Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2012, 20:45   #211
motek339
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
Vestigia spojrzała na elfa i odwzajemniła uśmiech. -Witam. Nie, nie trzeba, przyszłam wyczesać Nadiana - odparła, po czym skierowała się w stronę swojego konia. Wyjęła z kieszeni zgrzebło i zaczęła oporządzać rumaka.
- Znaczy się... mam nie przeszkadzać? - spytał, nie odrywając od niej wzroku ani na chwilę, wciąż oparty o widły. A rumak elfki, najwyraźniej ją poznając, lekko zarżał.
- Nie przeszkadzasz - rzuciła przez ramię, trochę rozkojarzona.
- No to będę nadal nie-przeszkadzał... - odpowiedział z zaczepialskim uśmieszkiem, idąc za nią. Gdy był już zaś przy rumaku, obszedł go dookoła, i znajdując się po drugiej stronie konia względem elfki, poklepał go po karku, spoglądając na Vestigię.
- Dobry konik... ładny konik... pasuje do swojej pani...
Tropicielka, jak gdyby nigdy nic, dalej rozczesywała grzywę swojego gniadosza. Zupełnie jakby niewiele sobie robiła z obecności elfa. Wszak była przyzwyczajona do zmaskulinizowanego towarzystwa. Ten zaś widząc, iż Vestigia raczej nie wlepia w niego oczek, uśmiechnął się pod nosem, po czym znowu zaczął obchodzić rumaka, ślizgając dłonią po jego karku i łbie, i po chwili znalazł się obok elfki, a następnie za nią. Jedna z jego dłoni dotarła do dłoni tropicielki, na której ją położył, a druga... druga znalazła się nagle na talii Vesti.
- Ładny konik, pasuje do swojej pani, bo i ona ładna... - szepnął elfce do ucha, odrobinę przywierając swym ciałem do jej ciała, przez co ta wyczuła jego męski zapach, oraz ciepło bijące z jego nagiego torsu.
Był jeszcze jeden powód, dla którego elfka i jej rumak do siebie pasowali - ani do jednej, ani do drugiego nie wolno było podchodzić od tyłu. Ponieważ tropicielka nie miała jak uskoczyć, wolną rękę wzniosła przed siebie, po czym gwałtownie szarpnęła nią do tyłu, próbując wbić łokieć w brzuch, a najlepiej podbrzusze napastnika. Jednocześnie uniosła swoją prawą nogę i tupnęła, celując w stopę elfa. Miała o tyle ułatwione zadanie, że dokładnie wyczuwała ciało mężczyzny. Po latach życia w lesie to były odruchy. Działania podjęte bez kontroli świadomości. Ale sam się o to prosił...
Gruchnęło, gdy wbiła mu łokieć w brzuch, łupnęło również, gdy tupnęła miażdżąc jego stopę. Elf jednak tylko wypuścił z siebie powietrze... przy okazji puszczając jednak i ją.
- Czy coś nie tak? - spytał, cofając się od niej o krok, bez wyraźnych efektów owej akcji!. Ba, nawet się nadal uśmiechał...
- Jeśli zrobiłem coś nie tak, to przepraszam. - Skinął lekko głową.
- Nigdy nie zbliżaj się od tyłu do kobiety! - warknęła Vestigia, nawet się nie odwracając.
- A z boku mogę? - zażartował bezczelnie.
- Jeśli jakaś ci na to pozwoli... - Vestigia zawiesiła głos.
- A ciebie co ugryzło? - zdziwił się - Roznoszę jakąś zarazę, czy co?
- Nie przywykłam do bycia traktowaną jak byle kurtyzana. To aż takie dziwne?
- Jaka znowu kurtyzana? Toż tyś dla mnie niczym kwiat najpiękniejszy, ulotny płatek śniegu, cudny promyczek, delikatny i ulotny - wyjaśnił. - Drobne zaczepki i umizgi, ot wszystko co tu wyprawiam, a nie... - Nie dokończył, odchodząc nagle od niej, po czym przyłożył czoło do belki sklepiska i zaczął mamrotać do siebie:
- Od ostatnich świń mnie posądza...
- Wszystko w porządku? - spytała ostrożnie Vestigia, zgodnie z zasadą, mówiącą że świrom się potakuje i nie drażni jeszcze bardziej. Mimo to, patrzyła na niego trochę jak na wariata. Nie czekając na odpowiedź, zaczęła się powoli zbliżać do drzwi, nie tracąc go z oczu.
Po wykonaniu czterech kroków, elf zwrócił w końcu w jej stronę twarz. Spoglądał na nią naprawdę dziwacznym wzrokiem, który można było różnie odebrać, Vestigia zaś była naprawdę przekonana, iż nie jest to spojrzenie, które mogło oznaczać cokolwiek miłego czy... normalnego.
- Idziesz już? - spytał łamliwym głosem.
- Chyba powinnam odpocząć przed jutrzejszą podróżą - odezwała się Vestigia, ciągle się cofając.
Wtedy w karczmie rozległ się dziwaczny, nieco stłumiony ryk, dochodzący gdzieś z dołu. Należał on chyba do Saebrineth, lecz nie był okrzykiem przerażenia, tylko bardziej brzmiało to jak ryk wściekłości, czy też może i krzyk bojowy? Elfka rozdarła się na całego, choć może i u niej był to efekt miłosnych uniesień?
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline