Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2012, 07:45   #38
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
***

- Zanim dojedziemy na Czarny Zamek trzeba ustalić, co chcemy powiedzieć. – dotknęła klejnotu spoczywającego na piersi – I kto ma przewodzić.
Zawahała się.
- Oficjalnie przewodzić… - dodała i spuściła wzrok wpatrując się w kołczan przytwierdzony do siodła, który nagle wydał jej się bardzo interesujący.
- Tyrio – odpowiedział Erland, a jego głos był miękki i życzliwy – kamień który dostałaś jednoznacznie określa kto przewodzi naszej trójcy i nie zamierzam tego kwestionować. Musisz jednak zrozumieć, że samo jego posiadanie nie czyni z ciebie Moruad Magnar i że nie wystarczy byś nosiła go dumnie na piersi. Jesteś ustami, oczami Magnar, jej prawicą. Twoje słowo to jej słowo – pamiętaj o tym i zachowuj się w taki sposób by nikt nie miał co do tego wątpliwości. Czy jak polujesz też wahasz się by oddać strzał do zwierzyny? Jednak zawahałaś się gdy zdałem ci proste pytanie i zawahałaś się przed chwilą. Skoro nie wierzysz sama w siebie to dlaczego oczekujesz tego od innych? Pamiętaj tez, że na Czarnym Zamku chwila zawahania może kosztować cię znacznie więcej niż tyrada starca. Co zaś do twojego pierwszego pytania to według mnie powinniśmy powtórzyć dokładnie to co kazała nam przekazać Magnar. Niech się Czarny Pająk głowi jak rozwiązać problem.

Hwarhen postał chwilę, wodząc spojrzeniem od świętego męża do przybocznej Moruad. Wreszcie jego zeszpecone bezlitosną ręką mrozu oblicze przyjęło wyraz satysfakcji, że wszystko idzie ku dobremu. Wojownik potoczył się do koni i zostawił ich samych. Całe życie słuchając rozkazów, nie chciał być widocznie świadkiem narodzin decyzji, zwłaszcza że jak to poród, mogło to być wydarzenie bolesne i długotrwałe. Odszedł sobie więc szczęśliwy, że go to nie dotyczy, a efekty zostaną mu przekazane w kilku jędrnych słowach, których będzie mógł się potem trzymać.

Tyria westchnęła i spojrzała na Szepczącego... pogodnie.
- Owszem, - powiedziała - jestem uszami, oczami i ustami Magnar. Ale również chciałabym być nimi w praktyce... Ktoś przecież musi zająć się oficjalną stroną spotkania, a gdyby zaszła konieczność to zwierzęta, które są z pewnością na Czarnym Zamku mogą być przydatne.
Puściła oko do Erlanda.
- I wtedy to ty, Szepczący - kontynuowała, jej twarz spoważniała nieco - będziesz mi bardziej niż pomocny.
- Wedle twojego rozkazu - odpowiedział Szepczący, a ton jego głosu był jak najbardziej poważny.


