Mierzwa przysłuchiwał się rozmowie towarzyszy z ponurym wyrazem twarzy. Machinalnie gładził włosy małej Hanki, która leżała z zamkniętymi oczami. Była trupio blada. - Będzie dobrze, mała - mruczał do niej cicho kozak. - Wyjdziemy z tego cały i żywi. W przeciwnym razie, po co ten świat miałby istnieć, nie? - próbował się uśmiechnąć, ale wyglądało to tak jakby gębę szczerzył stary wilczur.
- Nie pójdziesz w te lasy sama Elise - zdecydował w końcu zabrać głos. - Sądzę, że w obecności Giganta i mojej masz większą szansę wrócić z ziołami.
Otrzepał spodnie z brudu i podciągnął koc pod brodę dziewczynce.
- Chodźmy, nie ma co mitrężyć czasu.
Na odchodnym zwrócił się szeptem do wiedźmy. Tak by tylko ona słyszała treść jego słów. - Posłuchaj mnie, babo jago. Jeśli ją wyleczysz, przysięgam, że odszczekam com ci nawymyślał i puszczę w niepamięć dawne urazy. Nie pozwolę też by ktoś Cię skrzywdził. Sam prędzej polegnę. Ale jeśli zawiedziesz tę dziewczynkę i ona umrze, poznasz kozaczą zemstę. Wprost z mroźnych stepów Kislevu. |