Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2012, 10:56   #42
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
I wciąż ta ramirezowa broń nie strzelała... Santiago Humberto de Ayolas nie mógł się skupić, nie mógł wycelować.
- Aaaaaaaa!!!!- w końcu jednak odruchowo nacisnął spust, ale gdzie poleciał pocisk, tego nikt nie wiedział... No może poza siedzącym na palisadzie i przyglądającym się wydarzeniom kotem, który z ledwością po tym strzale pozostał żywy. Niewiele brakowało, a estalijczyk miałby niczemu winne zwierze na sumieniu...

Zdecydowanie lepszym okiem, a przy okazji opanowaniem wykazywał się Detlef. Trafienie tak potężnie zbudowanego przeciwnika nie było problemem, jeśli tylko odpowiednio opanowało się zszargane nerwy. Nie zmieniło to jednak faktu, że wbity w prawą nogę bełt nawet nie spowolnił bestii, nawet też nie sprokurował ryku bólu z jej koziej mordy.

A co Zebedeusz miał w zamiarze próbując sprowokować kozogłowego? Tego chyba nikt nie wiedział. Coś pomamrotał, ruszył spokojnie do przodu i rzucił wyzwanie stworowi. Obłąkany! Całe szczęście bliźniaccy bracia wyprzedzili go z okrzykiem - Zwariowałeś kamracie? To nie jest opowiastka! - i ruszyli na potężnego wroga, gdyż tamten z pewnością nie miał zamiaru wdać się w ‘pojedynek’ z Zebeduszem. On miał ze swoimi mutantami mordować, nie uczciwie się pojedynkować. W pełnej szarży za moment miał wpaść w trójkę khazadów! Za krasnoludami biegł jeszcze dowódca z wioski, który jako jedyny z miejscowych pozostał na placu boju.

Przeciw obrońcom, za bestią, szarżowało już tylko pięciu zwierzoludzi, reszta natomiast oglądała już z bliska glebę, a jednemu z nich Skurwiel usilnie starał się odgryźć nogę. Kilku pierwszych potknęło się o dechę postawioną przez Imraka, pozostali runęli wywracając się o już leżacych. Teraz Imrak mógł siekać toporem te zmutowane, znienawidzone stwory. Z tym, że parszywce, które lepiej przyjęły upadek zaczynały już powoli wstawać. Chyba pierw nim trzeba mordy odrąbać.

Dwóch zdjął garłaczem Franc. W bestię nie trafił, ale maluczcy (w porównaniu do niej), za nią oberwali. Niestety gorzałka była rzeczywiście jakaś trefna, wciąż nie działa, będzie musiał dopaść typa, który mu ją sprzedał! A może, co w sumie nie do pomyślenia, tej gorzałki było za dużo. Tyle dobrze, że palec już drgnął na spuście, ale co z tego, jak już ręka nie chciała sięgać później po Scyzoryk. Co się dzieje z Francem? Czy nerwy po ostatnich przygodach, aż tak zszargane były? Czy po prostu się nawalił w końcu? Stał i tylko z tyłu obserwował całą szarżę zwierzoludzi. Obserwował jak to nie on. Obserwował jak wieśniaki ulatniają się miast bronić swego sioła. Obserwował jak pewniakiem zaraz zginą... jak i on zginie... Stał i patrzył bez sił by dołączyć do bitki.

I tak lepiej cały ten atak przyjmował niż Drax, który niczym strachliwy wieśniak rzucił się do ucieczki. Drugi elf był zdecydowanie dzielniejszy. Magiczna energia, jaką wyzwolił Cal, uderzyła czterorękiego w jedną z łap. Jednak co z tego, jak tamten miał jeszcze trzy... jedynie co, to nieznacznie zachwiało to uderzenie jego biegiem. A zaraz już dojsdzie do pierwszego, nie licząc tego imrakowego, krwawego starcia obrońców z napastnikami.

A wracając do Franza ten jeszcze bardziej zamarł, jak na swej szyi poczuł zimne ostrze, a do ucha ktoś upiornym, przeciągłym, niczym z koszmarów, głosem syknął:
- Oooookooooo - a przynajmniej tak zrozumiał to charczenie Maurer. Jednego Franc mógł być pewien, nie był to zwierzoczłek, gdyż z pewnością żaden nie przedostał się jeszcze za jego plecy.
 
AJT jest offline