Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2012, 08:12   #136
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Bez dłuższego mędrkowania spróbował otworzyć właz, o ile w ogóle się dało go otworzyć. Nie marnował czasu nawet na poprawienie ton ekwipunku na plecach. Na resztę nie zwracał uwagi, choć słyszał, że coś tam na zewnątrz się działo.

Gdyby udało mu się otworzyć, zapewne prowadzące do podziemi wrota, planował wpierw nasłuchać, a potem wywąchać możliwe zagrożenie. Dopiero następną czynnością było by wskoczenie do środa z obnażonym żelazem. O ile była by ku temu sposobność, zamknąłby właz za sobą, ot by nie nabawić się potencjalnego ogona.

Ankarian miał zamiar od razu ruszyć dalej, nie przejmując się spaloną wioską. Jednak inni musieli mieć inne plany, wiec po prostu się zatrzymał i postanowił poczekać. Jego uwagę przykuło zachowanie Alnina. Dziwnym wydawało mu się, że najmita tak bez powodu postanowił przeszukiwać wioskę. Gdyby to był ktoś inny, mógłby w to uwierzyć, ale nie w tej sytuacji. Już miał ruszyć za Alninem, ale coś się stało. Wydawało mu się, że coś słyszał i chwilę później zobaczył, jak nowy pobiegł do dziury, której przed momentem tam nie było. Skoro ktoś poszedł to sprawdzić, zdecydował, że sam pójdzie za najmitą. Wolał mieć pewność, że niczego on nie kombinował.

Vernonowi cały czas krążyły po głowie słowa Madary.

Nie może zabić Alnina. W gruncie rzeczy, nigdy to nie było jego celem. Ale współgranie z nim... Z tym może być problem.

Jednak sytuacja nadarzyła się sama.

Gdy weszli do pokrytej zgliszczami wioski, Alnin odłączył się od reszty grupy i ruszył w tylko sobie znanym kierunku, osiągając niedługo potem właz do podziemi.

Vernon postanowił wykorzystać sytuację. Ruszył za najemnikiem, który właśnie otworzył właz i nasłuchiwał czy na coś w podziemiu natrafi.

Alnin wyczuwał ten sam dziwny, przypominający wilgotne katakumby zapach, który czuł już wcześniej w Highmarket. W podziemiach z pewnością były wampiry oraz było ich więcej, niż w mieście. Oprócz tego wyczuwał też delikatny zapach trupów i dość silny pożogi. Jednak z tej pozycji nie widział zbyt wiele - tutaj, gdzie gleba była mniej kamienista, tunele były położone głębiej. Zaryzykował i zszedł po drabinie - w piwnicy panował półmrok, lecz nie była ona zbyt duża. Alnin nie dostrzegł w niej żadnego przeciwnika. Wychodziły z niej dwa korytarze, jeden prowadzący mniej-więcej w kierunku Arabelli, drugi zaś w przeciwną stronę. Vernon i Ankarian weszli za nim.

Ankarian od początku miał złe przeczucie. Kolejne podziemne tunele. W poprzednich natknęli się na wampiry, więc tutaj mogli spotkać coś jeszcze gorszego. Ostatnim razem trzymanie się z tyłu mu pomogło, więc tym razem też postanowił, że tak zrobi. Zszedł po drabinie na samym końcu i rozejrzał się. Nic, przynajmniej na razie.

- Uważaj, bo znajdziesz tu coś cennego. Chyba, że szukasz grobu, wtedy to miejsce jest idealne - powiedział do Alnina, nawet nie patrząc w jego kierunku.

- Racja. - Odwrócił się do mężczyzn, próbując zbytnio nie afiszować się z brzeszczotem w dłoni. W międzyczasie baczył by nic nadbiegającego z korytarzy nie zaskoczyło go od tyłu, a wiedział i czuł, iż coś się tam czai. Najlepszym dowodem mogłyby być odgłosy starcia dobiegające z któregoś wyjścia. - Choć pewności nie mam czy przypadł wam on do gustu. Cóż by był to za niefart gdyby przyszło tu sczeznąć dla któregoś z nas. - Jak zawsze jego wypowiedzi przesiąknięte były sarkazmem. Przenosił spojrzenie z jednego kompana na drugiego śmiejąc się pod nosem.

Nie stanowiło to tajemnicy, iż czekał, aż któryś z nich popędzi z pomocą dla potworzycy bądź jako pierwszy zapragnie odwiedzić drugi korytarz. Istniała i trzecia możliwość - każdy będzie oczekiwał na ruch tego drugiego czy trzeciego.

- Daruj sobie sarkazm. I równie dobrze możesz schować swój miecz. Niepowywijasz nim w ciasnej podziemnej piwniczce. Więcej szkód zrobisz sztyletem.

Vernon sam swojej broni nie wyciągnął. Dłonie jednak trzymał na rękojeściach. Odwrócił głowę w stronę korytarza, z którego dobiegł ryk. Stamtąd, gdzie wpadła niedawno Arabella.

-Chyba powinniśmy pomóc. To w twoim interesie, żeby Arabelli nic się nie stało, nie mylę się?

Vernon spojrzał proto w oczy Najemnikowi. Nie było w tym wzroku agresji.

Zupełnie zapomniał o pomniejszej misji jaką mu powierzono. Niemniej jednak skoro nadarzyła się sytuacja zmuszony był z niej skorzystać. Jednakże to rodziło potok pytań. Czy nie zaprzepaści szansy na rozmowę ze starszym wampirem? Czy wkupienie się w łaski potworzycy uda się? I wreszcie, skąd jeden z kompanów wie o jego zadaniu? Jak udało mu się dowiedzieć o jego rozmowie? Jaki miał w tym interes?

Westchnął z rezygnacją, po czym rzucił: - Mylisz się - zaczął wolno - różnicy w tymże nie ma, czy to żywa to truchło. - W każdym bądź razie łatwiej było okraść członka drużyny niźli stado wampirów. Zauważalnie zastanowił się, westchnął ponownie i rzucił się ku korytarzowi, z którego dobiegały odgłosy potyczki. Był skupiony i gotów do ataku.

Alnin ruszył korytarzem, a za nim Ankarian. Vernon po namyśle uznał, że lepiej będzie nie zostawać samemu w takim miejscu.

Korytarz ciągnął się znacznie dłużej niż powinien. W niemal całkowitych ciemnościach niewiele mogły dojrzeć nawet wyczulone oczy Alnina, który prowadził. Mimo to wydawało się, że wiedzą, dokąd idą.

Wreszcie zobaczyli lekką łunę, która z początku zdawała się przywidzeniem. Piwnica, do której wpadła Arabella była tuż przed nimi. Alnin wyczuł jej zapach... i po chwili spadał. Vernon i Ankarian usłyszeli huk, najwyraźniej znajdowało się tu zejście do drugiego poziomu piwnic. Nie zdążyli oni jednak zainteresować się towarzyszem gdyż w słabym świetle mignęła im jakaś postać.

- Za tobą... - powiedział głos, który słyszał jedynie Vernon - jak do tej pory tylko w swoich snach.

Vernon od razu jak usłyszał ten głos wyrwał sztylety z pochew i dynamicznie odwrócił się w stronę, zrywając ziemię pod butami od pędu. Zamarł skupiony wytężając zmysły.
Stał tak patrząc się w ciemność.
Adrenalina buzowała w jego żyłach niczym falami palącego się wzburzonego morza. Nic nie widział.
Pomocy... Wilkołak wrogiem wampira... Wilcze oczy... Daj mi wilcze oczy, bo posiekają mnie w ciemności na dzwonka...
Stał spięty i nasłuchiwał. Wytężał wzrok jak mógł. Czekał. Strach spływał mu wielkimi kroplami potu po plecach. Seriami wyuczonych oddechów opanowywał strach i obmyślał działanie. Póki mógł.
 
__________________
"My heart is neither black nor do I fear for my life. The fact remains that I do not wish him to forget me."
Issander jest offline