogo konkretnego i wziął do ręki kusze. Jeden ruch i była gotowa do strzału. - To choć i sobie weź! -
Wydarł się do jeźdźca. Do kompanów zaś odezwał się szeptem. O ile dzwon może szeptać. - Najpierw celujcie w kobyły. Na piechotę, z tym kijaszkami, będzie im mniej wygodnie. -
Kusza spoczywała w jego dłoni, on zaś rozejrzał się za osłoną przed strzałami. Krasnoludy i niziołek z oczywistych względów odpadali. Musiałby brać ich parami, a to nie wygodne i obie ręce zajęte. Został kapłan i bard. Kapłan może się przydać po walce a bard... cóż, bard wygadał na lżejszego.
Taaa, skoro plan taktyczny już gotowy, to zostało czekać na reakcje nieznajomego. Jakby co, to jego szkapę miał zamiar jako pierwszą wziąć na celownik. |