Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2012, 22:42   #208
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ja? - całkiem udanie zdumiał się Tarin. - W mojej osobie nie kryje się nic specjalnego. Zajmuję się czasami ochroną pewnych osób.
- No ale ja o życiowy fach pytam, o fach! - Karczmarz nie dawał się zbyć taką odgórną odpowiedzią - Ochroną... gąsek to i pasterzyk może się zajmować. Kim z powołania kolego jesteś, jeśli to nie wielka tajemnica? - Uśmiechnął się pełną gębą, a Aislin cichutko wzdychnęła.
- Magiim kiedyś liznął - odparł Tarin - jeno potem się okazało, iż gra to świeczki niewarta. Bo i co taki mag ma. Ślęczy taki nad księgami, oczy sobie wypatruje, oparami różnymi truje, a gdy na koniec sukkuba nauczy się przywołać, to już nie pamięta, co się z takim przywołańcem w łożu robi.
- Na bardam chciał iść
- mówił dalej - bo do takiego dziewki urodziwe się garną i trunki ma za darmo, gdy zaśpiewa gościom w karczmie, ale cóż... - Rozłożył ręce bezradnie. - Głos to może bym i miał, ale w palcach zręczności brakło, by dość dobrze na lutni czy innym brzdękadełku grać. Na złodziejaszka takoż palców mi zbrakło zręcznych. No i charakter nie ten, by ludziom sakiewki obcinać. To i co mi pozostało?
Poklepał drzewce włóczni.
Rothegar na taką wypowiedź zamrugał ślepiami, a Kapłanka ukryła chichot wśród niby to odchrząknięcia i przystawienia dłoni do ust...
- A to znaczy się.... - Karczmarz szukał odpowiednich słów - To ten...szermierz tak? Nie znowu jakiś ciężki wojak, tylko szermierz?
- Ciężki wojak musi mieć dużo tu - Tarin wskazał na mięśnie ręki - a tu - dla odmiany pokazał czoło - aż tak dużo mieć nie musi. No i w zasadzie powinien być wyższy i szerszy niż ja. Jakby się nie mieścił w drzwiach, to najlepiej - dodał.
- Też prawda... - Przytaknął Rothegar - A propo wojowania i takich tam, to tych zapasów na jutro ile ma być? Znaczy się, na jak długo je potrzebujecie... no i gdzie się wybieracie, bo czasem od terenu zależy, co brać należy! - Dokończył przez przypadek rymem, i aż pacnął wśród śmiechu dłonią w kolano. A Aislin skrycie ziewnęła...

- Tylu ilu nas jest - odparł Tarin - na dziesięć dni. Co prawda niektórzy wyglądają jakby żyli powietrzem, to inni nadrobią zaległości.
- Aislin?
- spojrzał na kapłankę. - Przepraszam na moment - zwrócił się do Rothegara. - Widzę, że podróż troszkę cię zmęczyła. Chcesz - zaproponował żartem kapłance - zaniosę cię do pokoju. Albo i własne łóżko ci oddam. Na parę chwil - dodał.
- Łóżko to ja mam... chyba... - Kapłanka uśmiechnęła się do Tarina - No chyba, że coś się zmieniło... - Wzruszyła ramionami - A do izby jeszcze jestem w stanie dojść sama, obejdzie się więc, błędny rycerzu...
- Ekhem - Odkaszlnął dziwnie karczmarz, wstając z miejsca - To ja zajrzę do kuchni... - Powiedział, po czym poszedł, gdzie oznajmił.
- Ja chyba też stąd zniknę. - Tarin zwrócił się do Aislin. - Trochę odpoczynku dobrze zrobi każdemu z nas. Nie mam ochoty spędzić nocy na opowieściach o szerokim świecie, tudzież wadach i zaletach różnych profesji.
Rzucił okiem w stronę kuchennych drzwi, za którymi zniknął karczmarz.
- Trochę truje, ale co się dziwić, gości ma, to i z nimi pogadać chce... - Aislin uśmiechnęła się przelotnie.

Po chwili w sali pojawił się schodzący z piętra Raetar, który również poszedł prosto do kuchni...

- Początki tak zwanych “wędrówek ludów”? - Podsumowała krótko, po czym łyknęła wina, i spojrzała na Tarina - Trochę zmęczona jestem, ale sił bym jeszcze miała, żeby plecki umyć...
- To chyba ja ci powinienem coś takiego zaproponować - odparł. - Jeśli jednak miałabyś ochotę, to serdecznie zapraszam. Z prawdziwą radością. Z obietnicą rewanżu - dodał z uśmiechem.
Kapłanka uśmiechnęła się naprawdę przemiło, pocierając paluszkiem o brzeg kubka z winem, stojącym na stole.
- To może skorzystamy z wzajemnej pomocy tak od razu, i nikt nie będzie niczyim dłużnikiem? - Na jej policzkach pojawiły się małe rumieńce.
- Z przyjemnością, milady - Tarin wstał i ukłonił się uprzejmie. - Zechce mi pani podać swe ramię? - spytał.
Aislin zachichotała, wstając od stołu, po czym teatralnie dygnęła.
- Ależ oczywiście milordzie - Wyciągnęła w jego kierunku dłoń.
- Pani... - W szarmanckim geście ucałował jej dłoń. - Zapraszam.

Podobnie jak jedzeniu nie można było nic zarzucić, tak i pokój przeznaczony dla Tarina w zasadzie nie miał większych wad. Dach nie przeciekał, okno dawało się zamknąć, pościel była - przynajmniej na pierwszy rzut oka - czysta, na stole stały dwie świece, a na środku - zgodnie z zamówieniem, balia pełna wody zapraszała do kąpieli. Na stołku sąsiadujacym z balią stołku leżał gruby ręcznik, a tuż obok stał cebrzyk, również pełny.
- Niezła woda - powiedziała Aislin. - W sam raz do kąpieli. Chociaż jakieś sole by się przydały.
Tarin zdobył się na to, by nie zasugerować, że można skoczyć do kuchni, gdzie sól na pewno mają.
- Możesz pomóc mi to zdjąć? - poprosiła kapłanka, zmagając się ze swoją zbroją.
Czegóż się nie robi, gdy dama prosi... Wielu rzeczy, ale ta prośba to akurat był drobiazg.
- Oczywiście, z przyjemnością - zapewnił.
Aislin wnet pozbyła się nie tylko kolczugi, ale i reszty wierzchniej odzieży, pozostając już tylko w ciemnoczerwonym gorsecie i takich też koloru majteczkach, które musiały być zdecydowanie dosyć drogie.
- Pomóż mi, proszę. - Obróciła się plecami do Tarina. - Rozsznuruj.
Jakby to nie było jasne i oczywiste. Na szczęście miał trochę wprawy i bez większych problemów dał sobie radę z plątaniną sznurków. Po chwili gorset znalazł się na ziemi, a w ślad za nim podążyły i majteczki.
- Mógłbyś to odłożyć na bok? - Aislin wskazała na bieliznę. Jakby ze świadomością, że ruch ten podkreśla niektóre zalety jej figury. Nie czekając na spełnienie prośby weszła do dużej balii i usiadła.

Poeta zapewne znalazłby milion słów opisujących kształtne łydki, zgrabne kostki, ponętne biodra czy pociągające piersi. Rozwodziłby się nad każdą z licznych kropel wody spływających po gładkiej jak jedwab skórze. Tarin poetą nie był, potrafi jednak docenić coś ładnego.
Przez moment zastanawiał się, jaki udział w pięknie znajdującego się przed nim ciała ma natura, a jaki magia. Na to pytanie jednak nie potrafiłby odpowiedzieć.
- Na co czekasz? - spytała kapłanka, odwracając się w jego stronę.
Tarin przerwał rozmyślania i położył bieliznę na ławę, a potem ściągnął koszulkę kolczą i zakasał rękawy. I dosłownie, i w przenośni.
Mydło plus woda plus odrobina pracy równa się piana. A piana idealnie nadawała się do mycia. A potem wystarczyło spłukać...
- Niech cię szlag, Tarinie - Aislin wyskoczyła prawie z balii, gdy na jej plecy spłynęła niespodziewanie struga chłodnej wody. - Wiesz, jak ostudzić najbardziej nawet gorącą kobietę.
Tarin zaskoczony zamrugał oczami.
- Och, wybacz - powiedział. Całkiem szczerze.
Nikt, jak się okazało, nie był nieomylny. A może po prostu zbytnio się zapatrzył...
Kolejna porcja wody miała już odpowiednią temperaturę.

W balii było co prawda dość miejsca, by, od biedy, zmieściły się tam dwie osoby, jednak Tarin nie miał nastroju na wspólne kąpiele. Nie skorzystał więc z ewentualnej sposobności i cierpliwie poczekał, aż jego towarzyszka skończy wieczorne ablucje.
Gdy owinięta w biały, nieco kusy ręcznik Aislin stanęła obok balii, Tarin rozebrał się i zajął jej miejsce w wodzie.
Dłonie kapłanki były, tak jak wcześniej dostrzegł, miękkie i nad wyraz delikatne, ale cały czas miał wrażenie, że swoje ‘obowiązki’ Aislin wykonuje jakby bez większego entuzjazmu.
- Umyć ci jeszcze coś?
- Nie, dziękuję
- odmówił uprzejmie. - Nie chciałbym cię wykorzystywać. - Uśmiechnął się do niej.
- Drobiazg - odparła równie uprzejmie.

Po skończonej kąpieli skorzystał z ręcznika, który uczynna kapłanka położyła obok balii. Nim jednak skończył się wycierać, odwrócił się w stronę Aislin.


Kapłanka rozłożyła się wygodnie na jego łożu, nie zwracając uwagi na... pewne braki w garderobie.
- A już myślałam, że nie interesują cię kobiety - stwierdziła, obrzuciwszy go spojrzeniem
- Bo myślę głową, a nie...
- Wiem, co masz na myśli, nie musisz kończyć.
- Uśmiech Aislin był co najmniej dwuznaczny.
- Ślicznie się komponujesz z tym otoczeniem - Tarin owinął biodra ręcznikiem - ale ośmielam się zauważyć, iż chyba pomyliłaś łóżka. - Uniósł brwi w kpiącym geście. - Co nie oznacza, że jestem niegościnny.
Usiadł na ławie, oddając się kontemplowaniu nader interesującego widoku.
- Sądzisz, że się nie zmieścimy? - Aislin przesunęła się, udostępniając tym samym wąski kawałeczek łóżka.
- Sądzę, że wygodniej byłoby nam we własnych łóżkach. Każdemu z nas z osobna.
- Czystość ślubowałeś?
- W głosie Aislin zabrzmiała wyraźna kpina.
Tarin uśmiechnął się leciutko. Kusiło go, żeby potwierdzić...
- Przywykłem sam wybierać sobie towarzystwo. To na samotne noce, także. No i dużo lepiej by było, żebyśmy pozostali przyjaciółmi, niż żebym miał się co chwila martwić o uroczy tyłeczek mojej kochanki - dodał. - Za bardzo cię lubię. A na dodatek nie mam zamiaru tracić dla ciebie głowy.
I przez ciebie, dodał w myślach.
Aislin przez moment mu się przyglądała, a potem wstała i powolutku zaczęła się ubierać. Na tyle, by móc wyjść na korytarz i nie wywołać powszechnego zbiegowiska.
- Życzę ci długiej i bezsennej nocy, mój drogi. - Uśmiechnęła się złośliwie i już miała wyjść, gdy w karczmie rozległ się dziwaczny, nieco stłumiony ryk, dochodzący gdzieś z dołu. Należał on chyba do Saebrineth, lecz nie był okrzykiem przerażenia, tylko bardziej brzmiało to jak ryk wściekłości, czy też może i krzyk bojowy? Elfka rozdarła się na całego, choć może i u niej był to efekt miłosnych uniesień?
- Niech to szlag... - Tarin usiłował pospiesznie wciągnąć spodnie, co, w sposób oczywisty, spowalniało jego działania. Gdy wreszcie uporał się się z opornymi nogawkami chwycił rapier i wypadł na korytarz, na bosaka.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 16-12-2012 o 21:48.
Kerm jest offline