Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2012, 20:30   #84
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
- Tak - Petru mówił z nienawiścią i furią dźwięczącą w jego głosie niczym spiż dzwonu, choć starał się zachować obojętny ton - To pewnie dowódcy tej armii zbierają się na Krwawym Wiecu. Naczelni wyznawcy pogańskich bożków, przywódcy poszczególnych religii zbierają się by odnowić pakty ze swymi demonicznymi władcami. Próby woli, ofiary z ludzi, deklaracje wierności i poświęcenia … sami dodajcie co waszym zdaniem się z tym łączy a to znajdziecie, wszystko po to by przekonać swych patronów że są ich najwierniejszymi​ sługami i zasługują na zaufanie. To plugawa … to znaczy dla nich święta ceremonia, której nikt niepowołany nie może ujrzeć, nawet ich orszaki i słudzy. Stąd tajemnica. I stąd krogeyny. Sprawdzają teren - skinął ku Cethowi, potwierdzająco i z szacunkiem ku wiedzy druida.

Zamilkł na dłuższą chwilę.
- Spróbuję znaleźć miejsce Krwawego Wiecu - dodał, mimo że już widok kryogen uzmysłowił mu zagrożenie - bestii było tak wiele, a dysponując możliwością lotu w stadzie były śmiertelnie groźne.

Przeniósł spojrzenie w druida, Austa i Rulfa.
- Podobno część z nich to zasuszone staruchy, poruszające się chyba tylko dzięki temu że niewiele innego im pozostało. Inni zapewne są początkującymi czempionami, wybranymi bardziej ze względu na okrucieństwo i oddanie niż jakiekolwiek dokonania, ale część … Pamiętacie bestię którą widzieliśmy podczas przekraczania szlaku? - wbił wzrok w Rulfa i Austa - To ci którzy są u szczytu możliwości i łask swoich patronów i takich też można się spodziewać. Dlatego nie mogę i nie chcę wam mówić co robić. Jak dla mnie sukcesem będzie odnalezienie tego miejsca, na przyszłość, gdyby udało się kiedyś przygotować oddział do takiego ataku - machnął ręką, wiedząc że nigdy to nie nastąpi. Nie w Naz'Raghul, w którym Prawdziwi Wierni nie mogli sobie pozwolić na tracenie ludzi w straceńczych akcjach. Gorycz brzmiała w jego głosie, ale rychło ją stłumił - była to słabość, a Naz'Raghul nie wybaczało słabości.

- Jeśli chcecie, po prostu poczekajcie tu na mnie.

- Ech, szkoda że w armii nie ma więcej takich wariatów jak on. - Rulf uśmiechnął się lekko, rozglądając się. - Normalnie żołnierzy trzeba kijem zaganiać na takie misje a ten proszę, sam się garnie.

Aust pokręcił głową.
- Odważny albo głupi. A my jeszcze głupsi, bo z nim idziemy, co?

- Ano.

Ceth zarechotał cicho.
- Dobrze, idźcie. Ja zostanę i w razie czego przygotuję się do zszywania was. Bo prawda jest taka że moje starcze kości nie nadają się do takiej roboty.

Petru nie skomentował słów Rulfa i Austa, i Cetha również. Zrazu milczał, a potem ... uśmiechnął się i pokręcił głową. Niemal zachichotał. Znał tych ludzi od parunastu raptem godzin, a już przywykł do ich cynicznego poczucia humoru ale i odwagi oraz, chyba, poczucia braterstwa broni. A to nie było mało, nie w Naz'Raghul.
- Zostawmy niepotrzebne rzeczy.

Jak powiedział tak zrobił. Z czcią oddał woreczek ze strączkami druidowi, niechętnie, ale w razie gdyby nie powrócił ... przydadzą się komu innemu. Oby. Z plecaka wyciągnął zestaw uzdrowiciela i wcisnął za pas, manierkę takoż zabrał i odrobinę żywności, krzeszące gałązki i inne drobiazgi. Sprawdził czy aby coś z odzienia czy ekwipunku kolorem lub połyskiem nie zdradzi go przed czujnym wzrokiem zwiadowców Grzeszników, tak samo osoby Rulfa i Austa obejrzał i tak samo poddał się ich badaniu.
- Obserwujmy kryogeny, może to z jakiego kierunku nadlatują lub dokąd zmierzają da nam podpowiedź gdzie podążać - mruknął i wpatrzył się w niebo, usiłując z ich krążenia po nieboskłonie wywnioskować gdzie w ogóle można zacząć poszukiwania miejsca Krwawego Wiecu z jakąś rozsądną szansą na powodzenie...

Cóż, albo przywódcy kultów byli głupi, albo zbyt pewni siebie, albo i jedno i drugie, bo krążenie skrzydlatych pokrak i regularne lądowanie w okolicach dość sporej formacji skalnej jednoznacznie wskazywało gdzie należy się spodziewać członków Krwawego Wiecu.

Aust z zamyśleniem spojrzał na ukryte do tej pory w worku pistolety skałkowe.
- Zaryzykuję użycie samopałów. W końcu jeśli nas dostrzegą, i tak już nie będzie nam zależało na ciszy. Rulf, bierz granaty.

Brodacz uśmiechnął się tylko, wkładając do torby niebezpieczne ładunki w ceramicznych i metalowych osłonach.
- Szkoda że nie ma tu Thorna i jego dziesięcioramiennego muszkietu.

- Jasne. Zapijaczony krasnolud i jego eksperymentalna broń wybuchająca przy co którymś strzale. Tego by nam tu brakowało.

Brodacz zarechotał i spojrzał na Petru.
- Wiemy już gdzie iść?

"Dziesięcioramienny muszkiet", "eksperymentalna broń"... Dla Petru było to zrozumiałe na podobieństwo tajników żeglugi na pełnym morzu. Spojrzał na zaufany, choć prymitywnie wykonany łuk refleksyjny. Jeśli przeżyje wystarczająco długo, może doczeka chwili gdy w jego posiadaniu znajdzie się lepsza broń, starannie wykonana przez utalentowanego rzemieślnika i pozwalająca wykorzystać jego wielką siłę. Ale na razie wzruszył muskularnymi ramionami. Fatalizm właściwy mieszkańcom Naz'Raghul pozwolił mu łatwo oderwać się od marzeń.
- Tak. Tamte skały, najpewniej wśród nich się zatrzymali. Powoli i ostrożnie, najpierw się rozejrzymy. Kryogen jest zbyt wiele.

Ruszył pierwszy, nie spiesząc się i korzystając z każdej możliwej osłony. Nie wiedział ile prawdy jest w opowieściach że przywódcom kultów nie towarzyszy ochrona, wolał nie zakładać tego w ciemno. Dlatego też miał zamiar nie podążać najłatwiejszą drogą, która zapewne byłaby najpilniej strzeżona, lecz jakąś trudniejszą i mniej oczywistą. Najlepiej wśród skał które w razie wykrycia dałyby choć cień szansy na utrudnienie krogeynom ataku na grupę zwiadowców...

Aust podążał zaraz za tropicielem, zgięty w pół, okryty swoim brunatno-szarym płaszczem. Rulf trzymał się najbardziej z tyłu, co jakiś czas zatrzymując się i rozglądając uważnie.
- Czyli mamy tam po prostu podejść, zobaczyć i pójść? - Aust nie wydawał się szczególnie zachwycony tą perspektywą. - Mamy kupę granatów, trochę prochu, broń... Mów sobie co chcesz ale nawet demon odczuje na swoim piekielnym dupsku odłamki szrapnelu oraz kartaczu...

Krogeyny zaś krążyły wysoko na niebie, leniwie i powoli. Petru wiedział że potwory te zachowują się tak tylko w jednym przypadku. Zaraz po uczcie. Pytaniem było kto tym razem padł ofiarą tych zmutowanych harpii.

Tropiciel przez chwilę rozpamiętywał słowa Austa, nie zapominając o tym by jego ruchy były powolne i nie przyciągnęły niczyjej uwagi.
- Jest nas tylko trzech, a samych krogeyn naliczyłem dwa tuziny - szepnął, zważając by głos stłumić jak najbardziej - Zobaczymy czego się spodziewać... - w końcu widział już na co stać mężów ze Skuld.

Ponurym wzrokiem przyglądał się drapieżnym, skrzydlatym stworom i zastanawiał czy kiedykolwiek ta kraina wolna będzie od groźby wypaczonej magii, bestii i wyznawców demonów. Po chwili jednak wpił spojrzenie w odległe, majaczące w mroku skały, zaczął je macać wzrokiem w poszukiwaniu drogi na górę, choć gdy myślał o tym co może wywołać choć jeden obluzowany kamień który by potrącili i wywołali dzięki temu hałas ciarki przechodziły mu po plecach.

Przypadli do ziemi gdy gwałtowny szelest z boku dał znać że nie są sami. Przez chwilę tropiciel obawiał się że to oni stali się zwierzyną, ale gdy ujrzał z jakim pośpiechem i jak nieskładnie postać się porusza i obraca co chwila, zdał sobie sprawę że było to przypadkowe spotkanie. Otyły kultysta ściskał w dłoni prymitywnie wykonany miecz, a ciemne plamy na grzbiecie i smród krwi dawały dowód że dramaty w tym miejscu nie skończyły się wraz z przemarszem armii. Skuldyjczycy nie widzieli tak dobrze w ciemnościach jak on, ale gdy potykająca postać zbliżyła się do ich trójki Rulf spojrzał pytająco na tropiciela. Petru zastanowił się, kiwnął potakująco i skinął ku kultyście. Rulf miał już nóż w dłoni.

Palenquiańczyk spoglądał czujnie to w kierunku z którego kultysta się wytoczył, to za skradającym się za nim Skuldyjczykiem. Z coraz większym marsem na czole. Mimo że wytężał czuły słuch nie słyszał odgłosów pościgu za Grzesznikiem, więc … co go niepokoiło? Gdy usłyszał furkot już wiedział, doskoczył do Austa i obalił go w piach tuż przed tym jak potężne łapy przecięły powietrze tam gdzie przed chwilą była głowa harcownika. Istota uderzyła za to w ziemię i odwróciła się błyskawicznie ku Petru.



Doskonałość muskularnego torsu, ramion i nóg nie wystarczała by zrównoważyć ohydę uzbrojonych w szpony dłoni i stóp, nieproporcjonalnie krótkie skrzydła dodawały otaczającej bestię aurze obłędu pożywki a widok czaszki ozdobionej rogami i zaostrzonego ogona na moment sparaliżował Pelorytę. Wiedział czym potworność była. W Palenque uczył się z nimi walczyć. Z demonami.

Bestia podniosła łeb tak by kościany gardziel celował w Petru i Austa i naraz uderzenie dźwięku zmiotło ich obu z nóg. Ogłuszony tropiciel jakimś cudem zachował miecz w dłoni i teraz wysunął go z pochwy, poderwał się na równe nogi i zatoczył pod pierwszym uderzeniem które omal nie wyrwało mu rękojeści z upazurzonych łap. Samemu odpowiedział cięciem pod którym demon wykręcił się zwinnie, ale nie w masywne cielsko Petru celował lecz w krótkie skrzydło i odcięty gładko jego fragment plasnął na ziemię. Demon wyjąc wściekle pochwycił Pelorytę w wielkie łapy, usiłując go chyba po prostu rozerwać na sztuki czy zgnieść na miazgę. Aust pojawił się w ich polu widzenia, z bladą twarzą i sięgając po coś do worka. Przenikliwy smród krwi, kwasu mlekowego i zepsucia odbierał Petru oddech.
- Stalą!!! - wychrypiał ponad rodzącą się w gardle demona nową falą ryku. Bał się że Skuldyjczycy spanikują i otworzą ogień z tych ich “samopałów”, zdradzając ich ostatecznie. Choć trzeszczenie kości i potworny uścisk dały znać że to może być jego jedyną szansą na przeżycie. Całą swą wielką siłę zaprzągł do oderwania łapsk demona, własnymi szponami ryjąc głębokie bruzdy w twardym jak guma cielsku. Demon obrócił się i kolejną falą dźwięku zbił Austa z nóg, a jego ogon owinął się wokół nóg Petru. Naraz razem runęli na ziemię. Demon wycelował gardziel prosto w twarz przeciwnika. Peloryta wiedział że dźwiękowy atak z takiej odległości urwie mu łeb.

Pochwycił kościaną czaszkę i, mimo tego że widok przed jego oczami skurczył się do jedynie wąskiego tunelu, wykręcił ją w górę, ponad siebie. A potem demon wrzasnął tak przenikliwie że Petru na krótką chwilę stracił świadomość. Odzyskał ją gdy bestia wiła się jakby nabita na ruszt. Tak było, bowiem miecz Austa przeszywał na wylot jej klatkę piersiową. Petru przetoczył się wraz z nią i przygwoździł ją kolanem, znowu zaparł się z całej siły i pociągnął, aż kręgi coraz słabiej broniącego się potwora trzasnęły. Demon znieruchomiał.

- Co to kurwa było??!! - Rulf wrzasnął. Petru zamrugał i skupił wzrok na jego broni i ciemnym, połamanym kształcie za nim.
- Wynocha stąd! - wychrypiał - Krogeyny zaraz tu będą!!!

Chwiejnie podniósł się na nogi. Jak na jeden dzień miał dość mierzenia swoich sił z Grzesznikami i ich patronami. Tyle że nie czas był na słabość. Krogeyny mogły nie zwrócić uwagi na przemykającego w mroku demonicznego łowcę, ale starcia bez wątpienia nie zignorują.
- Aust, trzymaj! Odbiegnijcie trochę i kryjcie się! - wcisnął harcownikowi swój miecz w dłonie, sam ruszył ku zabitemu kultyście. Pochwycił go mimo zdradliwej słabości ciała i zawlókł do cielska demona, ciskając go na zalaną krwią pierś. Sam rzucił się do ucieczki. Już słyszał łopot skrzydeł i padł gdy tylko pierwszy podobny gargulcowi stwór pojawił się w polu jego widzenia. Błogosławił swych przodków - mógł nie wiedzieć kim byli, ale dzięki nim widział w mroku dalej od niejednego bytu z Otchłani. Teraz leżał w pyle Naz’raghul tłumiąc kaszel i dyszenie i modląc się do Pelora o łaskę. Krogeyny już się zlatywały na podobieństwo stada sępów. Ich głosy, o ile mógł domniemywać, zdradzały zdumienie, później kłótnię. Część przysiadła nad trupami, inne krążyły wokół. Petru pełzł milimetr za milimetrem, ilekroć łopot skrzydeł oddalał się. Miał wrażenie że wieki minęły nim zostawił za sobą stado padlinożerców ucztujących na nowo. Gdy odszukał Skuldyjczyków chyba był tak samo blady jak oni.
- Pelorowi niech będą dzięki - wymamrotał i pocałował święty symbol. - I tobie jestem winien wdzięczność, Aust. To jak, jeszcze macie chęć iść dalej? - pytanie nie było wcale zadane z sarkazmem, był na to zbyt obolały i rozbity.

Koniec końców ruszyli ku masywowi.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline