Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2012, 19:56   #80
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
John & Hana
Czy można zmyć grzechy brudną wodą?


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=PPMKslHLbI4[/MEDIA]

John trzymając kurczowo zdobytą złotą trąbkę ruszył za Haną w stronę wyjścia z tego szalonego miejsca. Prowizoryczna opaska uciskowa, hamowała krwawienie w pewnym stopniu jednak nie uśmierzała bólu, który pulsował w ciele młodego przedstawiciela handlowego.
Co ciekawe dwójka bohaterów w ogóle nie przejęła się związanym mężczyzną leżącym w rogu pomieszczenia, no ale w ogniu walki często zapomina się o różnych sprawach.
John wiedział, że brat dalej jest w pobliżu, że ich obserwuje i w razie potrzeby wyjdzie z ukrycia to dodawało jako takiej otuchy.

Gdy dwójka wędrowców dotarła do głównej areny cyrku handlowiec posłusznie zamknął oczy i dał się prowadzić bladej dziewczynie. W jego nozdrza uderzał zapach krwi i wymiocin, który sprawiał że sam miał ochotę na zwrócenie posiłku. Hana zaś dzielnie kroczyła przez pozostawione przez siebie pobojowisko, omijając ciała i kierując się do wyjścia, które ponownie pojawiło się w ścianie namiotu.

Gdy dwójka herosów wyszła na świeże powietrze, John nie wytrzymał i pozwolił organizmowi na to co chciał od momentu wejścia na arenę . Wymiociny wylądowały na bruku przed wielkim namiotem, a zmęczony mężczyzna otarł usta, oraz złapał się za niedającą o sobie zapomnieć ranę.

Mieszkańcy wioski którzy uszli z życiem z namiotu obserwowali teraz z wnętrza domostw jak ich „wybawcy” wsiadają na konie po czym ruszają traktem w stronę Czarnej Wody. Tam bowiem z tego co udało się ustalić Johnowi mieli zebrać się wszyscy członkowie ekspedycji.

Droga minęła im na ciągłe jeździe i jedynie odpoczynkach na sen i strawę. Johna martwiło to, że rana z dnia na dzień stawała się coraz bardziej dokuczliwa, budził się w nocy z czołem zroszonym potem, a pulsujący ból zdawał się rozrywać go od środka. Mężczyzna wiedział, że potrzebuje pomocy medycznej i to szybko.

~*~

Gdy w końcu dwuosobowa ekspedycja dotarła nad brzeg czarnej wody, miejsca cichego i paskudnie wyglądającego, nie zobaczyli nikogo na brzegu. Jednak John umiał kojarzyć szybko fakty, cielsko pokonanego stwora które leżało na brzegu, niczym olbrzymia góra mułu, oraz unosząca się na powierzchni wapienna płyta nasunęła mu jednoznaczne odpowiedzi.
Towarzysze Hany i handlarza zeszli pod wodę, teraz było trzeba zadecydować czy lepiej sprowadzić tu kogoś do pomocy, korzystając z potęgi telepatii, czy może samemu zanurkować w czarną toń. Ale czy rany mężczyzny wytrzymają nurkowanie na takim dystansie?

Nowy wróg

Buty rozchlapywały krew w cyrkowym namiocie, gdy dwie postacie kroczyły pewnie przed siebie.
- Ten gruby idiota nieźle sobie poczynał, wybił całą wioskę czy co?- wychrypiał ten którego usta przysłaniała brudna szmata.
- Nie sądzę…- odparł spokojny głos drugiego mężczyzny, który wsparty na lasce kierował się w stronę garderoby. – Na scenie widziałem ciało tej jego małej akrobatki , jej by nie pozbawił życia.
- Chyba, że już w pełni oszalał.- odparł drugi.
- A czy to ma znaczenie?

Po tych słowach drzwi do garderoby otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a oczą dwóch wędrowców ukazało się ciało dekapitowanej kruczej wiedźmy. Nie padło nawet jedno słowo, mężczyzna wspierający się na lasce obrócił się w milczeniu i opuścił pomieszczenie.
- Szefie wszystko w porządku?- zatroskany głos drugiego z mężczyzn dopiero po chwili dotarł do starca.
- Jakiś przeciętnie wyglądający facet i kobieta o bladej skórze i czarnych włosach. Weszli do namiotu dobę temu, wyszli zbroczeni krwią.- odparł cicho dowódca. – Ruszamy, zmierzają tam gdzie i my. Poczekamy na nich na miejscu. –odparł aa głos mu lekko zadrżał.
- A co z mieszkańcami wioski.-zapytał facet o zasłoniętych ustach wychodząc za szefem z namiotu.- Ach rozumiem…- dodał jeszcze cofając się o krok.

Stado kruków zaś rozpoczęło swoją ucztę na ciałach wszystkich obywateli Cichej mgły.

Fateus

Nieznajomi


Sztukimistrz nie mylił się, w pobliżu było jeszcze kilka pustych jaskiń, grot których nie zamieszkiwały brudne prosiaki. Oczywiście losu nie da się oszukać, to wiedział każdy, dla tego jeżeli kiedyś drogi wieprza i kota miały się skrzyżować to stanie się to prędzej czy później. Teraz jednak czarnej panterze wystarczyła do szczęścia sucha jaskinia, gdzie ułożyła się do snu pośród symfonii deszczu i odgłosów uderzających w dali piorunów.

~*~

Rano do nozdrzy pantery dotarł zapach dymu i smażonego mięsiwa. Oczywiście przez chwile umysł starał się utrzymać wersję iż zapachy są tylko wytworem sennej wyobraźni, jednak po chwili ciało zdało sobie sprawę, że pyszne potrawy są naprawdę blisko a ciepło w jaskini nie jest wywołane zwinięciem się w kłębek a bliskością ognia. Pantera otworzyła swe oczy, zaś jej sierść nastroszyła się gdy okazało się że tuż obok niej w jaskini siedzą trzy osoby.

Pierwszą z nich, siedzącą najbliżej wylotu jaskini była zgrabna dziewczyna, o różowych włosach w które powplatane były kwiatki. Z jej pleców wyrastały przezroczyste skrzydełka, takie jak u wróżek z bajek opowiadanych małym szkrabom na dobranoc. Ubrana w suknie z kwiatów, zdawała się być ucieleśnieniem delikatności i dobroci. Jedynie przypięty do pasa rapier, oraz noga usytuowana w prowizorycznym opatrunku usztywniającym, wskazywała na to że wróżka wcale nie jest taka grzeczna.


Drugi osobnik wyglądał dość groteskowo . Był to wysoki chudzielec, ogolony na łyso ubrany głównie w bandaże i pojedyncze elementy skórzni. Przy jego miejscu stał oparty o ścianę potężny drewniany pawęż, a sam chuderlak dosypywał teraz przypraw do mięsa które podskakiwało na patelni. Jednak najdziwniejszym elementem wyglądu mężczyzny, była olbrzymia szklana butla która była przytroczona do jego pleców.


Trzecim osobnikiem był starzec, w długiej szacie jaką to zwykle nosili czarownicy. Był to zielono złoty strój, wykonany z dobrego materiału, oraz wzmocniony w niektórych miejscach metalowymi elementami. Skóra starca poznaczona była licznymi plamami, oraz zmarszczkami, na głowie pozostało niewiele włosów. Obok niego leżał sękaty gruby kostur, na którym siedział duży czarny kruk o trzech parach czerwonych ślepi, które wlepione były w Fateusa.


Gdy tylko pantera otworzyła swe ślepia, ptaszysko zaskrzeczało głośno, a starzec odwrócił się w stronę sztukmistrza.
- Wstałeś już? Wybacz to najście złapał nas deszcz, chcieliśmy się schować. Oczywiście budzenie Cie było by niegrzeczne więc pozytywka zadbała o twój spokojny sen. –odparł spokojnym zachrypniętym głosem, wskazując na wróżkę.
To sporo tłumaczyło, ta mała dziewuszka musiała wpuścić do jamy jakieś usypiające pyłki, dla tego czuły słuch pantery nic tu nie dał. Tylko skąd wiedzieli że nie jest zwykłym zwierzęciem? Lepiej było wdać się w rozmowę, czy skoczyć i rozpłatać nieznajomym gardła przy pomocy pazurów i ostrych jak brzytwy kłów? Los rozdał karty, gracze musieli zdecydować co z nim zrobić.

Faust & Calamity
Słowo Boże

Sashi i Faust pewnie wkroczyli do strzeżonej sali, która okazała się być zwykłą grupową kwaterą. Stało tu parę łóżek, szafa oraz inne graty potrzebne do życia w jako takich warunkach. Po za tym jednak była tu jeszcze kotara przysłaniająca wejście do następnego pomieszczenia. Sashi pewnym krokiem podeszła do zasłony i silnym ruchem odchyliła ją odsłaniając tym samym malutki prywatny pokoik. Nie byłoby w nim nic specjalnego, gdyby nie przykuty do ściany Calamity. Grube łańcuchy oplatały jego nadgarstki i nogi, a rycerz szarpał się i wił w czasie gdy drugi mężczyzna prowadził z nim dość jednostronną rozmowę.


Przypominający kozę facet w dziwacznym białym stroju, który odwrócił się w stronę dwójki przybyszów gdy tylko odsłonili kotarę.
- Czyli naprawdę tu jeeesteeeś. –westchnął mężczyzna zwracając się do Fausta.

Blondyn w czerwonej koszuli nie musiał nawet szukać w pamięci by dowiedzieć się kim jest rozmówca. Zbyt wiele faktów się zgadzało, zbyt wiele wskazywało na to by się mylić. Dreszczyk przeszedł po plecach blondyna, gdy zdał sobie sprawę że stoi twarzą w twarz z… Bogiem. A dokładnie z byłym już bogiem wina i uczt, Dionizosem lub jak zwali go niektórzy Bachusem.


- Przysłali Cieeee po mnieeeee? Czy możeeeeee byś dowieeeeedział się o nim? –zapytało bóstwo, podnosząc oparty o ścianę kij, który od razu pokrył się winnymi gałązkami.
- Kim on jest? Znasz tego świra? –zapytała szeptem Sashi, zaś blondyn widział że tylko jej wieloletnie doświadczenie hamuje ją by nie skoczyć na ratunek pojmanemu rycerzowi.

Reszta

Archeolog


Gort przywlókł swego przeciwnika do głównej sali w momencie gdy Shiba zamykała oczy dwóm poległym osiłkom. Trucizna zrobiła swoje, zaś niebiesko skóra nie miała odpowiednich ingrediencji by spowolnić jej działanie czy by wyprodukować antidotum. Ostatni przy życiu członek załogi czarnoskórego pognał za Faustem by poszukać tam opisanej wcześniej części silnika, zaś Madred robił co w jego mocy by odpalić silnik. Sprowadzenie do pomieszczenia oderwało na chwilę uwagę technokraty od maszyny, bowiem widać było, że Gort stoczył ciężką potyczkę, jego twarz wciąż nie miała dawnego kształtu, odrastając powoli z kamiennych odłamków.
Pirat wytłumaczył szybko co się wydarzyło w tunelu który obrał jako swoja ścieżkę, po czym ruszył oddać honory swym poległym towarzyszą.
Chudzielec zaś siedział ,cały czerwony od wysiłku jakim było torturowanie go piórkiem przez całą drogę, widać, że jego determinacja do zachowania milczenia powoli traciła na silę, wystarczy teraz odrobina perswazji i możliwe, że zacznie gadać.

Jednak nie tylko poturbowany mężczyzna w turbanie pojawił się w kamiennej komacie. Ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich, jedna ze ścian odsunęła się a po kamiennych schodach, z pochodnia w dłoni zszedł…




...wieprz! Ubrany w brudną koszulę, z wielkim plecakiem na ramieniu, ciamkając jakąś paskudnie wyglądająca kanapkę, którą trzymał w wolnej od pochodni ręce. Jednak gdy tylko zobaczył bohaterów, a co ważniejsze wycelowaną w niego kusze Madreda i prężące się muskuły Gorta, zakwiczał głośno i wypluł sporą część kanapki.
- Nie strzelajcie! Jestem Archeologiem, nic wam nie zrobię!- wydyszał grubym głosem prosiak, zasłaniając się bezradnie rękoma
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline