To o czym Róża mówiła brzmiało na określone zawirowania wiatrów magii. To było jego zadanie by to wypatrzeć o ile potrafił. Może była lepsza? Guślarka? Nigdy.
Dalszą rozmowę słuchał jak przez mgłę. Wpatrywał się w ścianę lasu pamiętając nauki o postrzeganiu magii. Na tym był skoncentrowany zobaczeniu tego co dla innych niewidoczne. -Czy jedziemy czy nie mamy jeszcze czas radzić. Elf i ktoś jeszcze niezależnie powinni pojechać. Przed nami siedem dziesiątek wroga, jeżeli nas znajdą to nie mamy szans z życiem ujść. Niech wezmą po dwa konie by mogli je zmienić i spróbują się przebić i wyprosić odsiecz z klasztoru. Antara mówił, że stał się punktem zbiorczym dla miejscowych i rozbitego wojska. Wojacy powinni być a trzeba im uświadomić, że bez nas jeżeli nie zwierzoludzie to ogień ekspedycji ich zabije. Ustosunkował się do jednego problemu to do innego też postanowił. -Świątynia może i do ob obrony dobra ale mieszkańcom nic nie dała. Nie ma z niej jak uciec. To nie mury Ostermark, na wzgórzu z wsparciem mieszkańców i straży gdzie i tak ledwo sobie poradziliśmy. Nie możemy myśleć o obronie bo zginiemy musimy nie dać się znaleźć. Najrozsądniej wozami zabarykadować świątynie w środku o zmierzchu ogień rozpalić by upozorować, że tu obozujemy a samemu pójść na południe. Pieszo przez las. To najmniej prawdopodobny szlak i nikt się nas tam nie będzie spodziewał. Warto się zastanowić. Zostawił bagaż by mu łatwiej było z innymi szukać ziół. -Chętnie pomogę znaleźć potrzebne zioła, jeżeli krótko opiszesz czego mam szukać.
-Panie Vogel, sugestię mam dla was skoro wszyscy na chwile odpoczynku się zgadzamy. Martwi mogą mieć przy sobie przydatne może cenne rzeczy. Przypuszczam, że wiesz jak można to wykorzystać. W naszej sytuacji nie wypada niczego marnować. |