-
Mhm... - mruknął Daritos na jej uwagę o kąpieli. Dawno nie czuł się już tak rozluźniony i z kobietą u boku. -
Powiedz mi Meggy... powiedz mi o sobie coś, czego nie wiem.
-
Ale co? Tak obojętnie co? - Zachichotała -
No to... lubię gruszki! - Zaśmiała się już głośniej, przez chwilę gilgocząc go po brzuchu.
Również zachichotał (z powodu łaskotek), jednak po chwili zabrał jej ręce z brzucha i podniósł ją delikatnie, sadzając “Meggy” sobie na nogach, twarzą do siebie.
-
Miałem na myśli jakąś ciekawą historię z życia wziętą. - wyciągnął rękę i wziął z talerza ukrojoną kostkę gruszki, który następnie włożył dziewczynie do ust i natychmiast ją pocałował, kradnąc kawałek owoca, jednocześnie wolną ręką pieszcząc jej pierś.
-
Ty... - Pacnęła go dłonią po torsie -
Ty łobuzie ty...mmm - Zamruczała odnośnie jego dłoni.
-
Historyjkę z życia... a bo ja wiem.... - Meggy zamyśliła się na moment -
Kiedyś pewien rycerz szukał najemników, żeby z nim oczyścić las należący do jego pana, Lorda... jak mu tam było... Ellihorn, czy jakoś tak... no i ja też się zgłosiłam. Było nas dziewięciu i ten rycerz cholerny, i mieliśmy Gobliny przepędzić, co tam się panoszyły i wszystko co las oferował zżerały... no i je znaleźliśmy, a raczej one nas, kilka z nich, i uciekły, a my za nimi, i wpadliśmy prosto w ich wioskę. Sypały się strzały, dzidy, bełty, a ja ich ogniem! - Uniosła pięść w górę -
I poranili naszych sporo, nawet paru mocno, a ja ich przypalałam, i jak pewną chatkę z dymem puszczałam, to jak nie walnęło! - Pacnęła w wodę, ochlapując Daritosa, i kontynuowała z przejęciem -
Bo w tej chatce to coś składowali, chyba wino albo gorzałę, i jak srutnęło, to wszyscy padli, my też, Gobliny wystraszone w końcu uciekły, a my cali różowi tam stali od tego świństwa hihi...
Zaklinacz słuchał z umiarkowanym entuzjazmem, na koniec śmiejąc się lekko.
-
Ciekawa przygoda, nie powiem. - nie przestawał pieścić jej piersi, teraz dodatkowo miał zajęte usta, bo przygryzał jej ucho.
-
A może pójdziemy do łóżka? - Zaproponowała tuż po cichutkim westchnięciu z rozkoszy, z rumieńcem na twarzy i sztywniejącymi pod jego dotykiem, różowiutkimi suteczkami.
-
Mhm. - wymamrotał jedynie nie przestając całować ją w ucho, ani pieścić jej piersi. Uszczypnął ją w stwardniałe sutki i nie wyglądało na to, żeby miał zamiar wychodzić z balii.
-
Ał! - Pacnęła go w łeb za te szczypnięcie -
Woda już zimna... - Dodała.
-
No to chodźmy. - Wstał po chwili i wyszedł z balii, po czym podał jej rękę, żeby jej pomóc wyjść.
Wpadli gwałtownie na łóżko, zespoleni ze sobą ustami i ciałami, szaleńczo się całując i pieszcząc, wśród miłosnego uniesienia. Meggy tym razem wyraźnie przejęła kontrolę nad sytuacją, stając się tą bardziej dominującą stroną... dziewczyna leżąc na Daritosie smakowała jego ust, do figli włączając nawet języczek, a Zaklinacz czuł się po prostu wspaniale z cieplutkimi piersiami na swym torsie...które po pewnym czasie zaczęły jednak przesuwać się po jego ciele w kierunku brzucha, a następnie niżej i niżej. Dziewoja szybko zajęła się jego męskością, nie szczędząc tam wyuzdanych pieszczotek...
A on nie zamierzał jej w tym przeszkadzać - kiedy “Meggy” zeszła niżej, mógł jedynie pieścić jej włosy i mówić jej czułe słówka...pozostawiona więc swym czynom dziewoja uwijała się nad wyraz pracowicie, coraz bardziej i bardziej przybliżając Daritosa cudownemu uczuciu. Gdy jednak było już tuż tuż, przestała nagle, po czym z uśmieszkiem spojrzała ku niemu.
-
Wytrzymasz jeszcze trochę?
Wziął głęboki oddech i odwzajemnił zawadiacki uśmieszek.
-
To zależy co planujesz, ale zrobię co w mojej mocy. - powiedział, rozbawiony z jakiegoś powodu.
Śmignęła ku jego twarzy, składając przelotny uśmieszek, chichocząc pod nosem, po czym ustawiła się na łożu, już w milczeniu wypinając bezwstydnie ku niemu pupę... w Daritosie na taki widok - i wbrew jego naturze - zagotowała się krew.
Przez chwilę Zaklinaczowi naprawdę wydawało się, że śni. Jednak wszystko dookoła niego - jego rozpalenie, piękny zapach kobiety obok niego, napięcie wynikające z tego, co miało się zaraz wydarzyć, błyskawicznie sprowadziły go na ziemię.
Już po chwili podźwignął się energicznie z pozycji leżącej i stanął za “Meggy” na kolanach. Przez chwilę gładził pośladki (i ich okolice) dziewczyny. Już miał się zabrać do rzeczy...
...gdy w karczmie rozległ się dziwaczny, nieco stłumiony ryk, dochodzący gdzieś z dołu. Należał on chyba do Saebrineth, lecz nie był okrzykiem przerażenia, tylko bardziej brzmiało to jak ryk wściekłości, czy też może i krzyk bojowy? Elfka rozdarła się na całego, choć może i u niej był to efekt miłosnych uniesień?