Jak się okazało organizacja wyprawy była rawie idealna. Mapy dostali, liny się znalazły, a nowiuteńkie plecaki pełne smakowitego jedzenia zapewniały błogą przyszłość. Do tego strawa w karczmie i samo zakwaterowanie nie pozostawiało żadnych wątpliwości o geście wielmożnych. Jeno wódki zabrakło, ale tą można było samemu skołować.
Cena nie była wygórowana. Zapłacił cztery sztuki srebra za półlitrową butelczynę, co w porównaniu z krasnoludzkimi trunkami nie było drogo. Mimo to dałby głowę, że gdzieś na rynku widział nawet po dwa srebrniki za połowę litra. Mamrocząc cicho o zdzierstwie karczmarza i nieuczciwym traktowaniu klienta usiadł przy jednym ze stolików i począł chłeptać powoli ciesząc się wieczorem.
Alkohol smakował paskudnie. Nawet najtańsze produkty brodatego ludu smakowały niczym ambrozja w porównaniu z tutejszym trunkiem. Jednak mordę krzywiło, a to było najważniejsze. Zadowolony z życia dał się porwać rozrywce.
Podróż była nieco uciążliwa dla niemłodego krasnoluda. Nie często podróżował w słońcu, otoczony takimi pustkami jak na powierzchni. Przywykł do klaustrofobicznych korytarzy i zamkniętych jaskiń. Ponoć starego drzewa się nie przesadza, toteż Durak marudził pod nosem w swym ojczystym języku. Po jakimś jednak czasie humor mu znów zaczął dopisywać. Możliwe, że była to sprawka zakamuflowanej butelczyny narodowego napoju. Zaczął nawet pospiewywać wesoło pod nosem.
- Złoto, złoto, złoto
Sialalala-la
Złoto, złoto, złoto
Sia-lalalalala.
Powitanie tutejszych ludzi nie było zaskoczeniem. Ot komitet miejscowych z szacunkiem i respektem powitał ich zgodnie z tradycjami. A, że Durak chamem i prostakiem nie był i gospodarzy szanował, w zgodzie ze zwyczajem odpowiedział jak każdy dobrze wychowany gość. - W rzyć mnie cmoknij! - Warcząc dobył swej broni i tarczę, po czym ruszył truchtem w stronę konnych.
__________________ Why so serious, Son? |