Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-12-2012, 20:45   #211
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
Vestigia spojrzała na elfa i odwzajemniła uśmiech. -Witam. Nie, nie trzeba, przyszłam wyczesać Nadiana - odparła, po czym skierowała się w stronę swojego konia. Wyjęła z kieszeni zgrzebło i zaczęła oporządzać rumaka.
- Znaczy się... mam nie przeszkadzać? - spytał, nie odrywając od niej wzroku ani na chwilę, wciąż oparty o widły. A rumak elfki, najwyraźniej ją poznając, lekko zarżał.
- Nie przeszkadzasz - rzuciła przez ramię, trochę rozkojarzona.
- No to będę nadal nie-przeszkadzał... - odpowiedział z zaczepialskim uśmieszkiem, idąc za nią. Gdy był już zaś przy rumaku, obszedł go dookoła, i znajdując się po drugiej stronie konia względem elfki, poklepał go po karku, spoglądając na Vestigię.
- Dobry konik... ładny konik... pasuje do swojej pani...
Tropicielka, jak gdyby nigdy nic, dalej rozczesywała grzywę swojego gniadosza. Zupełnie jakby niewiele sobie robiła z obecności elfa. Wszak była przyzwyczajona do zmaskulinizowanego towarzystwa. Ten zaś widząc, iż Vestigia raczej nie wlepia w niego oczek, uśmiechnął się pod nosem, po czym znowu zaczął obchodzić rumaka, ślizgając dłonią po jego karku i łbie, i po chwili znalazł się obok elfki, a następnie za nią. Jedna z jego dłoni dotarła do dłoni tropicielki, na której ją położył, a druga... druga znalazła się nagle na talii Vesti.
- Ładny konik, pasuje do swojej pani, bo i ona ładna... - szepnął elfce do ucha, odrobinę przywierając swym ciałem do jej ciała, przez co ta wyczuła jego męski zapach, oraz ciepło bijące z jego nagiego torsu.
Był jeszcze jeden powód, dla którego elfka i jej rumak do siebie pasowali - ani do jednej, ani do drugiego nie wolno było podchodzić od tyłu. Ponieważ tropicielka nie miała jak uskoczyć, wolną rękę wzniosła przed siebie, po czym gwałtownie szarpnęła nią do tyłu, próbując wbić łokieć w brzuch, a najlepiej podbrzusze napastnika. Jednocześnie uniosła swoją prawą nogę i tupnęła, celując w stopę elfa. Miała o tyle ułatwione zadanie, że dokładnie wyczuwała ciało mężczyzny. Po latach życia w lesie to były odruchy. Działania podjęte bez kontroli świadomości. Ale sam się o to prosił...
Gruchnęło, gdy wbiła mu łokieć w brzuch, łupnęło również, gdy tupnęła miażdżąc jego stopę. Elf jednak tylko wypuścił z siebie powietrze... przy okazji puszczając jednak i ją.
- Czy coś nie tak? - spytał, cofając się od niej o krok, bez wyraźnych efektów owej akcji!. Ba, nawet się nadal uśmiechał...
- Jeśli zrobiłem coś nie tak, to przepraszam. - Skinął lekko głową.
- Nigdy nie zbliżaj się od tyłu do kobiety! - warknęła Vestigia, nawet się nie odwracając.
- A z boku mogę? - zażartował bezczelnie.
- Jeśli jakaś ci na to pozwoli... - Vestigia zawiesiła głos.
- A ciebie co ugryzło? - zdziwił się - Roznoszę jakąś zarazę, czy co?
- Nie przywykłam do bycia traktowaną jak byle kurtyzana. To aż takie dziwne?
- Jaka znowu kurtyzana? Toż tyś dla mnie niczym kwiat najpiękniejszy, ulotny płatek śniegu, cudny promyczek, delikatny i ulotny - wyjaśnił. - Drobne zaczepki i umizgi, ot wszystko co tu wyprawiam, a nie... - Nie dokończył, odchodząc nagle od niej, po czym przyłożył czoło do belki sklepiska i zaczął mamrotać do siebie:
- Od ostatnich świń mnie posądza...
- Wszystko w porządku? - spytała ostrożnie Vestigia, zgodnie z zasadą, mówiącą że świrom się potakuje i nie drażni jeszcze bardziej. Mimo to, patrzyła na niego trochę jak na wariata. Nie czekając na odpowiedź, zaczęła się powoli zbliżać do drzwi, nie tracąc go z oczu.
Po wykonaniu czterech kroków, elf zwrócił w końcu w jej stronę twarz. Spoglądał na nią naprawdę dziwacznym wzrokiem, który można było różnie odebrać, Vestigia zaś była naprawdę przekonana, iż nie jest to spojrzenie, które mogło oznaczać cokolwiek miłego czy... normalnego.
- Idziesz już? - spytał łamliwym głosem.
- Chyba powinnam odpocząć przed jutrzejszą podróżą - odezwała się Vestigia, ciągle się cofając.
Wtedy w karczmie rozległ się dziwaczny, nieco stłumiony ryk, dochodzący gdzieś z dołu. Należał on chyba do Saebrineth, lecz nie był okrzykiem przerażenia, tylko bardziej brzmiało to jak ryk wściekłości, czy też może i krzyk bojowy? Elfka rozdarła się na całego, choć może i u niej był to efekt miłosnych uniesień?
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline  
Stary 05-12-2012, 21:00   #212
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
- Mhm... - mruknął Daritos na jej uwagę o kąpieli. Dawno nie czuł się już tak rozluźniony i z kobietą u boku. - Powiedz mi Meggy... powiedz mi o sobie coś, czego nie wiem.
- Ale co? Tak obojętnie co? - Zachichotała - No to... lubię gruszki! - Zaśmiała się już głośniej, przez chwilę gilgocząc go po brzuchu.
Również zachichotał (z powodu łaskotek), jednak po chwili zabrał jej ręce z brzucha i podniósł ją delikatnie, sadzając “Meggy” sobie na nogach, twarzą do siebie.
- Miałem na myśli jakąś ciekawą historię z życia wziętą. - wyciągnął rękę i wziął z talerza ukrojoną kostkę gruszki, który następnie włożył dziewczynie do ust i natychmiast ją pocałował, kradnąc kawałek owoca, jednocześnie wolną ręką pieszcząc jej pierś.
- Ty... - Pacnęła go dłonią po torsie - Ty łobuzie ty...mmm - Zamruczała odnośnie jego dłoni.
- Historyjkę z życia... a bo ja wiem.... - Meggy zamyśliła się na moment - Kiedyś pewien rycerz szukał najemników, żeby z nim oczyścić las należący do jego pana, Lorda... jak mu tam było... Ellihorn, czy jakoś tak... no i ja też się zgłosiłam. Było nas dziewięciu i ten rycerz cholerny, i mieliśmy Gobliny przepędzić, co tam się panoszyły i wszystko co las oferował zżerały... no i je znaleźliśmy, a raczej one nas, kilka z nich, i uciekły, a my za nimi, i wpadliśmy prosto w ich wioskę. Sypały się strzały, dzidy, bełty, a ja ich ogniem! - Uniosła pięść w górę - I poranili naszych sporo, nawet paru mocno, a ja ich przypalałam, i jak pewną chatkę z dymem puszczałam, to jak nie walnęło! - Pacnęła w wodę, ochlapując Daritosa, i kontynuowała z przejęciem - Bo w tej chatce to coś składowali, chyba wino albo gorzałę, i jak srutnęło, to wszyscy padli, my też, Gobliny wystraszone w końcu uciekły, a my cali różowi tam stali od tego świństwa hihi...
Zaklinacz słuchał z umiarkowanym entuzjazmem, na koniec śmiejąc się lekko.
- Ciekawa przygoda, nie powiem. - nie przestawał pieścić jej piersi, teraz dodatkowo miał zajęte usta, bo przygryzał jej ucho.
- A może pójdziemy do łóżka? - Zaproponowała tuż po cichutkim westchnięciu z rozkoszy, z rumieńcem na twarzy i sztywniejącymi pod jego dotykiem, różowiutkimi suteczkami.
- Mhm. - wymamrotał jedynie nie przestając całować ją w ucho, ani pieścić jej piersi. Uszczypnął ją w stwardniałe sutki i nie wyglądało na to, żeby miał zamiar wychodzić z balii.
- Ał! - Pacnęła go w łeb za te szczypnięcie - Woda już zimna... - Dodała.
- No to chodźmy. - Wstał po chwili i wyszedł z balii, po czym podał jej rękę, żeby jej pomóc wyjść.
Wpadli gwałtownie na łóżko, zespoleni ze sobą ustami i ciałami, szaleńczo się całując i pieszcząc, wśród miłosnego uniesienia. Meggy tym razem wyraźnie przejęła kontrolę nad sytuacją, stając się tą bardziej dominującą stroną... dziewczyna leżąc na Daritosie smakowała jego ust, do figli włączając nawet języczek, a Zaklinacz czuł się po prostu wspaniale z cieplutkimi piersiami na swym torsie...które po pewnym czasie zaczęły jednak przesuwać się po jego ciele w kierunku brzucha, a następnie niżej i niżej. Dziewoja szybko zajęła się jego męskością, nie szczędząc tam wyuzdanych pieszczotek...


A on nie zamierzał jej w tym przeszkadzać - kiedy “Meggy” zeszła niżej, mógł jedynie pieścić jej włosy i mówić jej czułe słówka...pozostawiona więc swym czynom dziewoja uwijała się nad wyraz pracowicie, coraz bardziej i bardziej przybliżając Daritosa cudownemu uczuciu. Gdy jednak było już tuż tuż, przestała nagle, po czym z uśmieszkiem spojrzała ku niemu.
- Wytrzymasz jeszcze trochę?
Wziął głęboki oddech i odwzajemnił zawadiacki uśmieszek.
- To zależy co planujesz, ale zrobię co w mojej mocy. - powiedział, rozbawiony z jakiegoś powodu.
Śmignęła ku jego twarzy, składając przelotny uśmieszek, chichocząc pod nosem, po czym ustawiła się na łożu, już w milczeniu wypinając bezwstydnie ku niemu pupę... w Daritosie na taki widok - i wbrew jego naturze - zagotowała się krew.
Przez chwilę Zaklinaczowi naprawdę wydawało się, że śni. Jednak wszystko dookoła niego - jego rozpalenie, piękny zapach kobiety obok niego, napięcie wynikające z tego, co miało się zaraz wydarzyć, błyskawicznie sprowadziły go na ziemię.
Już po chwili podźwignął się energicznie z pozycji leżącej i stanął za “Meggy” na kolanach. Przez chwilę gładził pośladki (i ich okolice) dziewczyny. Już miał się zabrać do rzeczy...
...gdy w karczmie rozległ się dziwaczny, nieco stłumiony ryk, dochodzący gdzieś z dołu. Należał on chyba do Saebrineth, lecz nie był okrzykiem przerażenia, tylko bardziej brzmiało to jak ryk wściekłości, czy też może i krzyk bojowy? Elfka rozdarła się na całego, choć może i u niej był to efekt miłosnych uniesień?
 
Gettor jest offline  
Stary 09-12-2012, 18:56   #213
 
Allehandra's Avatar
 
Reputacja: 1 Allehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodze


[media]http://www.youtube.com/watch?v=cO7D45lZi4g[/media]

Saebrineth z wielką chęcią zostałaby w tej Otchłani Chuci i Czułości, choć nie do końca wygodnej, ale cóż to za drobnostka. Aby śnić ciągle ów sen, i na zawsze. Jednakże, to się działo naprawdę, tu i teraz, na Pierwszym Planie, na Torilu, tu i teraz. I trzeba było w końcu rozciąć Płaszcz Ciszy.
-Nie pamiętam, kiedy ostatnio plotłam jakiś warkocz. A może nigdy żadnego... Co takiego wplotłaś w me włosy? - spytała głosem wyższym i bardziej melodyjnym niż zwykle, poruszyła głową w górę i w dół.
- Wstążkę. Czarną wstążkę. - Una szepnęła jej do uszka, które również przy okazji lekko skubnęła ząbkami. Wciąż siedząc za Elfką, objęła ją ramionami, przytulając do siebie, a ta ponownie poczuła miękkość i ciepło piersi ludzkiej kobiety.
-Nie mam ochoty z całą tą hałastrą iść szukać Odpowiedzialnego za napaść na Silverymoon. Ale.. - Zawachał się jej głos. - Ale zobowiązałam się, i tutaj nie mam przecież co zostać, prawda? Ciekawość chciałam zaspokoić, a i też jednak coś złota uzyskać. - Pochwyciła ją za ramię mocniej.
Una przytuliła się policzkiem do karku Saebrineth, obejmując ją również nieco mocniej, a zarazem i czulej.
- Złoto to nie wszystko - Szepnęła - No i może mogłybyśmy... - Nie dokończyła.
-Ja jestem przyzwyczajona do życia w głuszy, a nawet wolę ją niż cuchnące miasto, jednak sama wszystkiego nie zrobisz, nie wyprodukujesz wielu przydatnych rzeczy. - Podjęła dalej. -Co mogłybyśmy? Chyba masz sporo do zostawienia za sobą.. i zostawienia.. kogoś kogo.. chyba kochasz.. - głos jej ugrzązł.
- Nie bądź taka pewna - Parokrotnie przejechała kciukiem po jej ręce - Mogę rzucić wszystko, tak od razu, tak daleko już zaszło... - Dodała jakby ze smutkiem w głosie.
-Co tak daleko zaszło? - Spróbowała obrócić głowę, by choć kątem oka mogła spojrzeć w jej oczy. -Nic ostatnio nie robiłaś, coby twą duszę cieszyło?
- Duszę? - Powtórzyła po niej - Jakby to odpowiednio wyrazić... obawiam się, że moja dusza umarła już bardzo dawno temu - Potarła o Elfkę policzkiem - Choć pojawiła się na nowo pewna iskierka nadziei...
-Cóż..biorąc swoją elfią rachubę pod uwagę, ja mogę czekać.. lecz ludzkie życie dużo krótsze, i prędzej się wypala, to i dusza może także.. - Wyrzekła melancholijnie. -Jam.. tą iskrę wskrzesiła? - ciepły oddech Una poczuła na swej szyi.
- Mhm - Przytaknęła, przesuwając się nieco po niej, by w końcu znaleźć się ponownie twarzą w twarz, wciąż jednak nie odrywając od niej rąk, i pozostając przytuloną.
- Ucieknijmy od tego wszystkiego. Tylko ty i ja, razem już na zawsze. - W oczach Uny pojawiły się ogniki.
Czuć było, jak Saebrineth cała zadrżała, niby fale uczuć i emocji targały nią całą. Złote płomienie zafalowały na nowo w oczach Elfki. Wpiła się w usta Uny dziko, w odpowiedzi, chaotycznie wodząc po jej talii. Z trudem jednak oderwała się od jej ust.
-Wiele masz do zabrania? - Przemówiły kocie płynno-złote ślepia.
- Ledwie tobołek. - Odpowiedziała w końcu, gdy już mogła. Szybko jednak opuściła wzrok w dół, nie chcąc nagle spoglądać w Elfie oczy...czy i może się czegoś wstydząc?
Zatrzepotała rzęsami Łotrzyca.
-Taka jestem straszna i brzydka, że długo nie można na mnie patrzeć? - Uniosła czarnookiej podbródek.
- Nie...to nie tak... - Szepnęła Una - Bo Ty... znaczy się ja... się chyba w tobie... zadurzyłam. - Wydusiła z siebie w końcu, mocno ją obejmując w pasie.
-I obawiasz się że jutro Tobie przejdzie, lub to tylko sen? - Przymknęła nieco oczy. -[i] Albo nie może być, że to kobieta jest obiektem uczuć? - Dodała.
- Nic z tych rzeczy - Una zaczynała szeptać na granicy słyszalności, przez co Elfka musiała naprawdę nadstawić uszu - Wiem, że to nie sen, wiem, że mogłybyśmy razem uciec na drugi kraniec świata, i wiem, co nagle poczułam, gdy się spotkałyśmy...ale... - Odwróciła wzrok od Saebri - ..ale ja Cię okłamałam
-Przed chwilą niedawną to pewnie powiedziałaś, a zaraz mówisz, że skłamałaś..? - Posmutniało lico Elfki. -Powiedz prawdę, wiele razy byłam już raniona, na różnorakie sposoby.. - Spuściła tym razem ona wzrok.
- Nie trafiłaś do tej piwniczki przypadkiem - Powiedziała, przykładając swe czoło do czoła Elfki - Ja Cię tu zaciągnęłam, chcąc...usidlić
-No za wiele nie pomogłam z winem, owszem. - Zaśmiała się. - Toś mnie usidliła, sukkubie jeden. - Dodała żartobliwie, uśmiechając się zadziornie do niej, a wtedy Una spojrzała prosto w jej oczy z całkiem poważną miną, a ciemne źrenice ludzkiej kobiety zajarzyły się nienaturalną czerwienią...


-Yy...em.. ale..jak.. co.. nie rozumiem.. - Elfki oczy robiły się całe wielkie z zaskoczenia, i jednak zaczynała naprawdę rozumieć, że nie stoi przed nią zwykła ludzka, karczemna dziewoja..





Una w mileczeniu cofnęła się od Saebrineth, skrywając się w mroku piwniczki. Widoczne pozostały praktycznie tylko jej czerwone ślepka, rozświetlające mrok otoczenia.
- Tu miałaś zginąć. - Szepnęła. - Skończyć jako anonimowa przekąska, podobnie jak pozostali... ale do tego nie dojdzie. Nie po tym, co się wydarzyło, nie po tym, co zobaczyłam w twoich oczach. - “Ludzka” kobieta szeptała z dziwnym sykiem, a Elfkę przeszły nieco ciarki...
- Skończyć jako przekąska.. - Powtórzyła za Uną Saebri, gdy mrowienie ustało. - Kolejne piękno, jadowite i kłamliwe do cnaAAA! - Wrzasnęła Łotrzyca, oczy Łotrzycy były znów szeroko otwarte, lecz źrenice zawężone niczym u węża, i jadowicie żółte tęczówki.
Nagle mrok piwnicy poczęło przenikać słabe, srebrzyste światło.. po czym z przezornie wziętego przez Saebrineth rynsztunku... wychynęło jej Księżycowe Ostrze, z jego przedziwnym dzwonie przy rękojeści, niczym płatki kwiatu!
Ostrze jaśniało teraz na całą piwniczkę bladym księżycowym blaskiem.


Rozległ się trzepot skrzydeł, a “Una” wyglądała już zgoła inaczej. Saebrineth aż zachłysnęła się powietrzem na widok postaci znajdującej się przed nią. Duże, czarne niczym noc, błoniaste skrzydła, oliwkowa skóra, zakręcone rogi na głowie. Kolor włosów i twarz pozostały praktycznie te same, jednak całe ciało zdawało się być zupełnie obce. Do tego jeszcze ten ogon zakończony grotem... i ten “ogon” z przodu, mający naprawdę spore rozmiary. Kobieta-demon-diabeł(czy inne cholerstwo) spojrzała na nią swymi czerwonymi ślepiami, po czym... uklękła tuż przed nią, wbijając wzrok w podłogę.
- Tak właśnie wyglądam... - Szepnęła dziwnie melodyjnym głosem - Taka ma prawdziwa natura Saebrineth... jednak to co już było, to również było prawdziwe. Jeśli chcesz mnie teraz zgładzić, zrozumiem... - Nie drgnęła ani o cal.
Przewiercała swymi ślepiami w furii prawdziwą postać Uny, w czasie jednego oddechu pochwyciła Ostrze i przystawiła do szyi “kobiety”. Istny ocean emocji i uczuć przetaczał się przez całe jestestwo Saebrineth, lecz ona ani nie zadawała ciosu, ani miecza nie odstawiła.. gdy wtem poczęła słyszeć głosy w swej głowie..

Zrób to, zabij ją!....

Ona kłamie, wiesz że to wszystko oszustwo!
To demon obrzydliwy, co kusi, zniewala i zabija! Szlachetna elfia krew odsyła takie z powrotem do Otchłani!


Zabij to ciało, od teraz będzie mogła pracowicie z moich mocy korzystać!

-Rrr... - Z ust Elfki zaczął się wydobywać się niski pomruk, tylko głosy Ostrza wzmagały jej furię, a zaraz potem Ostrze.. samo wzięło się widać za dzieło, próbując rozorać demoniczną szyję!
-Nii....niee...nn...NAuuuuuUU! - Ryknęła gardłowo Saebrineth, opierając się woli Ostrza, starając się odsunąć głownię miecza od szyi z całych sił. Z Ostrza zaczęły wypływać falujące strumienie energii...

-GgHhhmmf....GrRRRaaaaaaaaaaaaaaUGHHHHHHHHHHH! - Jej warkocz miotał się dziko na lewo i prawo jak i jej ciało, nigdy Łotrzyca nie wydała z siebie krzyku o takiej mocy, cały wielki ocean kłębowisk emocji i uczuć poderwał się w narowisty rozszalały sztorm a wraz z tym... Księżycowy Kwiat uderzył z łoskotem o podłogę.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=pWNdGDEhm6A[/media]

Elfka osiadła również na klęczkach przed Uną, wyczerpana od ewidentnej walki z bronią. Mając przymknięte oczy, drżącymi rękoma objęła rogatą głowę, i ucałowała czule w demoniczne czoło.
Piekielna, czy tam i Demoniczna kobieta przez dłuższą jeszcze chwilę nadal miała opuszczoną głowę, wpatrując się w podłogę. W końcu powoli ją podniosła.
- Nie... zabijesz mnie? - Na jej twarzy malowało się zaskoczenie wymieszane z dużą dozą smutku.
-Ani myślę, właściwie to.. nie pozwoliłam mojemu “szlachetnemu” Księżycowemu Ostrzu Ciebie zaszlachtować.. - Wyrzekła zmysłową chrypką.
Na odgłosy dobiegające znad ich głów, spłoszona Una schowała się niczym dziecko za Saebrineth. Najwyraźniej towarzysze Elfki, słysząc jej krzyki, zaczęli przeszukiwać za nią karczmę! Co jednak będzie, jeśli zdecydują się zejść do piwniczki? Zdecydowanie nie będzie to prostą sprawą, wytłumaczyć im szybciej niż magicznie przywołana błyskawica lub inny destrukcyjny twór, że ta tu rogata pannica nic jej nie zrobiła...
Saebrineth spojrzała w górę, przygryzając dolną wargę, po czym spojrzała na Unę.
-Chyba mnie szukają... Je... jest stąd jakieś inne... wyjście..? - Poczęła wodzić wzrokiem po ścianach. Una zaprzeczyła ruchem głowy.
-Pójdę lepiej do nich, i przekonam, że nic mi się nie stało, a Ty może poczekaj na mnie tutaj? - Zaproponowała.
 
__________________
"Dzika, pierwotna natura niesie wezełki z leczniczymi ziołami; niesie wszystko, czym kobieta powinna być, co powinna wiedzieć. Niesie lekarstwo na wszystko. Niesie opowieści, sny, słowa i pieśni, znaki i symbole."

Ostatnio edytowane przez Allehandra : 17-05-2013 o 20:36.
Allehandra jest offline  
Stary 09-12-2012, 21:22   #214
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Na środku sali jadalnej karczmy stała bosa Kapłanka, ubrana jedynie w spodnie i mocno rozchełstaną koszulę. Tarin, w podobnym stroju, i z włócznią w dłoni, kierował właśnie swe kroki do kuchni, podczas gdy... ze schodów piętra zszedł najpierw z gołą klatą Raetar z mieczem w dłoni, a tuż za nim w wyjątkowo kusej, fioletowej, i wygniecionej sukience Arasaadi, również paradując bez pantofelków. Za tą dwójką tarabanił się zaś żywiołak.
- Czy to była Saebrineth? - Tarin spojrzał na swoich towarzyszy płci wszelakiej. Otworzył szeroko drzwi do kuchni. - Zabiła nam kucharza, bo ją podglądał? - zasugerował na pół żartem.
- Rozejrzymy się po pomieszczeniach na parterze, parami. Bo widzę że już się dzielić nie musimy. Które bierzecie? - Samotnik jakoś się nie roześmiał.
Zarówno Kapłanka, jak i Łotrzyca spoglądnęły jedna na drugą, lustrując ubiór (czy raczej jego pewne braki) tej drugiej, po czym obie uśmiechnęły się pod noskami... Kuchnia do której zajrzał Tarin okazała się zaś pusta. Nigdzie ani żywej duszy...
- Piwnica? - Tarin spojrzał na kapłankę.
W kuchni znajdowały się jeszcze dwie pary innych drzwi. Jedne prowadzące na zewnątrz, a drugie... drugie otwarły się z łomotem, a pojawił się w nich karczmarz, owinięty jedynie prześcieradłem w pasie. I trzeba było przyznać, że figurę to miał całkiem niezłą, odbiegając wszelkimi normami od typowego karczmarza, bo nie dość, że nie miał brzucha, to jeszcze miał i sporo mięśni...
- Co tu się dzieje? - Łypnął na towarzystwo.
-To i my byśmy chcieli wiedzieć.- rzekł w odpowiedzi Samotnik wyraźnie znudzony tym staniem w miejscu.
Nagle klapa od piwnicy zgrzytnęła, i w cały ten ambaras wyszła właścicielka “Dziwnych Odgłosów” dość pokracznym krokiem, w swoim rynsztunku może nie tyle co zwisającym swobodnie na lewo i prawo, ale na pewno nie ciasno dopasowanym do sylwetki, jak zwykle, do tego nieco miała zszargane włosy wraz z warkoczem, jakiego przedtem zdaje się nie miała, z miną też dosyć nietęgą.
- Yyem...ten tego, niczym się nie frasujcie, nic mi się nie stało, może dawno tyle na pusty żołądek nie piłam.. - Wychrypiała Saebrineth, na chwilę obawiając się, czy aby nie wyolbrzymiła swojej kreacji.
- Dobrze słyszeć - powiedział Tarin. Obrzucił Saebrineth uważnym spojrzeniem. - Bardzo dobrze to słychać. Słyszeć - poprawił się.
- Eheeeem - Przytaknęła z łobuzerskim uśmiechem na słowa Elfki Arasaadi.

Po Raetarze trudno było poznać, czy dał wiarę słowom Saebrineth. Jedno było pewne. Wyraźnie niezbyt go obchodziło, co ona w tej piwniczce robiła. Oparł ostrze miecza o swe ramię. I skierował się na górę, mówiąc.-Szkoda czasu na dalsze pogaduszki, jutro wyruszamy o ile dobrze pamiętam.
- Nie zdewastowałaś całej piwnicy, prawda? - spytał uprzejmie Tarin. - Zostało tam jeszcze coś na jutro?
- Oo, zostało jeszcze mnóstwo, nic się nie bój Czaromiocie.-Zapewniła Tarina poklepując go po ramieniu energicznie.
- No, no, właśnie - Wtrącił się karczmarz, grożąc palcem, choć z niegroźną miną - Coby tam coś zostało...
-OjOjo, moja postura nikła, mizerna, i elfka wiele nie potrzebuje. - Oświadczyła.
- Raetar ma rację, czas spać... - Arasaadi wymówiła dosyć kontrowersyjnym tonem ostatnie słowo, po czym mrugnęła ogólnie do towarzystwa, i skierowała się czym prędzej na pięterko...
- Nooo, tak - Powiedziała Kapłanka, uśmiechając się do Elfki, również mając zamiar opuścić kuchnię.
- Dobranoc zatem - powiedział Tarin. - A to - wskazał na klapę - najlepiej zamknąć na głucho, żeby kolejny gość nie narobił rabanu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez Kerm : 16-12-2012 o 21:47.
abishai jest offline  
Stary 10-12-2012, 19:18   #215
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Karczma "Stary Kłos"
6 Ches(Marzec)
3-ci dzień wyprawy
koło północy

Zamieszanie w karczmie w końcu ustało, a sprawa krzyku Saebrineth została wyjaśniona. Co prawda, nie wszyscy uczestniczyli w wydarzeniu, prowadzącym do małej pogawędki w kuchni, jednak fakt, iż nastał spokój, a następnie wyraźnie słyszalne "dobranoc" Aislin w korytarzu na piętrze wystarczyło, by ociągający się z opuszczeniem swych izb śmiałkowie, zrozumieli, iż był to najwyraźniej fałszywy alarm. Nie pozostało więc nic innego, jak powrócić - lub i kontynuować - swe różnorodne, często dosyć nietypowe zajęcia...



***

Daritos kochał się szaleńczo z "Meggy", co chwilę odkrywając na nowo naturę dziewczyny. Młoda Zaklinaczka zaskakiwała mężczyznę co rusz swym zachowaniem, czynami, a nawet słowami. Fascynowała go całą sobą, działając na niego niczym jakiś afrodyzjak, czy najprawdziwsza Nimfa, oczarowując go swymi wdziękami, prostotą, urokiem, a nawet naiwnością, a on chłonął każdy szczegół, i wciąż było mu mało i mało.

***

Tarin, Vestigia i Aislin udali się do swych pokoi, biorąc pod uwagę późną porę i możliwość spoczęcia w wygodnym łóżku, co w pewnym stopniu stanowiło luksus sam w sobie...

***

Wulfram niemal już zasypiał z wtuloną w niego, cieplutką Elfką, gładząc jej włosy. Po raz pierwszy od wielu dni poczuł się dużo mniej zestresowany całą tą wyprawą, zapominając na chwilę o wszelkich związanych z nią problemach. Na drobny moment nie liczyło się Silverymoon, plugawa armia zielonoskórych, i tym podobne sprawy.

***

A Raetar poznawał właśnie określenie "Zachód słońca w Calimshan", jakim uraczyła go bezwstydnie Arasaadi. Kobieta światowa najwyraźniej, i zdecydowanie dosyć intrygująca, pozwoliła Samotnikowi na rodzaj miłostek, na jakie nie każda kobieta była chętna, on zaś znowu odniósł wrażenie, że to wszystko jednak było zaplanowane...


~


- Pułapka!!!! - W środku nocy rozległ się donośny krzyk, należący tym razem do Aislin. Kapłanka najpierw krzyknęła słownie o pomoc, a następnie wyjątkowo pięknie wrzasnęła tak, jak to tylko kobiety potrafią... i najwyraźniej tym razem nie był to już chyba fałszywy alarm. Gdzieś w karczmie, najprawdopodobniej w izbie Aislin, rozległy się jakieś trzaski.




***

Raetar spojrzał na Arasaadi, ta z kolei na niego. Oboje wyrwani z drzemki, niezbyt chętni do działania po wielu miłosnych ekscesach... ruszyli się jednak w końcu dosyć szybko wyskakując z łoża, następnie zakładając choć prowizoryczny strój. Zaczęło się więc najwyraźniej to, czego się obawiali(albo przynajmniej czego on się obawiał...czy raczej przeczuwał).

Gdy zaś Samotnik otwarł dzrzwi własnej izby, i nakazał żywiołakowi iść przed sobą, ten... ani drgnął. Nie widząc zaś innej możliwości, Raetar stuknął kupę kamieni, ta zaś rozsypała się z łoskotem, będąc już naprawdę kupą kamieni!.


***


Wulfram - podobnie jak wielu innych - niezbyt chętnie(jednak należało!) wyskoczył z łoża, będąc już święcie przekonany, że tego faktu nie należy już ignorować. Wydostał się więc z objęć ponętnej Elfki, po czym zaczął pospiesznie zakładać spodnie...
- Wybacz na moment złotko - Burknął do Mariahanny.
- Och nie, to ty raczej wybacz... - Odparła a jej oczy zapłonęły czerwienią.

Wtedy też coś opadło z sufitu, owinęło się błyskawicznie wokół szyi jednookiego, a następnie mocno pociągnęło w górę. Wulfram instynktownie sięgnął do zaciskającej się rzeczy na jego grdyce, całkowicie ignorując niedopięte spodnie. Efektem tego, zawisnął w powietrzu kompletnie nagi, rzucając się niczym złowiona ryba na (zapewne magicznej) linie, która miała najwyraźniej zakończyć jego żywot.

A Elfka zaśmiała się paskudnie, chwytając wielki miecz, należący do charczącego jednookiego.

 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 29-12-2012, 10:54   #216
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Na wszystkie demony! - zaklął Tarin, nagle wyrwany ze snu. - Jakaś cholerna powtórka z rozrywki? Wyspać się człowiekowi nie dają - narzekał, pospiesznie ubierając spodnie.
Z krótką włócznią w dłoni wybiegł na korytarz.
Vestigia otworzyła gwałtownie oczy. Nie spała dobrze. Co chwila budziły ją koszmary. Dlatego też nie była pewna czy wołanie o pomoc nie było tylko wytworem jej wyobraźni. Zerknęła na wciąż zaryglowane drzwi i uspokoiła się. Wtedy rozległ się pisk. Tropicielka, już pewna, że to nie był jednak sen, ubrała się szybko, złapała swoje miecze i, gotowa do walki, odryglowała drzwi i wybiegła z pokoju. Rozejrzała się po korytarzu w poszukiwaniu źródła krzyku.
Zaklinacz jeszcze nie zdążył ochłonąć po ostatnich igraszkach z dziewczyną, kiedy usłyszał drugi krzyk. Pierwszy Daritos i “Meggy” zgodnie postanowili zignorować, jednak tym razem brzmiało to poważniej. Dobrze, że para zaklinaczy na tę noc skończyła.
- Chyba trzeba to sprawdzić... - zaproponował bez entuzjazmu Daritos, po czym z ociąganiem wstał z łóżka i założył spodnie, buty, oraz koszulę, po czym wyczarował malutkie, magiczne oko i spróbował przy jego pomocy przemknąć przez dziurkę od klucza drzwi do własnego pokoju, a następnie w kierunku z którego krzyczała (chyba) kapłanka.
Ilisdur wypadł z pokoju pod dłuższej chwili, ale gwałtownie. Ubrany był co prawda jedynie do pasa, przez co widać było kilka podłużnych białych blizn na jego ciele i jedną dłuższą przecinającą łuk brwiowy i wargę. Spojrzał po Tarinie i rozglądającej się Vestigii mówiąc krótko.
- A gdzie reszta? Powinno też ich to zbudzić.

Początkowe wrzaski, jakie obudziły nocującą gromadkę z Silverymoon, ucichły, zamiast jednak nich, w pokoju zajmowanym przez Kapłankę (i najprawdopodobniej Saebrineth) pojawiły się jakieś trzaski, zupełnie jakby ktoś coś przewracał...lub z kimś walczył?
Magiczne oko, stworzone przez Daritosa, przecisnęło się przez dziurkę od klucza jego izby. “Podglądający” nim korytarz Zaklinacz, ujrzał paru swych towarzyszy, więc i on wraz z Meggy opuścili izbę, dołączając do reszty. Nikt za bardzo nie wiedział o co chodziło... a Daritos miał zamiar skorzystać z małego ślipia na drzwiach od izby Aislin. Miał zamiar.
Tarin, nie czekając na jakąkolwiek relację małego ‘podglądacza’ ruszył do celu, by otworzyć drzwi komnaty Aislin.
Zrobił jednak ledwie dwa kroki, gdy korytarz znajdujący się w okolicy pokryła nagle całkowita ciemność, z której rozległy się wredne chichoty. Daritos wraz z Meggy znaleźli się dokładnie po drugiej stronie owego obszaru, również nie bardzo wiedząc co się dzieje.
- Tu widać! - Dziewczyna szarpnęła Zaklinacza w tył, wyciągając go z owego cholernego mroku... z którego wyłoniły się jakby żywe, szponiaste opary ciemności, atakujące śmiałków po obu stronach korytarza, a ci, których dopadły, poczuli się jakby jakieś lodowate zło wpełzło w głąb ich ciał, zgniatając wnętrzności...
Tarin cofnął się o dwa kroki.
- Światło! - powiedział, wskazując na obszar ciemności.
Inną taktykę zastosował ranny Ilisdur. Elfi mag złożywszy dłonie w kolejne gestii wypowiadając słowa magii próbował rozproszyć magię ciemności i wszelkie czary jakie się w niej kryły.
A po rzuceniu czaru rzekł do Vestigii.
- Osłaniaj mnie, potrzebuję czasu by przygotować się do walki.
Przez kilka burzliwych sekund Daritos rozmyślał nad planem działania analizując w głowie sytuację w jakiej się znaleźli. Jego umagiczniony wzrok nie mógł spenetrować tej ciemności i Zaklinacz nie był pewien, czy cokolwiek w niej “jest”, czy to tylko wyjątkowo wredna i głodna... mgiełka
- Trzeba sprawdzić, czy coś jest w tym korytarzu! - krzyknął Zaklinacz do towarzyszy po drugiej stronie. - Poślę niewielki promień mrozu, dajcie znać jeśli przedostanie się na drugą stronę! - jak powiedział, tak zrobił.
Koncentracja na walce i nocna pora to były aż nadto, by tańcząca Łotrzyca, Saebrineth wpełzła nie zauważona na piętro, przyczajając się przy Tarinie, Illisdurze, Vestigi i czekając na rozwój wydarzeń..
Vestigia zajęła jak najlepszą pozycję do osłaniania Ilisdura, gotowa dać mu czas na przygotowanie się do walki. Po ataku owego dziwnego czegoś nie czuła się najlepiej, ale nie z takich opresji już wychodziła.

Magiczne światło, przywołane przez Tarina, utonęło w mroku spowijającym korytarz... wychodziło więc na to, iż magia tam panująca, była silniejsza. Ponownie miała się sprawa ze staraniami Elfa, i jego rozproszenie również nie podziałało...za to lodowy promyk, którym strzelił Daritos, spełnił swoje zadanie aż nadto, trafiając w Tarina!.

Mag nie miał jednak czasu, by “podziękować” Zaklinaczowi za takie potraktowanie, czy i by złorzeczyć pod nosem, w mroku rozległy się bowiem znowu chichoty i nagle z ciemności panującej w korytarzu wystrzeliła prosto w Tarina dosyć dziwaczna włócznia, godząca go niezwykle boleśnie w tors.
Rozległ się też jakiś ryk, i z mroku wypadło dziwaczne, humanoidalne “coś” atakujące osłaniającą Elfa Vestigię, i ta również została zraniona, otrzymując cios w prawą rękę, a kończyna szybko zalała się krwią.

 
Kerm jest offline  
Stary 30-12-2012, 12:30   #217
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
W tym też czasie, z drugiej strony panującego w korytarzu mroku, wypadło równie paskudne coś, atakujące Daritosa pazurami. Stwór rozorał mu pierwszym smagnięciem przedramię, przed drugim Zaklinacz zdołał się jednak już uchylić.
Tarin, nie zwlekając, zadał pchnięcie skierowane w korpus potwora. Cios był celny i włócznia wbiła się w ciało stwora, który ryknął zraniony.
Wtedy też, coś brzdęknęło dwa razy, i na tym najwyraźniej się cały burdel w korytarzu nie skończył. Illisdur został ugodzony bełtem prosto w prawe płuco(był krytyk!)...a Meggy otrzymała podobny pocisk w prawe ramię.
- Co jest kurwaaaa??!! - Rozległ się ryk Barbarzyńcy najpewniej z jego izby, i tam również pojawiły się jakieś łomoty...
- Czep się ogona, skurwysynu! - wrzasnął zaskoczony atakiem Zaklinacz. Warknął na poczwarę, która przed nim wyrosła i cofnął się o krok, żeby w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał przywołać niebiańskiego przybysza, znanego jako Bralani.
- Zajmij się tą poczwarą. - rozkazał mu, po czym zwrócił się do “Meggy” - A ty chodź tu i stań za mną!
Ilisdur ponownie ranny mimo osłaniającej go Vestigii zaklął w swym rodzinnym języku i rzucił kolejne zaklęcie mające otoczyć go kamienną osłoną chroniącą skórę przed ciosami. Po czym rzekł.-Musimy się wycofywać na dogodne pozycje i przygotować lepiej do walki. Tutaj nas wyrżną w pień.
Tarin, chociaż okazję i powód do rzucania na prawo i lewo brzydkimi wyrazami miał, wolał rzucić jakiś czar. W tej chwili nieco szkoda mu było gospody, z której po podpaleniu niewiele zapewne by zostało, dlatego ograniczył się do nieco słabszego zaklęcia.
Garstka magicznych pocisków pomknęła w kierunku osobnika trzymającego włócznię.
Z ciemności Saebrineth przyglądała się stworowi, oraz czy było jej kiedyś dane widzieć podobnego osobiście, albo i na rycinie. Nic sobie nie przypominając jednak, dalej pozostawała w ukryciu, gdy Tarin, Ilisdur i Vestigia wycofywali się dla uzyskania lepszych pozycji.
- Niech to szlag! - zaklęła cicho Vestigia. Elfka zaatakowała stwora, który ją ranił, po czym zaczęła się wycofywać wraz z Ilisdurem, tym razem starając się go (i oczywiście siebie) lepiej bronić.
Tarin, po rzuceniu zaklęcia, cofnął się za narożnik, gdzie nie mogły go dosięgnąć bezpośrednie ataki tego czegoś, co kryło się w ciemności.

Towarzystwo zaczęło się więc cofać, broniąc zaciekle przed atakami dochodzącymi z mroku wypełniającego korytarz. Z mroku, z którego wyszedł właściwie identyczny typek z włócznią co ten, który naprzykrzał się już Vestigii. Illisdur ruszył w kierunku schodów z osłaniającą go Tropicielką, Tarin tuż za nimi... wpadając plecami na coś niewidzialnego, co zepchnął bardziej za siebie.
- Spokojnie. - Usłyszał głos Saebrineth, który...dobiegł go w końcu z cienia na ścianie.

Wojenny Mag, Elfia Tropicielka i Zaklinacz, poczuli nagle dziwny ból ran otrzymanych przed chwilą, ran, z których zdecydowanie wypływało zbyt wiele krwi.

Tarin znalazł się nagle w dosyć niefortunnym położeniu, wystawiony właściwie w pierwszym szeregu, przeciw parze już przeciwników, wychodzących z cholernego mroku. A zdecydowanie nie byli oni chyba jedynymi, kryjącymi się tam wrogami. Dwie długie włócznie skierowały się w stronę Wojennego Maga, wykazując niezdrowe zainteresowanie jego skromną osóbką, i wyprowadzono trzy ciosy. dwa z nich były celne... i Tarin został zraniony ponownie w tors, oraz lewą rękę.

W tym czasie, po przeciwnej stronie, Daritos przyzwał pierścieniem Niebiańca, który starł się z dziwacznym przeciwnikiem, siekąc go sejmitarem po nodze, aż trysnęła czarna jucha.


Ten ryknął, po czym kontrował aż dwa razy, i dwa razy spudłował. Meggy rzuciła zaś jakieś ochronne zaklęcie, psiocząc pod nosem na bełt w ręce... i na fakt, iż nagle od jej niewidzialnej tarczy odbił się kolejny bełt!.

Z mroku za Tarinem nagle wyłonił się kształt, który wysforował się po przekątnej korytarza, zbijając włócznię na swej drodze, i zamachując się szablą na pierwszą bestię, cięła rogacza po biodrze.
Ilisdur wypowiedział kolejne słowa magii i wycelował palcem w rogacza. Z jego palca wystrzelił promień negatywnej energii celujący w biesa.
Magowie zdecydowanie nie powinni walczyć w pierwszej linii, nie da się jednak ukryć, że Tarin nie miał zbyt wielkich możliwości uniknięcia takiej akurat sytuacji. Dobrze, że chociaż jakaś dobra duszyczka raczyła stanąć u jego boku. Czekając na przybycie kolejnych posiłków spróbował zrewanżować się za otrzymaną ranę i zadał cios włócznią.
Tymczasem z pokoju Raetara wylazł osobnik nagi, jeśli nie licząc łańcuchów oplatających szczelnie jego ciało. Łysy stwór spojrzał na zaskoczonych takim widokiem Ilisdura i Vestigię. Po czym sycząc coś pod nosem ruszył w kierunku walczących w głębi korytarza elfki, Tarina i kolejnego czarta.
Jeszcze zanim przeszedł, Vestigia poczęstowała go stalą swoich mieczy.
Zaklinacz był umiarkowanie zadowolony ze swojego planu, który jak dotąd działał. Skrzywił się natomiast, kiedy “Meggy” niemalże oberwała drugim bełtem, toteż w miejsce w którym przed chwilą stała Zaklinaczka przyzwał dokładne przeciwieństwo tego, co przed chwilą: Kyton, diabeł łańcuchowy.
- Idź w ten mrok i pozbądź się tego czegoś, co strzela z kuszy. - rozkazał swojemu nowemu tworowi Daritos.
 
Gettor jest offline  
Stary 30-12-2012, 12:47   #218
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
Saebrineth skoczyła w bój, wyprzedzając Tarina w ciasnym korytarzu, po czym zraniła rogatego przeciwnika szablą, co naprawdę się jemu nie spodobało, i nie zapomniał o tym poinformować Elfki, rykiem wściekłości i bólu...

Łysy stwór, po wyjściu z izby Raetara ruszył korytarzem w kierunku walczących z rogaczami, i zdawało się, że nie interesuje go ani Illisdur, ani Vestigia, jednak... Elfka zainteresowała się nim. I podczas gdy obok niej przechodził, zamachnęła się na niego swymi mieczami, nieświadoma, że atakuje sprzymierzeńca! Zatańczyła z nim z wyjątkową gracją, siekąc go mieczami aż cztery razy.

I słysząc w głowie drwiący głos.-”Doprawdy, co za naiwne podejście. Sądzić, że mogę być pokonanym. Z łaski swojej droga elfko, zostaw w spokoju me sługi wysłane wam na pomoc.

Stwór nie odpowiedział atakiem, choć niewątpliwie rany zadane mu przez Vestigię go zabolały. Zamiast ruszył w mrok otulający korytarz kierowany wskazówkami umysłu swego pana.

Sam Illisdur z kolei, nie mając czystego pola do ostrzału, zmył przekleństwo, i zmienił przy okazji swoje zamiary, za pomocą magii przyspieszając ruchy.

Tarin ruszył w przód, dzielnie z włócznią w dłoniach, chcąc odpłacić paskudzie za otrzymane rany. Zadał aż dwa pchnięcia...które wróg zbił z łatwością.

Daritos z kolei również przywołał Kytona-sprzymierzeńca, nakazując mu wejście w mrok, i zatłuczenie czających się tam oponentów. Bralani walczył zaś nadal ze znajdującym się blisko parki Zaklinaczy brodatym typkiem, tnąc go po torsie i łapie. Meggy tuż obok Daritosa rzuciła jakieś zaklęcie, celem którego był on sam, nic się jednak niezwykłego nie wydarzyło...

~
Dwaj rogaci włócznicy cofnęli się o krok w tył, po czym zrobili użytek ze swego oręża. Tym razem Tarin miał szczęście, w porę uchylając się przed ciosami, przez co wyszedł z tej akcji bez nowej rany... Saebrineth miała mniej szczęścia, i początkowo zbiła włócznię, przy drugim ciosie jednak już nie zdążyła w porę, raniona w nogę.

Kyton wbił swe żarzące spojrzenie w Vestigię, wydając z siebie ryk. Smagnął Elfkę dwa razy łańcuchami pełnymi haczyków i zadziorów po łapach, rwąc rękawy i skórę...

Ktoś krzyknął w ciemności najwyraźniej ze strachu... a Tarin otrzymał kolejny bełt z mroku! Choć tym razem była to raczej ledwie odczuwalna rana, bełt wbił się bowiem w coś w jego kieszeni spodni. Radoć nie trwała jednak długo, otrzymane już wcześniej rany zapłonęły dziwnym bólem, podobnie jak i u Vestigii i Daritosa.

Łotrzyca cicho ale i tak groźnie warknęła z bólu, wykorzystała odstęp, wyciągnęła i rzuciła w pierwszą bestię plączonożnym workiem.
Tarin również wykorzystał odstęp - cofnął się o dobry krok (by kolejne bełty wypadające z mroku nie zrobiły mu krzywdy) i poczęstował swego adwersarza garścią magicznych pocisków.

W tym czasie po drugiej stronie korytarza Daritos spojrzał pytająco na “Meggy”, ale na pytania o jej niewypalone czary nie było czasu. Zaklinacz rzucił kolejne zaklęcie mające przywołać coś... okropnego. Najgorszy z możliwych lęków rogatego włócznika, który przed nim stał. Chociaż co Daritos mógł o tym wiedzieć? Może pojawi się słodki kociak, albo coś tęczowego?

Saebrineth rzuciła Plączonożnym Workiem, który trzasnął w jednego z typków z brodą, oblepiając go całego, a nawet i unieruchamiając do podłogi. Ten moment z kolei wykorzystała Vestigia, przeciskając się obok Elfiej Łotrzycy, i zaatakowała przeciwnika wyprowadzając dwa celne ciosy mieczami...
Tarin posłał w drugiego oponenta serię Magicznych Pocisków, raniąc go dosyć dotkliwie, ścierwo jednak jeszcze stało.
Daritos zaś przywołał jakiś cień, który ruszył prosto na rogacza walczącego z anielcem. Bralani pierwszym ciosem chybił, drugi był już celny...a wtedy te cieniste coś zwróciło uwagę włócznika, który zaczął po chwili wrzeszczeć, by w końcu paść bez ducha na podłogę. A po chwili po prostu zniknął.

Nagle również zniknęła ciemność spowijająca korytarz, a oczom tych, którzy mogli na niego spojrzeć, ukazały się dwa leżące w nim ciała mężczyzny i kobiety o błoniastych skrzydłach, oraz dwa Kytony, w tym jeden dosyć mocno poraniony... z izby zajmowanej przez Paladyna i Barbarzyńcę wypadł w końcu również sam Foraghor jedynie w spodniach i z toporem, a za nim... Arasaadi z rapierem w dłoni, ponownie w wymiętolonej sukience.
Brodaty bies stojący przed Tarinem warknął na obrót spraw, po czym znów zrobił użytek ze swej długiej włóczni, dopiero za drugim razem trafiając Maga w rękę...

A rany Vestigii, Saebrineth, Daritosa i Tarina krwawiły obficie.

Saebrineth wyszczerzyła upiornie drobne zębiska, i jak Vestigia obok niej się przecisnęła i stanęła, tak druga elfka wyskoczyła przed “Bitewnego Maga” wybijając się na zdrowej nodze, wyprowadzając cięcie skosem od dołu w lewe udo drugiego biesa.

W tym czasie po drugiej stronie wyzwolonego już z mroku korytarza Daritos uśmiechnął się złowieszczo widząc, że jego ostatni czar zadziałał perfekcyjnie.
Widząc, jak barbarzyńca i łotrzyca wypadają z pokoju tuż obok zaklinaczowego Kytona, mężczyzna krzyknął do nich, żeby go nie ruszali.

- On jest ze mną. - wyjaśnił, po czym rozkazał pierwszemu ze swoich tworów - niebianinowi - podejść do drzwi pokoju kapłanki i je otworzyć, Kytonowi w tym czasie rozkazał przygotować się na cokolwiek co może stamtąd wypaść. Sam też przygotował zaklęcie lodowego promienia, gdyby Zaklinaczowi nie spodobało się to, co tam ujrzy.

Tarin, nie chcąc uszkodzić żadnej z towarzyszek jakimś ciekawszym czarem po raz kolejny użył magicznych pocisków, kierując je w tego samego co poprzednio przeciwnika. Może był monotematyczny, ale jak na razie nikt nie narzekał. No, może poza biesem, ale jego nie zamierzał pytać.

Vestigia miała przed sobą dwóch przeciwników. O dwóch za dużo. Wykorzystując magię swoich butów, elfka zaczęła poruszać się z niebywałą szybkością. Swój taniec ostrzy skierowała przeciwko stworowi stojącemu dokładnie naprzeciw, tnąc i siekąc. Tropicielka starała się ustawić tak, by przejść za biesa, aby móc wraz z Saebrineth wziąć go z dwóch stron.
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline  
Stary 30-12-2012, 17:31   #219
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pobudka wybiła Samotnika z przyjemnego snu. Na wpół przebudzony nie zwrócił uwagi na ciszę. Tę panującą w jego głowie. Przeklinając pod nosem ruszył w kierunku drzwi. Jeśli to znowu jakiś fałszywy alarm, to ktoś przekona się jak bardzo Raetar potrafi “rzucać mięsem”.
Otworzył drzwi i... kupa kamieni się rozsypała. No tak... Czas się dopełnił.
Musiało być już wcześnie rano, Arasaadi leżała w łożu zaskoczona hałasami. A Samotnik spojrzał na nią i zamknął drzwi na korytarz.
Potarł kark i rzekł.- Lepiej się ubierz. Kogoś znów mordują. Chyba Aislin dla odmiany.
- Czy tu nie można w spokoju pospać?
- Burknęła zaspana Arasaadi, w końcu jednak zwlekając się z łoża, po czym z szeptaną wiązanką pod nosem zaczęła ubierać leżącą obok łóżka szmat...sukienkę.
-Na to wygląda, że nie...- mag wziął sztylet i wybrał kąt pokoju. Po czym pieczołowicie rył kolejne linie w podłodze.-Wolałbym ci oszczędzić pewnych widoków, ale cóż. Desperackie czasy oznaczają desperackie metody.

Na korytarzu zaczęły się zaś zamieszki i typowe odgłosy walki.
- Co jest kurwaaaa??!! - Rozległ się również ryk Barbarzyńcy najpewniej z jego izby, i tam również pojawiły się jakieś łomoty...prosto w ścianę między izbą Raetara i właśnie Forahgora.
-Wygląda na to, że mamy... kłopoty...- Samotnik podchodził do sprawy z olbrzymim spokojem, ryjąc w podłodze niezbyt wyraźne linie.-Potrzebujesz coś poza rapierem, moja droga?
Był coraz bliżej ukończenia owego zadania i... widać nic innego go nie obchodziło. Nawet ryki barbarzyńcy.
- Bez moich rzeczy to ja i tak w sumie niewiele zdziałam... - Ubrana już Arasaadi, z rapierem w dłoni, pokręciła głową.
-Sprawdź czy w razie czego da się oknem ewakuować.- rzekł mag stając przed gotowym znakiem.
- I masz zamiar... - Kobieta podchodząc do okna nie dokończyła, bowiem miarowe walenie w ścianę narastało i narastało, aż w końcu jak nie huknęło, i wśród fruwających desek, kurzu, a nawet jakiegoś cholernego obrazka ze ściany, do izby Raetara wpadł prosto na pysk Foraghor, z uczepionym pleców, skrzydlatym paskudztwem, tnącym pazurami i gryzącym ciało Barbarzyńcy.

-Tak... mam zamiar...-rzekł w odpowiedzi Raeatar, kładąc dłoń na znaku i mówiąc głośno.- Zceryll Gwiedzny Pomiocie... Przybądź na me wezwanie.
Tuż nad znakiem zaroiło się od tysiące małych okrągłych lusterek, w których odbiciach widać było oblicze pięknej kobiety z sardonicznym uśmieszkiem.-Arasaadi zajmij naszego gościa i pomóż barbarzyńcy.
A kobieta w lustrach zmieniając się w dziesiątki wijących się macek, krzyknęła głośno i przenikliwie, po czym szepnęła jednocześnie wieloma głosami pochodzącymi ze wszystkich luster.-Widzę, że mamy gości... Taka imprezka i zaprosiłeś mnie. Czyż miała czuć się... wyróżniona Raetarku?

W tym czasie Foraghor, do spółki z Arasaadi, zajęli się skrzydlatą poczwarą, naprzykrzającą się w szczególności Barbarzyńcy, który, nawiasem mówiąc, był już nieźle urządzony. W samych spodniach, z licznymi śladami po pazurach na torsie, rękach, a nawet twarzy, szalał zakrwawiony i z pianą na gębie. Okładał stwora pięściami niczym worek treningowy, co jednak na niewiele się zdało, podobnie jak rozwalenie na głowie oponenta krzesła.
Jasnowłosa kobieta kąsała z kolei przeciwnika rapierem, co również miało jednak mizerne efekty... a owy delikwent, po dokładniejszym w końcu przyjrzeniu się, okazał się rogatą kobietą z błoniastymi skrzydłami.

I to nawet, na swój sposób, atrakcyjną kobietą...


Oceniwszy sytuację Raetar rzekł.- Tym razem będzie po twojemu Zceryll, tym razem zgadzam się na wszystko.
-Bo tym razem nie masz... wyboru, co ?
- zachichotał głos z dziesiątek luster, które upadły na ziemię rozbijając się. Z ust, nosa i oczu Raetara popłynęły stróżki czarnej posoki, ale on już na to nie zwracał uwagi. Podszedł do miecza przy łóżku i chwyciwszy za niego rzekł do demonicy.- Jestem... poirytowany. Dlatego radzę ci uciekać, otchłanna wywłoko.
I wykonał zamach mieczem, a niewidzialna siła szarpnęła za demonicę próbując ją wyrzucić przez okno. Moc ta okazała się jednak zbyt słaba.
- Hssssssss - Syknęła rozjuszona rogata, po czym coś wymamrotała, a prosto z niej w Raetara wystrzeliła dziwaczna chmura mroku, tworząca nawet ze swych obłoków pazury. Zjawisko te zraniło Samotnika jedynie minimalnie...
-Miałaś swoją szansę.- mruknął mag i wykonawszy ruch dłonią przywołał błotnistą sadzawkę pełną macek i organów wewnętrznych. Po chwili z tej paćki śluzu, tętnic i żył uformował się diabeł łańcuchowy.


I z sykiem ruszył na demonicę, Raetar zaś ruszył z drugiej strony zaciskając dłoń na swym mieczu. I uśmiechając się złośliwie.
- Sukinsyn! - Wrzasnęła rogata, ze złością wymalowaną na twarzy, po czym...puf, zniknęła. I tyle ją widzieli. Albo uciekła, albo stała się niewidzialna?
Oczy mogła oszukać, ale umysłu maga nie... Samotnik wiedział, że jej tu już nie było.
-To by było na tyle, jeśli chodzi o tą pannicę.-rzekł Raetar posyłając telepatyczny przez pseudonaturalnemu słudze, który ruszył w kierunku drzwi. -Jak się czujesz barbarzyńco? Dziewuszka ci dała mocno popalić?
- Suka z niej ostra, że szlag -
Burknął Barbarzyńca, ocierając krew z twarzy.
-Co się stało?- rzekł spokojnym tonem Raetar spoglądając na barbarzyńcę spojrzeniem dziwnych, bo odbijających barbarzyńcę w wersji spaczonej.
- A bo ja wiem? - Mięśniak wzruszył ramionami - Spałem se wypity, a młodemu się na figle chyba zebrało... no i te dwie małe dziwki mi chciały gardło rozszarpać... a Yenic tam leży - Foraghor wskazał paluchem na dziurę w ścianie, prowadzącą do jego izby, jednocześnie zezując na wyjątkowo skąpo ubraną Arasaadi.
-Leży i nie dycha? Czy żyw?- kontynuował przesłuchanie Raetar, spoglądając na barbarzyńcę, to dziurę którą ten wybił w ścianie.
- Chyba nie dycha - Foraghor pokręcił głową... a Arasaadi już myszkowała przy owej dziurze, zaglądając do innej izby.
-Mógłbym cię podleczyć...ale to wymaga wezwania kolejnego okruchu, a to wymaga czasu. Musisz poczekać na kapłankę.-rzekł spokojnym tonem mag, jednocześnie ironicznie się uśmiechając.
- Mam eliksiry - Burknął Barbarzyńca, kierując się już do owego nietypowego przejścia w ścianie.

Raetar wzruszył ramionami w odpowiedzi. Jego sługa pognał wesprzeć walczących z potworami sojuszników. Podobnie jak Foraghor i Arasaadi uzbrojeni pospiesznie pognali do walki. On sam zaś nie miał zamiaru. Bo jakiż był sens w narażaniu pochopnie swego życia, zwłaszcza gdy się do walki nie było gotowym. Martwy Raetar nikomu wszak nie pomoże. A jakie wsparcie mógł udzielić na chwilę obecną, takie udzielił.
Samotnik spojrzał na krew Yenica wypływającą z jego martwego ciała. Podszedł do paladyna i zanurzył swój palec w jego posoce. Szkoda żeby ta krew się zmarnowała.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 04-01-2013, 20:12   #220
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Spoglądając na siebie z lekką pogardą, Bralani do wtóru z Kytonem otwarli drzwi prowadzące do izby Aislin, gotowi na wszelkie niespodzianki...


...do których jednak nie doszło. Obaj wzruszyli ramionami, a wtedy zajrzał tam Daritos, tylko po to, by zobaczyć kolejną rogatą kreaturę, wiejącą przed nimi właśnie oknem. W odruchu poczęstował błoniastoskrzydlatego promienem mrozu, choć to nie powstrzymało go przed ucieczką. W izbie zaś nie było już nikogo więcej...

W tym czasie Tarin znowu potraktował włócznika serią Magicznych Pocisków, przez co ten zaczął chwiać się na nogach, a wykończyła go w piękny sposób Saebrineth, rzucając się przed Wojennego Maga szczupakiem, w trakcie zaś lotu rozorała rogaczowi szablą bebechy. efektem tego wypadły jego wnętrzności, zanim jednak dotknęły podłogi, demoniczne cholerstwo zniknęło całkowicie z korytarza.
Nie chcąc pozostawać w tyle Vestigia wykonała swój kolejny, śmiercionośny taniec, właściwie to rąbiąc przeciwnika na kawałki...a ten pokonany, również zniknął.

Niebezpieczeństwo w gospodzie zostało więc zażegnane?

- O żesz w mordę! - Wyrwało się Zaklinaczowi, w końcu bowiem zauważył w półmroku izby leżącą na podłodze Kapłankę. Nie wyglądało to wszystko za dobrze...


Zbiegło się już dosyć osób, by zająć się wszystkimi możliwymi nieprzyjemnymi niespodziankami, zatem Tarin postanowił dla odmiany zająć się sobą, używając mocy pierścienia.
Za śladem Tarina poszła Saebrineth, która wyjęła perłowobiały kamień o leczniczych właściwościach, by unosił się w pobliżu jej głowy. Przyjrzała się bliżej ciałom leżącym w korytarzu, rozpoznając wśród zabitych jedną z młodych dziewoi, oraz samego karczmarza... a kamień krążący wokół jej głowy jakoś nie wpłynął na krwawienie ran, więc postanowiła zejść na parter, po drodze wyciągając z pasa na eliksiry miksturę lekkich ran, a potem wyjść z karczmy, i zacząć ją obchodzić rozglądając się dookoła.
Ilisdur podszedł do leżącej martwej kapłanki i...- Ona jeszcze żyje!! - Stwierdził zaskoczony. Zaś w głowach osób znajdujących się w pokoju Aislin pojawił się telepatyczny przekaz.”-Ktoś jeszcze jest w piwniczce.
Sam Raetar jakoś nie kwapił się do wychodzenia ze swego pokoju.
- Żyje? - Tarin był równie zaskoczony, jak Ilisdur. Kałuża krwi sugerowała coś innego. Ale skoro żyła, to nie musiał odczuwać wyrzutów sumienia, że gdyby ją przygarnął, to...
-Ma ktoś pod ręką eliksir leczenia ran ?- rzekł głośno elf rozglądając się po zebranych.
Daritos poszedł szybko do swojego pokoju, gdzie wygrzebał ze swoich rzeczy trzy miksturki lekkiego leczenia. Kiedy wrócił jedną podał elfowi, żeby pomógł kapłance, drugą dał Meggy, a trzecią sam wypił.
- Wszystko w porządku? - zapytał Zaklinaczki.
Vestigia, widząc, że zajęto się już kapłanką, ruszyła w stronę drzwi.
- Ja... Ja muszę się pozbierać - powiedziała słabym głosem i wyszła.
Skierowała się do swojego pokoju, z uwagą wypatrując ewentualnych zagrożeń. Gdy tylko weszła do izby, wypiła szybko leczniczy eliksir i pozbierała swoje rzeczy. Ubrała się w to, o czym zapomniała poprzednio, obrzuciła jeszcze raz pokój wzrokiem i wyszła z niego. Nie miała pojęcia, dokąd ma pójść, jednak jedno wiedziała - nie zostanie w tym miejscu ani chwili dłużej. A przynajmniej nie sama. Wróciła więc do izby kapłanki - większa grupa dawała jako takie bezpieczeństwo w razie kolejnego ataku.
Gdy tylko Vestigia wróciła, i Tarin poszedł się przebrać i zabrać wszystkie swoje rzeczy. Po dłuższej chwili wrócił do izby, w której leżała Aislin.
- Widział kto Wulframa? - spytał.

Grupka z Silverymoon, pokonawszy błoniastoksrzydlatych nikczemców, mających czelność zastawić na nich pułapkę w karczmie, przegrupowała się w trakcie zamieszania, dochodząc w końcu do składu i ładu we własnych szeregach. A dzięki mocom Raetara, uzyskali informacje potrzebne do dalszego działania... ktoś obcy wciąż przebywał w piwniczce owego cholernego przybytku.

Saebrineth po szybkim skontrolowaniu okolicy wokół budynku, nie napotkała już żadnych kolejnych przeciwników... za to po powrocie do wewnątrz, zastała parę osóbek gotowych do wdarcia się do pewnego pomieszczenia...

Po podaniu zakrwawionej Kapłance eliksiru, ostrożnie przeniesiono ją na łoże w jej własnej izbie. Aislin próbowała coś powiedzieć, ale jedynie niemo poruszała ustami... znajdowała się cały czas przy niej Vestigia, która szybko powróciła ze swego pokoju po “dozbrojeniu się”, znajdował się tam również i Ilisdur, był i Daritos oraz Meggy, był i Foraghor.

Zmieniali się co chwilę, by każdy mógł pójść się ubrać, a jednocześnie i by ciężko ranna Kapłanka nie zostawała sama. Koniec końców, podjęto pewne decyzje, i towarzystwo nieco się po karczmie rozproszyło...

Vestigia została przy Aislin, Saebrineth zaś gdzieś polazła, Tarin udał się na poszukiwania Wulframa. Foraghor bąknął z kolei, że... Yenic nie żyje.
- Piekielne suczki odgryzły mu niemal łeb - Oznajmił.

Daritos, zachęcany przez Meggy do dalszego działania, do dokopania wszelkim jeszcze gnidom, i w towarzystwie barbarzyńcy, miał zamiar udać się do piwniczki? Raetar zajmował się swoimi sprawami za zamkniętymi drzwiami, Ilisdur oglądał ciała pokonanych, a Arasaadi poszła w końcu ubrać coś więcej, niż “szmatkę”.
 
Gettor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172