Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2012, 23:13   #27
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Howard Chandler

Biegłeś, i biegłeś po korytarzu. Rzecz nie do pomyślenia sprzed ataku żywych trupów, aby wykładowca biegał po głównym budynku Uniwersytetu i to z bronią w ręku. Nie jeden student pewnie złapał by się za głowę, jakby żył. Dobrze że to wszystko wydarzyło się w dni wolne od wykładów i zostało na kampusie bardzo mało studentów. A przynajmniej taką miałeś nadzieję.
Drzwi na końcu korytarza potrzebowały dwóch kul. Jedną na łańcuch którymi były opętane klamki obu skrzydeł i zamknięte na solidną kłódkę, drugie na sam zamek do którego klucza nie było w okolicy.
Biegłeś dalej, niczym sprinter. I co się stało? Drogę zaszedł Ci jakiś facet, w ręku trzymając M4 Colta. Wymierzył w Ciebie. Nie był z policji, nie był też wojskowym. Nie był nawet ze straży kampusu. Kraciasta koszula, górskie buty, jeansy i letnia, ortalionowa kurtka i plecak wypchany nie wiadomo czyn. To jedyne rzeczy, poza bronią jakie rzuciły Ci się w oczy. No i ten jego szalony wzrok, który wbił w Ciebie, a potem w twój skromny dobytek.
- Oddawaj to koleś… – powiedział powoli, kiwając głową w kierunku broni i zapasów – Albo Cię rozwalę! – powiedział, kładąc palec na spuście i mierząc w Ciebie.
Czyżby świat tak szybko zeszedł na psy?

Pozostali

Sean był żołnierzem, a nawet był bardzo dobrym żołnierzem. Credo rengersów znał. Nie dał się złapać w tak banalny sposób.
Dziewczyn i chłopiec, David byli tu chyba jak na razie najmniej znaczącymi postaciami. Tacy statyści, nie wyróżniający się z tłumu i chyba nawet nie wiedzący co się tu do końca dzieje. Trupy ożyły, czy coś… Licho jedno wie, pewnie niebawem będzie po wszystkim.
Lecz na razie nie było i nic nie wskazywało na to że będzie.
- Potem wpadniecie sobie w ramiona i się wycałujecie – rzucił Roland, postukując lufą obrzyna o kij bejsbolowy – Idźcie przeszukać ten budynek, a ja wam załatwię cztery kółka i pojedziemy tam gdzie Pan Delta chce, może znajdziemy zapasy. Przydadzą się w obozie.
Plan był dobry, więc chyba nikt nie miał po co się sprzeciwiać. Roland się obrócił i pobiegł truchtem w kierunku osiedlowego parkingu. Reszta weszła do budynku, na którego parterze jak się okazało znajdowała się mała piekarnia. Pieczywo na półkach było twarde niczym cegły, ale na zapleczu wpadło trochę mąki, cukru… Dokładnie to po 4 kilogramy każdego. Trochę wody, mąki i da się zrobić dość pożywne placki nad ogniskiem. Znalazło się nawet pudełko herbaty i opakowanie kawy. Była to piekarnia z tego typu, gdzie piekarz mieszka nad nią i kiedy on piecze sobie chlebki, rogaliki i inne cuda, wtedy za ladą stoi żona, córka lub syn. Rodzinny biznes. Drzwi na górę, były zabarykadowane jakimiś meblami, nie dało się ich otworzyć. Po chwili, pod drzwi frontowe podjechał Roland starym już i wysłużonym Buick’iem Century.


- Nie goście go, chyba że umiecie odpalać bez kluczyków. Nie ma dużo wachy, ale rezerwa jeszcze nie świeci. Idę po motocykl, jedźcie za mną… I nie wpakujcie się w kłopoty. Jedna osoba może się zabrać ze mną… Chętni? – poinstruował, a kiedy znalazł się chętny bądź chętna poszedł wraz z nią po motocykl i pojechali przodem.
Droga na Uniwersytet, na stadion uniwersytecki nie była długa. Osiem kilometrów bez korków i byli na miejscu dosłownie w lot. Na miejscu, cóż. Było to czego się spodziewali. Powiewające bez władnie płachty namiotów, szwędające się między nimi żywe trupy w mundurach i w białych kitlach, kilka nago, i jeszcze kilku po cywilnemu.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline