Syreni śpiew wznosił się i opadał, uderzając aksamitnymi falami w świadomość Stefani. Jej umysł zakryła słodka, różowa mgiełka. Powieki zaczęły jej ciążyć, usypiane pięknem i gorącem, które ogarnęło każdą komóreczkę jej ciała. Nim się zorientowała, poczuła w ustach język woniący miętową pastą i salvią. Pozwoliła, by jej własny powoli owił się wokół niego splotami gęstymi od śliny i pożądania.
Jednakże, jakaś część jej świadomości sprzeciwiała się miętowemu szaleństwu. Powoli, z ociąganiem, jakby starała się wyzwolić z gęstej, lepkiej cieczy, dotarło do niej, co się dzieje. Odepchnęła swojego adoratora obiema rękami, dzięki swojej sile odrzucając go na dobre trzy metry, pod przeciwległą ścianę.
- Uh-oh – zaprotestowała, machając głową i trzepocząc skrzydłami. Choć wokół rozbrzmiewała słodka nuta, czuła się tak, jakby wypiła czarną kawę z dodatkiem soli. Położyła dłoń na brzuchu, całą siłą woli powstrzymując się od wymiotów.
- Czy... um... mamy coś lepszego niż zatyczki?- spytała, badając językiem wewnętrzną stronę swoich policzków - Poczęstujecie mnie odrobiną wody? |