Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2012, 08:16   #137
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Alnin podniósł się. Ciemności jakie tu panowały były nieprzeniknione. Za to zapachy były wyjątkowo intensywne - głównie zapach krwi. Ale wyczuwał też zapach kobiety. Czy to możliwe, że była tutaj? Nie miał czasu się nad tym zastanowić, bo w jego głowie rozległ się niski, chrapliwy głos.

- Kolejna ofiara od moich sług... Lecz jak to się stało, że nie jesteś nieprzytomny? Czyżby udało ci się przedrzeć przez nie i dotrzeć tu o własnych siłach, podróżniku? Tym gorzej dla ciebie, ale będę musiał pamiętać o tym, by je odpowiednio ukarać... Haha, wkrótce ty też tego doświadczysz, gdy tylko staniesz się jednym z nich, tak samo, jak ta kobieta...

Pojął w lot kim był właściciel głosu. Czy to właśnie nie jego poszukiwał?

- Gdybym tylko miał sposobność - wystękał podnosząc się - jęczałbyś o łaskę miast śmiał. Jednakże - podjął po chwili, gdy tylko upewnił się czy mógłby się przyzwyczaić wzrok do gęstego mroku - można rzec, iż bogowie ci dziś sprzyjają. Przybywam jako posłaniec - urwał. Rozmowa jaką z nimi przeprowadził, nie była wystarczająca chociażby na to by nadać im przyzwoite miano. - Posłaniec wrogów waszych wrogów. To jest przyszłych sprzymierzeńców. Takich jak ja, bo skoroś wyższy wampir to i bez trudu wyczuwasz kim że jestem.

Dyskretnie namacał nogą położenie własnej klingi. Zostawił ją jednak na miejscu stwierdziwszy, iż leży tuż obok pełnego plecaka. - Tedy mamy propozycję. - Rzucił by ukryć dźwięk dobywanej zza pleców załadowanej kuszy. Gdyby zaszła taka potrzeba strzelałby kierując się zapachem. Ponadto z kuszą w dłoniach czuł się jak gdyby pewniej.

- Jaką propozycję? Zabawne, jak mało wiesz... Po cóż tu przyszedłeś?

- Walczymy po tej samej stronie.

- Ech... Na razie żyjesz tylko dzięki mojej cierpliwości człowieku, więc nie wystawiaj jej na próbę. Gdy się nie wie, o czym mowa, to równie dobrze można siedzieć cicho. Z nikim nie walczę. Po co tu przyszedłeś? Po informacje? Negocjować, bym dołączył do tego żałosnego “Legionu”? Nie ma mowy, bym podporządkował się gadom!

- Psia krew. Jakiż znów legion? Czyżby wampiry były aż tak głupie? Mózgi im pogniły? Podporzątkować? To inni mogą podporząkować się tobie. Wystarczy jeno, iż przyłączysz się do nas, zwierzołaków. Rzeknij co wiesz, a razem sprowadzimy tegoż arcydemona. Tedy każdy z nas dostanie to co należy mu się od zawsze. Potęgę, władzę, siłę. Owe gady będą podporządkowane nam - dokończył z satysfakcją.

- To nie jest możliwe. Nie biorę udziału w tych beznadziejnych walkach. Jaką w ogóle masz pewność, że demon po przywołaniu i ci Nienarodzeni będą chcieli z kimkolwiek dzielić się władzą?

- Zawsze możesz zdać się na los i czekać. Czekać, aż ludzie ubiją nas wszystkich. Wampirów i zwierzołaków. Ciebie i mnie, bowiem ludzie zawsze znajdą sposób. Jeśli polegną wrócą liczniejszą grupą. A nastanie to wkrótce... jeśli się do nas nie przyłączycie.

- Widziałem w życiu wystarczająco wiele, by wiedzieć, jak działa świat. Jak na razie radzę tu sobie całkiem dobrze, jak widzisz... Dlaczego nie pójdziesz męczyć któregoś z innych wampirów?

- Jak na razie. Jak na razie - powtórzy złośliwie chichocząc. - Jesteś reliktem. Innych już prawie nie ma. A ludzie już tu przybyli. Są tam, na górze. Lada chwila znajdą i ciebie. Potem twych pozostałych pobratymców. Wybiją wszystkich, gdyż mają sposób, moc. Zaś ja jeno chciałem ci pomóc. Jeśli nie chcesz tej pomocy to odejdę. Potem przyjdą tamci.

- Przyjdą, a ja będę gotowy. Chcesz czegoś jeszcze?

- Łudź się - prychnął. - Tak. Informacji. Informacji o owym artefakcie. Oczywiście - ponowił po chwili. - Nic za darmo. Rzeknij co wiesz, a ja odprawię tych na górze i nie będą cię już niepokoić. Mało, lecz natenczas więcej dać nie mogę. Rzecz jasna zmieni się to gdy już demon zostanie przyzwany.

- A więc szukacie naszego miecza...? Ha, można się było tego spodziewać. I pewnie jestem jedynym, który będzie skłonny zdradzić jego położenie? Hm... trudno, i tak się wam nie uda. Nasza cywilizacja stoi... stała powyżej was, prymitywów. Nie ma szans na to, że uda wam się wydostać miecz z najlepiej chronionego miejsca. Równie dobrze mogę podzielić się informacjami. Dlaczego nie? Mówisz, że pozbędziesz się ludzi, którzy przybyli do tej wioski?

- Ileż razy to słyszałem - odrzekł znudzonym głosem. - A ludzi owszem, spróbuję się pozbyć.

- Dobrze. W takim razie chyba najlepiej będzie, jeżeli zacznę od samego początku. Starałem się mniej więcej zorientować w sytuacji. Wygląda na to, że po naszej cywilizacji nie ma już śladu w tym świecie. Był czas, gdy te tereny były o wiele cieplejsze. Istniały tu cztery wspaniałe państwa, a z nich nasze było największe i najpotężniejsze. Lecz klimat zaczął się oziębiać. Wreszcie zostaliśmy zmuszeni do zejścia pod ziemię. Zbudowaliśmy wspaniałe, wielkie miasta. W tym czasie na powierzchni pojawili się inni mieszkańcy, barbarzyńcy, lecz z czasem ich hordy rosły w siłę. Nasza cywilizacja była zła w pełnym znaczeniu tego słowa z waszego języka, choć nie jest to coś negatywnego. Życie pod ziemią a także ciągły wpływ potężnej i mrocznej magii ostatecznie zmieniły nas w wampiry, choć działo się to pod koniec naszej ery i z tego co słyszałem obywatele innych państw przeszli inne przemiany. Wojna wybuchła, ponieważ porywaliśmy barbarzyńców i czyniliśmy z nich niewolników, a także składaliśmy ich w ofiarach. Mimo przewagi ostatecznie zostaliśmy pokonani. Miecz i inne największe skarby naszego państwa zostały ukryte wraz z królem i nami wiele metrów poniżej naszej stolicy, w kompleksie zabezpieczonym najbardziej wymyślnymi pułapkami. Z braku żywności zapadliśmy w sen. Jednak ten kompleks został na nowo otwarty, co nas obudziło. Wyszliśmy na zewnątrz, by zorientować się w sytuacji. Nie było między nami króla. Udało się nam wydostać, ale powrót jest niemożliwy. Od tamtego czasu pozostali z moich braci współpracują z siłami, które teraz władają ziemiami, które kiedyś były nasze, lecz nie ja. Nic dziwnego, że nie zdradzili położenia miecza - to była dla nas prawdziwa świętość. Zwykła lojalność wobec nowego sprzymierzeńca nie sprawi, że zdradzą jego lokalizację. Pewnie zastanawiasz się, dlaczego z nimi nie współpracuję? Wyszliśmy na powierzchnię kilka lat temu. Od tamtego czasu na nowo staram się zorientować w świecie. Nauczyłem się waszego języka... To wszystko sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, czy nasza cywilizacja rzeczywiście była taka wspaniała. Zamierzam wyruszyć daleko stąd jak tylko poprawi się pogoda. Na razie utworzyłem wiele sług, które mi w tym pomogą - te wszystkie wampiry powyżej to tylko przemienieni mieszkańcy tych ziem i nie mają nawet ułamka mocy którą posiadam ja albo któryś z moich braci. Zdradzę ci położenie miecza, nic mnie już nie łączy z naszym zniszczonym państwem. Jeżeli uda ci się go wydostać - w co wątpię - to masz moje przyzwolenie na dzierżenie go.

- Gdzie on jest? - zapytał wolno by ostatecznie zdobyć to po co tu przybył. By w końcu odejść i położyć kres chęci rzucenia złośliwego komentarza mogącego wszystko zepsuć. By dobrnąć do końca irytującej opowiastki.

- W krypcie poniżej miasta, z którego wyszliśmy. Około dzień drogi stąd na północny wschód. O ile sobie przypominam, w okolicy była jakaś wioska.
 
__________________
"My heart is neither black nor do I fear for my life. The fact remains that I do not wish him to forget me."
Issander jest offline