***

Erin Crowl rzuciła się szczupakiem do stóp Erlanda, który zdążył już zejść z konia. Objęła go ciasno pod kolana, roześmiana i szczęśliwa.
- Czcigodny wujaszku! Toż bym się tu smoka spodziewała, a nie ciebie! Pobłogosławisz swoją Erin?
Dłoń Erlanda machinalnie spoczęła na ciemnych włosach kuzynki. Zawsze skłaniała do śmiechu, wiecznie szczęśliwe dziecko wiosny.
- Byłam grzeczna – zapewniła tak gorąco, że aż nie uwierzył. Ta trzpiotka zawsze miała głowę pełną psot i figli.
Jakym Magnar stał w drzwiach bastionu i skinął mu poważnie głową.
Erland również odpowiedział skinięciem głowy Magnarowi, a potem zwócił się do swojej bratanicy.
- Też się cieszę, że cię widzę Erin. Niech Starzy Bogowie mają cię w opiece lisico -uśmiechnął się starzec do bratanicy, targając jej włosy - Porozmawiamy później, opowiesz mi co tu robisz a w zamian zaśpiewam tobie i twoim towarzyszom - dodał szybko po skagijsku, po czym zwrócił się w stronę Mance Raydera.
Dziewczyna ucapiła jego rękę i we wnętrzu dłoni złożyła pocałunek, dowód raczej czułości niż szacunku, choć i ten do niego miała niewątpliwie. Wstała i przeszła do Jakyma, by wyszeptać mu kilka słów na ucho. Siwy Magnar nadal wisiał na Erlandzie i Tyrii ciężkim spojrzeniem.
- Jestem Erland z klanu Crowl, a moi towarzysze to Hwarhen wojownik z klanu Crowl i dostojna Tyria Grey, która nam przewodzi. Przybywamy w imieniu Moruad Magnar i wieziemy wiadomość dla Lorda Dowódcy.
- Erland Szepczący? - oczy dzikiego zalśniły czujnie, a on sam stanął jakby prościej i bardziej godnie. - Wielki zaszczyt zatem spotkał Czarny Zamek. W wolnej chwili po rozmowach z Lordem Qorgylem, którego, och, jestem tego pewien, ucieszy dogłębnie wasza miła wizyta... może znajdziesz czas, by polecić czarnych braci bogom? Słyszałem, że chętnie przychylają ucha twym szeptom.
- A jakże, przychylają... a potem swoje zrobią i tak - kostropaty głos Pierwszego Zwiadowcy Ulmera wdarł się w dworne występy dzikiego jak nóż. Rysiowa Morda stanął obok Raydera i obrzucił Skagosów badawczym spojrzeniem. Erland odwzajemnił się tym samym... a efekt nie przypadł mu do gustu. Ulmer był morderczo trzeźwy, a o ile Szepczący go znał, przestawał chlać tylko wtedy, gdy ruszał za Mur albo Straż miała kłopoty - co dla zwiadowcy oznaczało na ogół tę samą sytuację.
- Kopę lat, Erland - przywitał się sucho i bezradośnie. - Jużem myślał po prawdzie, że cię zżarło coś, współplemieniec na ten przykład. Hwarhen, Tyria, dziewczyno... toście się wkopali w gówno, znaczy dyplomację, co? Ano chodźcie. Lord Qorgyle już czeka.
- Nie, jeszcze nic mnie nie zżarło - odpowiedział Erland - choć kto wie... może nastąpi to na Czarnym Zamku, podobno bo waszym dziedzińcu biega wilk - była to delikatna złośliwość na uwagę Rysiowej Mordy.
- Nic z tych rzeczy nie przytrafi się naszym miłym gościom - Ulmer zerknął na milczącą Tyrię - chyba że sami będą chcieli, a wilk będzie dwunożny.

Tyria ruszyła pierwsza, ale przystanęła zaraz. Twarz miała bladą i niewyraźną i zdawała się nasłuchiwać.
- Co jest? - szepnął do niej Hwarhen.
Potrząsnęła głową. - Nie wiem. Ktoś woła. Ktoś zły i smutny.
- Zły?
- Zły. Gniewny.
- Ktoś?
- Ktoś - odparła i zamilkła na dobre, zatapiając się we własnych myślach, tylko jej ręce zaciskały się gorączkowo na klejnocie na jej piersi.

Erland machinalnie odpowiadał na pytania Ulmera o drogę, pogodę i zdrowie “naszej drogiej Moruad, oby bogowie dali jej szczęście”.
- Nie zostawimy broni pod drzwiami - wciął się Hwarhen niepytany.
- A czy ja nalegam na to? - skrzywił się zwiadowca. - Między nami sojusznikami?
- Ja zostawię broń Hwarhenie, a co ty zrobisz to twój wybór - odpowiedział Erland spokojnie, podając broń Wronie stojącej przy drzwiach.

Ulmer nie nalegał... Tylko ustawił uzbrojone warty tuż pod drzwiami do komnat Lorda Dowódcy, a sam wraz z dwoma strażnikami wpakował się wraz z nimi do środka. Qorgyle uniósł się na swoim miejscu, by ich powitać, i ruszył w ich stronę z pełnym kielichem w dłoni.
- Hwarhenie Crowl, Tyrio Grey, witamy ponownie w Czarnym Zamku. Erlandzie - skinął głową najstarszemu ze Skagosów. - Minęło wiele lat bez wieści o tobie.
- Ostatnie lata nie były dla mnie łaskawe lordzie Qorgyle - odpowiedział - choć zapewne łaskawsze niż burza która nadciąga - dodał. - Są jednak inne, ważniejsze sprawy niż opowieść o tym co się ze mną działo przez ostatnie lata. Tyrio?
Tyria Grey stała blada i nieruchoma jak kolumny, przy których klany ze Skagos składały ofiary morskiemu bóstwu. Usta miała suche i drżały jej dłonie. Nagle przycisnęła palce do skroni, potem do uszu, jakby w cichej komnacie Lorda Dowódcy huczał jakiś słyszany tylko przez nią hałas.
- Muszę wyjść! - krzyknęła nagle podniesionym głosem, szarpiąc łańcuch na którym wisiało Serce Zimy. - Muszę stąd wyjść!
Co też uczyniła - odwróciła się i wybiegła, nie zamykając nawet za sobą drzwi. Hwarhen syknął przez zęby. Przez głowę Erlanda przebiegło tysiąc sposobów, na jakie można było wytłumaczyć ten wybuch Lordowi Wronie. Że śmierć Enned wielce ją poruszyła. Że ma swoje dni miesięczne i słabuje. Że niewiasty tak mają ode zawsze, a rolą mężów jest pomijać to milczeniem. Wszystkie te wytłumaczenia były złe, bo obnażały i podkreślały ich słabość. I wtedy w przemyślenia Erlanda wciął się Hwarhen, wybuchając serdecznym i głośnym, zaraźliwym śmiechem.
- Znowuż pazury pokazała nasza wilczyca! Wybacz jej, Lordzie Qorgyle. Serce to nieokiełznane i dzikie, wyrywa się z dusznych komnat, nie zniesie zamknięcia. Jej otwartych przestrzeni trzeba, śladu, za którym pobiegnie i krwi przelanej na końcu drogi - zakończył znacząco. - Ona juże rwie się do pomsty, nie w smak jej rozmowy. Juści... pójdę, aby nie ugryzła w gniewie kogo podleci, wrony niewinnej jakiej. Erlandzie, reszta w twoich rękach - skinął głową kapłanowi i podążył za Tyrią.
“Dobra robota Hwarhenie” pomyślał kapłan, choć nie poprawiało to jego sytuacji. Spojrzał po strażnikach i Rysiej Mordzie, a potem na Czarnego Pająka.
- Myślę, że twoja ochrona nie będzie potrzebna... Są rzeczy o których lepiej mówić w wąskim gronie - zwrócił się do Qorgyle. Ten tylko skinął głową swoim ludziom by opuścili komnatę - zostali we trzech: Erland, Lord Dowódca i Rysia Morda.
- Oto słowa, która Moruad Magnar kazała ci przekazać - starzec przerwał ciszę, która narastała w pomieszczeniu. - Oczy Olrama z klanu Stane widziały zbyt dużo, a jego język za dużo mógł powiedzieć... dlatego oczy Olrama nie zobaczą już niczego, a jego język zamilkł na wieki. Swoim ludziom, ani memu bratu nie dam prawdy, która przyniesie nam wszystkim wojnę. Dla nich Lord Dowódca musi upleść taką prawdę, którą będzie im można bez strachu przekazać. I wy mu w tym pomożecie - skończył i czekał na reakcję Czarnego Pająka.

- Usiądź Szepczący, proszę.
Głowa Olrama z klanu Stane leżała w worku obok stóp Erlanda, tam, gdzie Hwarhen ją pozostawił. W ciepłej komnacie zaczynała już promieniować trupią wonią.
- A więc już wie - twarz Pająka nie drgnęła nawet - a wiedząc, nie miota oskarżeń i nie idzie za świętym prawem pomsty, ale przysyła... was. Abyście pomogli. Powiedz mi Erlandzie, co... jeśli... - Lord Dowódca podkreślał każde słowo - okaże się, że to jednak jeden z nas zawinił? Czy twa pani chce, abym uwierzył, że zostawi krew swej krwi niepomszczoną? Że pozostanie głucha na krzyk z zaświatów, jakim niewątpliwie będzie wołać do niej ta nieszczęsna martwa dziewczyna? Ona? Skagijka?
Starzec odwinął głowę i podniósł ją na taką wysokość by Ulmer i Qorgyle widzieli ją dokładnie, bardzo dokładnie. Ulmer wytrzeszczył oczy. Lord Dowódca spoglądał na czerep chłodnym okiem kogoś, kto nie takie już rzeczy w życiu oglądał.
- Moja pani obiecała temu człowiekowi, że go ochroni, pomoże mu dotrzeć do jej brata i wynagrodzi go za trud. A jednak jego gnijąca głowa jest na Czarnym Zamku, zaś jego ciało zapewne zostało rozszarpane przez dzikie zwierzęta, gdzieś na pustkowiu pomiędzy Długim Kurhanem a Wschodnią Strażnicą. Nawet teraz słyszę lament przodków Olrama i ich straszliwe przekleństwa... - Szepczący przerwał na chwilę, nasłuchując czegoś w oddali.
- Poza tym czy gdyby chciała wojny, mając pół TYSIĄCA wojowników, nie ruszyłaby na Czarny Zamek lub Wschodnią Strażnicę? - kontynuował - Nie, Lordzie Dowódco, Moruad Magnar nie pragnie wojny. - Erland zawinął głowę w worek. - Jednak jeżeli nie znajdziemy innej prawdy niż ta którą znamy to może nie mieć wyboru. A wtedy nie pozostanie jej nic innego jak ukorzyć się przed swoim bratem i ruszyć wraz z nim w imię krwawej wróżdy. O ile jej brat nie zrobi z nią tego co z innymi swoimi krewnymi.

Lord Qorgyle dolał Skagosowi wina i sam się napił.
- Zatem, Erlandzie Szepczący, musimy zadbać, aby wybór miała. I aby prawda była odpowiednia. Rozumiem, że jesteś w stanie ogarnąć to porywcze dziewczę z blizną, aby nie narobiło kłopotów? - machnął ręką, gdy starzec otworzył usta. - To było retoryczne pytanie... Dołączycie do moich ludzi, którzy jutrzejszego ranka ruszą do Wschodniej Strażnicy, aby znaleźć mordercę Enned. Pojedziecie z nimi i będziecie mieć wpływ na kształt powstającej prawdy. Ale, Erlandzie, przekażesz swej pani ode mnie, że sprawiedliwości ode mnie może spodziewać się tylko tak długo, jak długo ja po niej mogę oczekiwać lojalności i wierności danemu słowu. Jeśli to wszystko, co miałeś mi do powiedzenia, pozostaje mi życzyć ci dobrej nocy. Bądź naszym miłym gościem, choć przez krótki czas.
- Przekażę jej twe słowa, choć nie w formie w jakiej je wypowiedziałeś - odparł zimno Erland. - A by okazać, że możesz liczyć na lojalność Moruad wiedz, że dzień drogi stąd natknęliśmy się na ślady trzech skagijskich jednorożców. O ile mi wiadomo żaden z wojowników udających się na Długi Kurhan nie udał się nań na tym stworzeniu. A teraz wybacz mi, ale jestem zmęczony długą podróżą. - Starzec odstawił kielich, podniósł i ukłonił się, a potem wyszedł zostawiając Lorda Dowódcę i Rysiową Mordę samych.
“Nie pozostaje mi nic innego jak odnaleźć Tyrię i Hwarhena” pomyślał, zastanawiając się nad tym co wstąpiło w młodą kobietę. “A potem będę musiał porozmawiać z Erin i z meastrem, może on będzie łaskaw powiedzieć coś więcej”.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline