Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2012, 19:49   #81
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jean spoglądaj na wrota poprawił ułożenie na plecach plecaczka zawierającego większość jego ekwipunku przygotowanego na tą wyprawę.
A potem zaczęło się... Gnom niezbyt pewnie czuł się w roli nieustraszonego przywódcy. Zwłaszcza, gdy przebywał w otoczeniu osób które dokonywały takiego włamu, wiele razy przed nim.
Jean spojrzał za siebie na swych rosłych towarzyszy, sięgnął po jeden z eliksirów i wypił duszkiem, a wokół niego na moment błysnęły opiekuńcze skrzydełka tarczy wiary. Trwało to chwilę, po czym zaklinacz zamamrotawszy pod nosem kolejny czar rzucił, tym razem wywołując efekt migotliwej zbroi maga. Takoż przygotowany wyciągnął rapier i trzymając go w swej prawicy rzekł szeptem do towarzyszy. -Postarajmy się nie rzucać w oczy jak najdłużej.
W ich przypadku mogło być to trudne, ale gnom skulił się i ruszył do przodu skradając się i wykorzystując cienie do ukrywania. A Sargas ruszył cichutko za nim.
Jaś i Wyrwidąb skinęli głowami i również ruszyli za gnomem. Co ciekawsze, obaj wydawali się dość biegli w sztuce cichego poruszania się, mimo że za równo półork jak i mężczyzna na pierwszy rzut oka wydawali się dość prostymi rębaczami.
Niemniej gnom już wiedział, że pozory mylą w przypadku ludzi Jacoppo.

Sam magazyn zaś był zastawiony sporą ilością paczek i skrzyń, tworzących swego rodzaju labirynt. Pomiędzy pakunkami Jean dostrzegł jednak wyraźną ścieżkę z mniejszą ilością kurzu na podłodze. W powietrzu, w smugach światła wlatujących do środka przez byle jak zbite ściany, widoczne były chmury pyłu.
Wydeptana ścieżka, była jedynym wyznacznikiem drogi w tym labiryncie, więc Jean postanowił jej się trzymać idąc na przedzie. Nie bez powodu pewnie ją chodzono.
Niemniej gnom starał się wypatrzeć ewentualne pułapki, by nie paść jakiejś ofiarą.
Pułapek jednak nie było. Gnom dostrzegł za to dwie postaci poruszające się cicho po rusztowaniach oraz małych galeriach znajdujących się na ścianach i pod sufitem. Nie miał jednocześnie wątpliwości że jedną był Simon a drugą Jacoppo. No chyba, że gang który tu rezydował też miał w swych szeregach niziołka z nieładem kręconych włosów na głowie, oraz chudego młodzika z dużą ilością noży lśniących pod płaszczem.

Grupa Jeana zaś powoli zbliżyła się do czegoś, co można by nazwać "placem" pomiędzy stosami skrzyń. Gnom w ostatniej chwili zatrzymał się i ostrożnie wychylił, widząc stojących na środku pustej przestrzeni trzech mężczyzn. Nieco dalej widoczny były drzwi do drugiej części magazynu do przyległego doń budynku.

-Podchodzimy tak blisko jak się da... wy podchodzicie bliżej.-
zadecydował gnom po chwili namysłu. I zamierzając się trzymać tuż lekko za swymi osiłkami.- I atakujemy z zaskoczenia, lub wcześniej, jeśli się zorientują.
Nie wiedział na ile dobrzy są jego ludzie w atakach z dystansu, lub czy przeciwnik dysponował bronią dystansową. Co prawda mogliby ich wyminąć, ale Jean nie chciał zostawiać za swoimi plecami potencjalnego zagrożenia.
Jasiek skinął głową i cicho ruszył skulony za skrzyniami, żeby zajść rozmawiających o dupie Maryni bandytów lewej strony. Haggard zaś przycisnął miecz do boku, przełożył pochwę na plecy i ruszył za skrzyniami z prawej strony.
Jean zaś zamrugał kiedy w oko uderzyła go wiązka światła, odbita przez lusterka w dłoniach Jacoppo. Gnom zadarł głowę i dostrzegł jak niziołek zdejmuje z pleców kuszę a Simon wyciąga zza pasa nóż do rzucania.
Złodziej wymierzył z broni, kolejno wskazując na stróżów. Tego po prawej, tego na środku, tego po lewej. Jakby czekał na sygnał, którym mają się zająć.
Żaden typek nie wyróżniał się jakoś znacząco, więc gnom na chybił trafił wybrał tego... z lewej. No bo... miał paskudnego pryszcza na karku. Wzbudzał obrzydzenie.
Jak się potem okazało, Jean wybrał błędnie.

Najpierw, na dany sobie znak, z ukrycia wypadli Haggard i Jasiek. Półork zamaszystym ruchem rozrąbał stojącemu najbliżej strażnikowi głowę, a drugi z wojowników dość zwinnie wyminął stojącego tuż przy swojej kryjówce mężczyznę, który zwalił się do tyłu z nożem do rzucania w piersi oraz bełtem w oku.
Haggard zaś kontynuował swoją szarżę i ciął po skosie, próbując rozciąć zaskoczonemu przeciwnikowi bok i uszkodzić jego przeponę, jednocześnie wywołując szok i uniemożliwiając mu krzyknięcie. Ostrze przebiło się przez skórzany pancerz którym bandzior był okryty, lecz nie spenetrowało jego ciała dostatecznie głęboko.
Zaskoczony zakapior wytrzeszczył oczy i spojrzał na tkwiącą w swoim ciele stal.


Krzyknął.

Krzyk ten szybko urwał się z głośnym chrupnięciem gdy Jaś doskoczył do nieszczęśnika i przetrącił mu kark mocnym kopnięciem.
-Cudnie...- mruknął pod nosem gnom, zdając sobie sprawę, że mała była szansa na uniknięcie takiej sytuacji. Ruszył pędem wzdłuż pak i dochodząc do wyjścia z tej pakunkowej wnęki spojrzał w kierunku drzwi, przyczajony przy ścianie skrzyń sprawdzając czy ktoś na ów krzyk zareagował.

Po chwili do uszu szpiega dotarł tupot dość licznych i ciężkich stóp. Jacoppo stanął na desce podtrzymującej dach i spojrzał na dół.

-Jak sytuacja?

Na ucho Jeana było ich dziesięciu. Może tuzin, ale równie dobrze mogło być ich mniej tylko mieli nierówny krok. Jasiek w tym czasie chwycił dwa trupy i wrzucił je za paczki, a trzeci poszybował w ślad za nimi z rąk Haggarda.

-Zastawimy pułapkę. Wysypię pajączki dróżkę pomiędzy mną, a nadbiegającymi ku nam bandytami. Otoczę się mgłą, ty...-
Jean na poczekaniu zaczął obmyślać plan jednocześnie zdradzając jego szczegóły niziołkami. -... i twój towarzysz, atakujcie z góry. Jaś i Haggard niech na razie osłaniają moje tyły. Mam dość dobre fw... zaklęcia do ataku z dystansu. Gdy bandyci za bardzo się zbliżą, czmychnę za Jasia i Haggarda i stamtąd będę atakował. A oni ruszą do ataku na niedobitki.
Jacoppo skinął głową i spokojnie przeładował kuszę a Simon rozłożył noże u swoich stóp. Jaś i Haggard czmychnęli na boki, usuwając się po za zasięg mgły wywołanej przez Jeana. Kilkanaście sekund później krotki stały się na tyle wyraźne, żeby dało się rozróżnić poszczególnych agresorów. W powietrzu zaś błysnęły pajączki, które malowniczo rozsypały się na podłodze.
A gnom sięgnął po nabity pistolet i trzymając go w lewej dłoni, czekał. Podobnie jak Sargas, który nie chcąc narażać swej kociej skóry na niebezpieczeństwo.



Jean nie miał już takiego wyboru. Sam spaprał przy skrzyniach dokonując błędnego wyboru, więc sam powinien narazić się na zagrożenie naprawiając swój błąd. Zresztą tym razem pewny był swych kalkulacji... no, prawie pewien. Słysząc odgłos zbliżających się zbójów ta pewność ulatniała się z niego.
Finalnie drzwi otworzyły się, ukazując kontury kilku, kilkunastu mężczyzn w skórzanych kubrakach i bronią w rękach. Zakazane niedogolone mordy, skórzane zbroje, niektóre ćwiekowane, rzeźnickie noże lub nabijane kolcami pałki w dłoniach.Niektórzy nieco lepiej, bo mieli krótkie miecze w dłoniach.
Typowe moczymordy, niezbyt lojalne i nadmiernie odważne w licznych grupach.
Zauważywszy zamgloną postać rzuciły się bez namysłu w jej stronę. Nie wzięły nawet pod uwagę, że mgła w zamkniętych przestrzeniach nie bierze się znikąd.
Jean skierował lufę pistoletu w kierunku najbliższego osiłka i nacisnął spust. Padł strzał.Kula w biła się klatkę piersiową osiłka uśmiercając do na miejscu.
Bandyta umarł na miejscu i padł na podłogę martwy, co nie zniechęciło reszty do gonienia w kierunku Jeana. Gnom chowając bezużyteczny już pistolet, patrzył jak wystrzelony przez Jacoppo bełt rani jednego z postawnych osiłków biegnących na tyłach całej bandy. Niczym srebrna błyskawica sztylet Simona pognał w kierunku celu, jakim był kolejny zbój, chybiając haniebnie i trafiając w podłogę.
-Zgiń przepadnij !- krzyknął gnom celując dłonią w głowę zbliżającego się bandyty. Z jego dłoni wystrzeliła struga energii uderzając w twarz, która dosłownie zmiotła gniewny wraz z jego oblicza... wraz z samym obliczem.
Bandyci wpadli w obszar mgły i tym samym w pułapkę. Ostre pajączki przebiły podeszwy ich butów i wbiły się w ich stopy. Do uszu gnoma doszły przekleństwa i krzyki. A do samego gnoma przedarł się jeden z bandytów i zaatakował krótkim mieczem, wyprowadzając sztych. Nie trafił. Mgła i niski wzrost czyniły z Jeana trudny cel. A i magiczne osłony też pomogły.
Bełt Jacoppo wbił się w potylicę zakańczając żywot osobnika, który dopadł gnoma.

Druga fala bandytów była sprytniejsza. Szurając buciorami o podłogę w celu uniknięcia zranienia stóp, zbliżali się do gnoma powoli acz nieustępliwie. Jean zauważył, że niewielu z przeciwników oparło się oparom jego mgły. Ledwie trzech wydawało się odczuwać zmęczenie.
Co gorsza, obok stopy Le Courbeu wbił się sztylet Simona. Jeszcze tego by brakowało, by gnom zginął z rąk własnych sojuszników.
Dla Jeana to był wystarczający sygnał, by dać dyla ustępując pola wojakom Jacoppo. Tuż nad kapeluszem gnoma świsnął krótki miecz zapewne pierwotnie celujący płaskim cięciem w szyję Le Courbeu. Widać jeden z zakapiorów uparł się pozbawić go życia. I prawie mu się to udało.
Dwóch pozostałych bandytów nadal podskakiwało na jednej nodze wyciągając ze stopy drugiej wbite pajączki. A trzeci cofnął się do tyłu.
Jacoppo nałożywszy bełt na cięciwę kuszy, posłał ów pocisk w bark jednego z zakapiorów a raniąc go dotkliwie, a Simon … omal nie trafił wkraczającego do walki Jasia. Czyżby chłopak nie wiedział, po której walczy stronie?!
Tyle dobrego, że chybił półorka który szarżując wpadł na jednego z mięśniaków i rozpłatał mu jednym cięciem brzuch zabijając na miejscu. Jucha i wnętrzności rozlały się po podłodze
Haggard zaś doskoczył do drugiego bandyty i wbił miecz w jego klatkę piersiową szybko i z fasonem. Biedak ledwo zdążył zareagować na ostrze w swej klatce piersiowej, a już był martwy.

Jean zatrzymał się i widząc nacierającego przeciwnika przybrał postawę i wyprowadzając pchnięcie krzyknął zawadiacko. - Masz pecha chłopcze, toczysz bój z muszkieterem...- ciszej dodając.- niedoszłym muszkieterem.
Wybijając się lekko na palcach niczym baletnica, pchnął zaskoczonego bandytę prosto w lewy bark.
Ten nie zamierzał być mu dłużny, atakując gnoma szybkim pchnięciem i mimo magicznych osłon raniąc lekko jego lewy bok. Na szczęście rana była bardziej bolesna niż groźna.
Dwójka pechowców uwolniwszy się od pajączków wyładowała swój gniew ciskając nożami w Jacoppo. Jeden z pocisków trafił w deskę na której stoi niziołek, drugi był całkowicie niecelny. Co gorsza jeden z złodziejów nie zauważył że za bardzo zbliżył się do Haggarda. A ten nie mógł tego nie wykorzystać. Wojownik uderzył mieczem, ciężko raniąc pechowca tuż pod żebrami. A niziołek posłał “pocisk śmierci” ze swe kuszy permanentnie eliminując bełtem jednego z lżej opancerzonych zbójów.
Jaś zaś doskoczywszy do kolejnego wroga wdał się z nim w szermierczy pojedynek, gdy jego ostrze trafiło na paradę przeciwnika. Także i Haggard atakowany przez dwóch zbójów, przeszedł do defensywy, odpierając jedynie ciosy.

Simon zaś gdzieś znkł zeskakując z deski na stos skrzynek, a potem zeskoczywszy z nich znikł w labiryncie magazynu i z oczu gnoma. Który to zresztą musiał wlepiać spojrzenie, gdzie indziej. Sięgnąwszy po lewak Le Courbeu przeszedł do defensywy.
Jean odbił ostrze lewakiem i przesunął broń przeciwnika na bok, by samemu skrócił dystans i wykonać słynne “ukąszenie nizioła”, będące w istocie pionowym sztychem w podgardle wyższego przeciwnika. Ostrze rapiera przeszyło krtań, język, podniebie i wbiło się mózg.
Ukąszony tym ciosem bandyta padł martwy na ziemię.
Haggard syknął z bólu i zachwiał się upadając klęczki. Bowiem jeden z walczących z nim złodziei wbił mu sztylet w nogę stosując “cios pod kolano”. Mimo tej rany Haggard zdołał osłonić się za pomocą miecza przed drugim ciosem. Z pomocą przyszedł też Jacoppo jednym strzałem eliminując już wcześniej ranionego przeciwnika. Jaś chwytając oburącz za swój pałasz uderzył z zamachu we wroga, przełamując paradę i rozrąbując mu bark. Jego przeciwnik takiego ciosu nie mógł przeżyć. I nie przeżył brocząc obficie krwią po osunięciu się na ziemię. Zaś Haggard znienacka wyrźnął tarczą wprost w gębę zaskoczonego takim użyciem owego przedmiotu rzezimieszka. Z rozkwaszonym nosem bandyta upadł na ziemię tracąc przytomność.
Ostatni zbir widząc wyrżnięcie w pień swoich towarzyszy chciał rzucić się do ucieczki, ale ciśnięty wprost w prawe oko sztylet uśmiercił go na miejscu. Simon uśmiechnął się zadowolony, że w końcu kogoś trafił.
Walka zakończyła się. Korytarz pomiędzy skrzyniami czerwienił się od krwi.

-Jak to powiadają, wszystko dobre co się dobrze kończy, prawda?- rzekł gnom chowając lewak i dłonią dotykając ranionego boku. Miał przy sobie jeszcze eliksiry leczenia ran, ale czy warto było je zużywać z powodu tak lekkiej ranki?-Haggard potrzebne ci leczenie, czy też jakoś wytrzymasz do końca tej misji?
-Dam radę...- mężczyzna oparł się na mieczu i wstał powoli. Jacoppo zaś po śladach Simona zeskoczył na skrzynie a potem na podłogę, wykonując przy tym widowiskowego fikołka.
-Hmmm... Teraz zostaje nam się dowiedzieć co takiego tu trzymali i kto za to płacił.- mówiąc to, lekkim krokiem podszedł do jedynego ocalałego z masakry złodzieja z wrogiego mu gangu. Pechowiec leżał na plecach, z guzem od tarczy Haggarda na czole. Jean wiedział już że niedługo guz ten będzie jego najmniejszym problemem.

Gnom skinął jedynie głową chowając rapier do pochwy po otarciu go z krwi, przesłuchanie zostawiając bardziej doświadczonym osobom od siebie. Zamiast tego wyjął z plecaczka łom, oraz kule i proch. Po czym nabiwszy pistolet, gwizdnął cicho przywołując kota.
Czas się przekonać co takiego skrywały skrzynie w tym magazynie i czy było w nim cokolwiek wartego skonfiskowania. Choć Jean wiedział, że nie starczy czasu na przeszukanie wszystkich, to... było jakieś zajęcie do czasu aż niziołek wydobęcie prawdę ze złapanego jeńca.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline