Jamie mocno ściskał między palcami swoją kartę do gry, w którą jednostajnie pukał paznokciem drugiej ręki. Zarobił już ponad dwa razy tyle, ile trzymał w portfelu. I przyszło mu to z ogromną łatwością. Nie wiedział jaki patent stosuje Jack, ale podejrzewał, że to górnolotne sztuczki zawodowych oszustów. Jeśli nie miał racji, i został właśnie płotką w grubym przekręcie, to był w czarnej dupie. Znacznie bardziej ciemniejszej niż jego własna. Perspektywa zagrania o jeszcze większą kasę, z aniołem stróżem za plecami, była jednakże diabelsko kusząca. W dodatku mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i podpytać o Falka. „Dobra wchodzę w to. Ale bez szaleństw. Wystarczą 4 cyferki na koncie i się zmy.. NIE!!!” Thompson opamiętał się w porę i wylał na swój rozgrzewający hazardowy apetyt kubeł zimnej wody. Ta sprawa z Jackiem od początku mu śmierdziała, tyle że różnymi odorami. Postanowił zakończyć poszukiwanie pośród diamentów i zmienić otoczenie. Za dużo ryzyko. Tylko powiedzieć mu wprost czy puścić jakąś ściemę?
- Yyy. Stary, wiesz co? Nie mogę. Zostałbym, ale wskazówka się kręci – pokręcił wskazującym palcem nad lewym nadgarstkiem – Muszę się zmywać. Dostałem cynk od szefa, że gość już odnaleziony. Także nic tu po mnie. Dzięki za rady i do zobaczenia – nie czekając na odpowiedzi odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.
Jeśli nikt nie będzie mu przeszkadzał, spienięży swoje żetony w kasie, po czym wyjdzie z kasyna i poszuka Quincego w Horshoe. Jeśli jednak Jack będzie chciał mu wyperswadować swoją racje czymś innym niż słowami (broń, szantaż) najpierw wypróbuje sztuczkę z tajemniczym zniknięciem z łazienki. W razie braku powodzenia zastosuje zalecenia Jacka. |