Gdy już sobie poradzili z opatrywaniem jego rany, Pan Robert wstał i wydyszał:
— Trzeba... Trzeba go znieść na dół... Tak, trzeba go znieść... chyba. — Wskazał na trupa. Przełknął ślinę, oddychając ciężko, jakby dopiero co przebiegł kilometr. — Trzeba się zastanowić, co robić dalej. Proszę, zejdźcie ze mną, nie oddalajcie się. Tym bardziej, jeśli ktoś jeszcze jest ranny.
Powiedziawszy to, ruszył na dół do recepcji. |