Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2012, 11:41   #30
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Grinwood rzeczywiscie służył w Rangersach. Punkt siódmy Credo, najzwyczajniej w świecie nie istniał. Wyszkolony i zdrowy facet zawsze się przyda w ekipie. Jeszcze kilkanaście dób wcześniej Damien opuszczał się po linie na dach centrum medycznego w Glenn City ze swoją drużyną Delty, a teraz miał zupełnie nową drużynę. Po kolei tracił kolejnych ludzi, przebijając się do laboratorium w szpitalu. Naukowiec, którego mieli ewakuować, był najlepszym wojskowym epidemiologiem w Stanach. Teraz miał tylko wyniki jego badań na pendrivie, ale były dla niego obecnie bezużyteczne.

„Świat się skończył” – tak w pierwszej chwili pomyślał, kiedy kontakt z dowództwem się urwał, komunikaty radiowe ustały, a z tego, co mówiła reszta epidemia opanowała większą część kraju. Pewnie gdzieś ocalały jakieś garstki, podobne do tej jego… , ale były to małe krople na oceanie szaleństwa jaki zapanował. Miał nadzieję, że gdzieś jest jakaś bezpieczna przystań, miejsce wolne od zarażonych zombie.

Od czasu do czasu zerkał przez lusterko wsteczne, na siedzącego na kanapie Davida. Chłopiec powoli nabierał zaufania do Niego i nowo poznanych osób. W jego oczach nie widział już, tej przerażającej pustki, jaka wypełniała chłopca po tym jak go znalazł. Choć wiedział, że z taktycznego punktu widzenia, dziecko jest dla niego obciążeniem, to jednak potrzeba opieki nad tą bezbronną istotą, zagłuszała ból po stracie najlepszych kumpli. Prócz ich nie miał żadnej rodziny…





Teren kampusu wydawał się ogromny, kilkanaście hektarów terenu, wiele budynków dydaktycznych i naukowych, nowoczesna zabudowa mieszała się ze starymi, ceglanymi kolosami tworzącymi najstarszą część miasteczka uniwersyteckiego. Buick sunął powoli szeroką ulicą, biegnącą przez środek campusu, pojedyncze zombie albo małe ich grupki snuły się tu i ówdzie. Barykady z worków z piaskiem, przewrócone zasieki czy budki posterunków wojskowych, połamane szlabany, to wszystko krzyczało, że w tej prowizorycznej bazie Gwardii Narodowej, coś poszło nie tak jak powinno.

Doświadczonemu żołnierzowi, jakim bez wątpienia był Damien wystarczyło tylko rzucić okiem, by zaobserwować wiele oznak zażartej walki, jaka musiała mieć miejsce na Terenia kampusu. Widocznie zombie przedarli się przez kordon sanitarny wokół tymczasowego szpitala polowego. Liczne odpryski na ścianach po seriach z karabinów maszynowych, dźwięczące pod kołami starego sedana łuski, wiele ciał leżących na trawnikach. Walka musiała być szybka i zacięta, jednak nigdzie nie zauważył choćby śladu jakichkolwiek pojazdów wojskowych, widocznie część sił ewakuowała się w pośpiechu.

Skierował samochód ku centrum kampusu, w miejsce skąd z daleka widać było stadion, to tam na pewno ulokowano centrum medyczne i kwarantannę dla chorych. Pewnie tam była najsilniejsza osłona wojskowa, nie mówiąc o zapleczu medycznym. Jeśli mieli zdobyć jakąś broń, czy zapasy, to było to odpowiednie miejsce.

Zbliżyli się powoli do budynku w którym chyba znajdowały się szatnie, służące korzystającym z obiektu sportowcom. Budynek wydawał się opuszczony, na jego narożniku stały opuszczone stanowiska obrony, kiedyś schludnie ułożone worki z piaskiem, teraz leżały w nieładzie, wraz z wywróconymi zasiekami z drutu. Podprowadzili samochód powoli ostrożnie za ścianę budynku, żeby osłonić się od strony stadionu. Troszkę dalej zaparkował Corley swój motocykl, na ostatnich metrach go zgasił i dopchał – hałas mógł zwabić stado zombie wprost na nich.

Ocena zagrożenia, liczebności zombie rozmieszczenia namiotów na trawniku przed stadionem i na płycie boiska zajęła Damienowi i Grinwoodowi kilka minut. Stonebridge naliczył około dwudziestu zombie szwendających się miedzy opuszczonymi namiotami, niektóre ubrane były w mundury wojskowe, a na szelkach taktycznych, jeszcze zwisały im karabiny M4 czy M16A4, niektóre z trupów snuły się nago a niektóre w kitlach lekarskich. Pośród namiotów walały się jakieś skrzynki, paczki kartony, wszystko chyba zostało opuszczone w wielkim nieładzie. Nieco dalej w głębi, tuż przy płycie boiska stały dwa kontenery – zapewne przenośnie moduły medyczne, służące, jako polowe laboratoria albo sale operacyjne czy zabiegowe. Niewątpliwie warto było je przeszukać, to samo namioty.

Narada była burzliwa, ale niedługa. W końcu ostatecznie ustalili, że idą wszyscy, choć początkowo Damien proponował tylko dwójkę żołnierzy, a Colrey miał zostać i popilnować Davida i dziewczyny. Stonebridge wpadł na pomysł, żeby Roland odciągnął zombie swoim motocyklem od stadionu. Motocyklista mierzył przez chwilę komandosa wzrokiem, by w końcu powiedzieć: - Zgadzam się, ale pamiętaj, jeśli tylko przejdzie Wam przez myśl mnie wydymać… Stonebridge mu przerwał: - Nie przyjdzie, uratowałeś mi życie i Davidowi również, mam u Ciebie dług… a ja zawsze spłacam swoje długi.

Grinwood i Damien przez chwilę przygotowali się do wkroczenia na teren obozu Gwardii Narodowej. Damien sprawdził magazynek w Colcie i mocowanie tłumika, pistolet chciał oszczędzać na trudniejsze sytuacje, ale wolał go mieć w pogotowiu w razie jakby walka wręcz nie wystarczyła. Bo o miał być ich priorytet, nie robić hałasu, karabinów mieli użyć tylko w ostateczności, kiedy nie mieliby już wyjścia. Każdy z nich przygotował sobie jakąś torbę, w którą pakowałby znalezione, przydatne rzeczy. Im której będą przebywać wśród tych namiotów, tym większe szanse powodzenia, będzie miał ich plan.

Damien na chylił się do Davida i powiedział: - Będziesz szedł tuż za mną ok.? Trzymaj się mnie i uważaj na Charllotę , nigdzie nie odchodź i będzie dobrze. Obiecuję Ci to. – uścisnął chłopca i odbezpieczył karabin. Miał iśc pierwszy, Rangers miał zabezpieczać tyły pochodu. – Gotowi? – zapytał się. Kiedy wszyscy skinęli głowami dał znać Corleyowi żeby ruszał.
Hałas z rury wydechowej motocykla Kawasaki był straszny, zwłaszcza, kiedy Roland podkręcił obroty. Ruszył motocyklem początkowo wprost między namioty, żeby jak najwięcej zombiaków zwróciło na nich uwagę, potem kiedy ruszył za nim zaczął się powoli oddalać, tak żeby nie dać się złapać, ale też nie zniechęcić truposzy do pościgu.

Teraz ruszyli oni. Mieli ustalone priorytety, co biorą, czego szukają. Lekarstwa, opatrunki, amunicja, żarcie i cokolwiek, co mogło im się przydać. Ryzykowali wiele, ale w tym świecie tylko tam można było przeżyć.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline