No i taka właśnie była kara za jego zwłokę. Zanim się wreszcie zdecydował, czy wolno mu zmówić modły za pobratymców, nie będąc kapłanem, jakiś obcokrajowiec się wtrącił ze swoimi śpiewami.
― Ty poganinie... Nie bezcześć pamięci Thoertiańczyków! ― wycedził przez zęby, ale Rusanamani chyba go nie dosłyszał, a Hallex wolał nie wszczynać bójki, nawet w obliczu takiej zniewagi. Nie omieszkał jednak zadrwić sobie z obcokrajowca przy najbliższej okazji. ― Ha ha! I jak niby zamierzasz konno podążyć za ludźmi, którzy weszli w gęsty las? O, cudzoziemcze, zaprawdę niezbyt tyś bystry! Tak masz wzrok wlepiony w tę swoją książeczkę, że nawet nie widzisz drzew przed sobą?
Śmiał się jeszcze przez chwilę, po czym spoważniał. Nie zamierzał przecież tracić życia tylko z powodu tego fanatyka i reszty głupców.
― Eee... Naim. Naim tutaj, on powiedział, że mógłby konno wrócić do obozu Fila. Sądzę, że to w istocie jest dobry pomysł. Jeśli chcecie podążyć za najeźdźcami, proszę bardzo. Zostawcie mi konia, a ja wrócę wraz z Naimem do obozu i przybędę znowu tutaj z posiłkami. Zwierzę zwrócę w nienaruszonym stanie. Co wy na to? Co ty sądzisz, o, Naribie? |