Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2012, 21:43   #59
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie

Fina patrzyła z przerażeniem jak struktura budynku zaczyna ulegać rozkładowi.
- Nie! - zacisnęła dłonie na parapecie i skierowała całą swoją wolę na podtrzymanie zrujnowanego wieżowca - Nie!
W jej umyśle panowało to jedno słowo, w połączeniu z potężnym uczuciem, które zawładnęło jej sercem, tworzyło zabójczą mieszankę. Ją i Jerusalema mogły poróżnić pewne idee, ale to nie zmieniało faktu, że kochała skurwysyna i nie mogła pozwolić by zginął pod gruzami, jak zwykły karaluch. Nawet jeżeli istniała jedna szansa na milion, że właśnie tam się ukrywa.



~”~

Feedback upajał się furią i mocą. Zadawał śmierć dziesiątkom żołnierzy, a jego plan wykorzystania gruzów z budynku Guardiana przynosił słodkie owoce. Chyba nawet odkrył, kto był odpowiedzialny za niespodziewany atak na jego osobę. Dwie młode dziewczyny, zupełnie nie pasujące do tego dramatycznego otoczenia wbiegały właśnie do środka, przez główne wejście. Zupełnie nieświadomie posłał w ich stronę wyjątkowo pokażny odłamek uzbrojonej ściany, jednak coś poszło nie tak. Wystające z betonu pręty wygięły się i zatrzymały, cała reszta skruszyła się i opadła na ziemie, nie czyniąc dziewczynom najmniejszej krzywdy.
Ink nie miał niestety czasu by zastanowić się głębiej nad tym co widział, ani nawet zareagować, bo oto zaczęło się dziać coś naprawdę dziwnego. Popękany beton, chodniki i ziemia otaczające rozsypujący się wieżowiec zaczęły się wybrzuszać i wypuszczać ogromnych rozmiarów pędy. Jasno-zielone, młode rośliny miały po kilka metrów średnicy i wznosiły się ku słońcu w zastraszającym tempie - wypuszczając gałęzie, odnogi, wąsate pnącza, liście, a nawet kwiaty. Zamiast w stronę światła kierowały się jednak w stronę budynku. Zatapiały się w nim, oplatały go, wrastały w strukturę, chwytały nawet co większe odłamki, tworząc niesamowite połączenie żywych roślin z martwą ruiną - stały się spoiwem, które zatrzymało katastrofę. Wszystko to trwało sekundy i wydarzyło się wprost na oczach Inka.
W tej chwili ciszę przerywały jedynie ciche jęki rannych i spokojny szum surrealistycznego lasu nad głową kosmity. Słońce przeświecało przez gigantyczne liście i płatki kwiatów. Nagle znalazł się w raju.

~”~

[MEDIA]http://25.media.tumblr.com/tumblr_me9t3bQsKG1r4blvto1_500.gif[/MEDIA]

George cierpliwie obserwował, jak Specjalni otworzywszy drzwi powstrzymują zwykłych żołnierzy przed wejściem. Jeden z opancerzonych agentów użył nawet siły, posyłając żołnierza na glebę z rozkrwawionym nosem. Żaden z trzech wojskowych więcej nie zaprotestował. Patrzyli jedynie z rosnącą desperacją, jak Specjalni zamykają za sobą przejście do bezpiecznych czeluści budynku.
Minton bez problemu ominął oszołomionych żołnierzy i przecisnął się przez zwykłe drzwi. Zaraz za nimi zobaczył, jak w niewielkim pomieszczeniu, które służyło chyba tylko jako przedsionek, dwóch specjalnych siłuje się z ogromnych rozmiarów zaworem i boleśnie powoli otwiera bunkier. Wstrząsy wzrastały i liczył się pośpiech, może dlatego jeszcze nie został zauważony.
Specjalni wreszcie odchylili pokrywę i ruszyli w dół. Widocznie bali się pogrzebania żywcem równie bardzo jak zwykli śmiertelnicy. Georgeowi udało się skorzystać z ich chwilowej nieuwagi i wśliznąć za nimi do środka nim pokrywa opadła samodzielnie do pierwotnego położenia.
Tu jednak kończyło się jego szczęście. Wzrok jednego ze Specjalnych padł prosto na niego.
- Co to o cholery - zniekształcony przez maskę głos był zaskakująco kobiecy. Drugi Specjalny także szybko dostrzegł Mintona, ale chyba nie miał jakiegoś genialnego pomysłu na wyjaśnienie zaobserwowanego zjawiska.
- Jakaś manifestacja - sięgnął po broń i błyskawicznym ruchem coś w niej przestawił - Spróbuj elektryczności. Wycelował w Georga. Bohatera otaczały grube ściany bunkra. Razem z rządowymi znajdował się na środku korytarza, u stóp drabinki. Zarówno w prawo, jak i w lewo ciągnęły się długie tunele. Otoczenie ponownie się zatrzęsło, wybijając Specjalnych odrobinę z równowagi.

~”~

Dziewczyny praktycznie nie zwracały uwagi na otoczenie. Wystarczyło wyczuć metale dookoła. Wszędzie było ich pełno. Musiały jedynie uważać na odłamki murów pozbawione wzmocnień. Głupio by było oberwać cegłą, więc stosowały proste tarcze z rozciągniętego żelastwa.
Gdy wreszcie znalazły się w środku budynku, coś dziwnego zaczęło się dziać na zewnątrz. Wstrząsy najpierw wzrosły, a potem zaczęły słabnąć. Mimo to z góry spadały wciąż gruzy, ściany pękały i cała nadwyrężona konstrukcja jęczała z bólu. Moc dziewcząt nie wystarczała niestety by powstrzymać rozpad całkowicie, mogły jedynie tworzyć wokół siebie bańkę względnego spokoju. Nie były jednak w stanie stwierdzić, czy samo to uratuje je przed tysiącami ton gruzu, który zaraz miał je przygnieść.
Nagle, tuż przed ich zgrabnymi noskami, ze szczelin w ścianach zaczęły wyrastać rośliny. Na początku były blade jak wielkie robale, ale zaraz potem nabrały koloru i rozwiały wątpliwości bliźniaczek - to rzeczywiście były pnącza, które rozrastały się we wzmacniającą sieć i przytrzymywały budynek w całości.
Ciara i Loinnir mogły spokojnie zejść na dół. Nie niepokoili ich nawet żołnierze, którzy w większości, albo opuścili tonący statek, albo zginęli w jego czeluściach. Droga była wolna, choć musiały uważać by nie potknąć się o wystający z podłogi konar.
Wreszcie znalazły zejście na dół. Do niedawna musiał tu być spory posterunek, bo dookoła pełno było krwi i cześci ciała wystających spod gruzów. Dziewczyny zeszły na dół pomagając sobie metalowymi stopniami w miejscach gdzie schody były za bardzo zniszczone. Przez chwilę błądziły po korytarzach, jednak podświadomie dążyły by zejść jak najniżej. Wreszcie znalazły właz do starego bunkra - pomógł im w tym szósty zmysł, który podpowiedział, że znajdują się nad ogromną ilością żelastwa. Zeszły przez właz, po drabince i znalazły się na końcu długiego, prostego korytarza. Na jego końcu były drzwi, a za nimi, ukryty, potężny, prowadzący do bunkra, żelazny właz. Przed nimi stała trójka przerażonych żołnierzy ściskających w trzęsących się dłoniach karabiny maszynowe o bardzo delikatnym spuście.

~"~

Evolve widział świat nieco inaczej niż David Cross. Dla niego otoczenie składało się z tych ciekawych elementów, które kwiczały kiedy je patroszył i nudnego tła. Jednak gdy nagle wokół niego zaczęły wyrastać ogromne, nienaturalne rośliny, nawet jego uwaga uległa chwilowemu rozproszeniu. Działo się coś niesamowitego, musiał uskoczyć na bok by nie wylądować na czubku jednego ze zmutowanych kwiatów. Jego wyczulone zmysły sprawiały, że całe to zjawisko było podwójnie niepokojące.
Wreszcie las przestał rosnąć. Gdy Evolve ponownie omiótł spojrzeniem pole bitwy, zobaczył, że nie miał za bardzo kim walczyć, a dookoła panował miły zielony półmrok i przyjemna, świeża woń. Nawet budynek przestał się zawalać. Ci żołnierze, którzy przeżyli rozglądali się oszołomieni i krążyli pomiędzy gigantycznymi pędami, jak zaczarowani. Było cicho.
Symbiont, w tej dziwnej sytuacji, stracił pełną kontrolę i powoli wycofywał się ze świadomości Davida.
Powoli wracający do siebie Cross usłyszał nad sobą kobiecy głos. Dochodził z kielicha wielkiej różowej lilii

~”~


Wyskoczywszy przez okno, Klavdra dokonała ciekawego lądowania. Zamiast spokojnie wbić się w beton, jak zresztą planowała, rozplaskała się na wielkim, zielonym liściu, który wyrósł jej na spotkanie. Następnie odbiła się efektownie, wykonała kilka oszołomionych obrotów w powietrzu i wpadła prosto do kielicha ogromnego różowego kwiatu. Ześliznęła się jak po zjeżdżalni i zatrzymała się u nasady słupka i pręcików. Zderzyła się z nimi oczywiście i wywołała mała lawinę żółtego pyłku, która przyprawiła ją o atak straszliwej kichawki.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 02-12-2012 o 23:26.
F.leja jest offline