Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2012, 17:07   #27
Carasell
 
Carasell's Avatar
 
Reputacja: 1 Carasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodze
Gdy tylko zorientował się , że ma do dyspozycji szerszą gamę przeciwników, mordka od razu wykrzywiła mu się w uśmiech.
- Ha! Chociaż jedna dobrze wychowana!
Obejrzał się, by spojrzeć na kobitę. Wprawnym okiem ocenił, że nie jest ona warta większej uwagi. No ale że oddała mu jego własność, tak bez zbytniego marudzenia.. Jeszcze osobiście go przyprowadziła pod ostrze, wypadało ładnie podziękować.
Skinął więc lekko głową i odepchnął ją tyłkiem, bo głupia się ustawiła w taki sposób, że zaraz pod topór by mu wpadła. Kobieta odleciała trochę do tyłu, chwiejąc się na nogach.
A potem.. potem zaczęło się piekło. A przynajmniej miało się takowe zacząć, ale krasnolud nie wziął pod uwagę jednego, bardzo ważnego aspektu: intelektu przeciwników. A w zasadzie jego braku, który był tak ogromny, że aż namacalny.
Rzucił się na swojego pierwotnego przeciwnika, którego wszakże wypadało wykończyć. Nie będzie cham jego ulubionej broni bezcześcił, co to, to nie! Zamarkował początkowo atak w ramię, by w ostatnim momencie uderzyć jednak w kolano. Oponent wykonał ruch, który pewnie w zamierzeniu miał być unikiem, który rzeczywiście ocalił kolano. Ale na cóż komu kolano, kiedy te ledwo się trzyma uda? Manewr ten spowodował jednak również, że topór zaklinował się w bezdennej otchłami głupoty przeciwnika i gdy ten leciał na ziemię, pociągnął krasnala ze sobą. Oboje wylądowali więc w całym tym brudzie, spowijającym ulice Gulety, karzeł szczęśliwie na nieprzytomnym i wykrwawiającym się przeciwniku. Wąsacz zaklął szpetnie. To (znowu!) nie miało tak wyglądać. W tej chwili powinien padać już drugi przeciwnik. Dokładnie ten, który uderzył go teraz drewnianą pałką po plecach, śmiejąc się przy tym szkaradnie. Tym razem z ust Gojojdy poleciała całkiem miła wiązaneczka skierowana w stronę parszywego losu. Nie czekając na kolejny cios w plecy, krasnal sturlał się z nieprzytomnego przeciwnika i sięgnął lewą ręką po topór. Widząc ponownie opadającą pałkę wyciągnął przed siebie prawicę, która akurat nie była opancerzona w żaden sposób. Głupotą wydało mu się zasłona, (wszak mimo niezbyt częstego użytkowania i ta ręka czasami się przydaje), chciał więc chwycić broń przeciwnika w dłoń. Cóż.. palce z pewnością szybciej się naprawią, niż pogruchotane przedramię. Syknął tylko z bólu, klnąc przy okazji w każdym znanym mu języku. Bolało, a i owszem, ale uczucie to było praktycznie nierozłącznym kompanem podróży wąsacza. Roześmiany przeciwnik nie wziął tego pod uwagę, a krasnolud nie zwykł marnować podarowanych mu na tacy okazji do ratunku. W jego lewicy znajdował się już topór, który cudem jakimś wyciągnął z otchłani. Był za krótki, by mógł dosięgnąć nim przeciwnika, toteż nasz dzielny wojak, w miarę możliwości zamachnął się i wypuścił broń w taki sposób, by miała jak największe szanse ugodzenia draba w biodro.
 
Carasell jest offline