Przyłożył telefon do ucha, nieco zdezorientowany. Nie miała żadnej, cholernej idei co robić. - Piotr musiał pobiec w krzaki, dostał sraczki - wymamrotał do dyspozytora - Głupia sprawa, oddzwoni jak wróci... Chyba bimber go przeczyścił - rozłączył się, a telefon wyłączył i schował do kieszeni.
Przez cały czas mówił z zatkanym nosem, pamiętając jak to zniekształca głos. Nie chciał by go zapamiętano.
Rozejrzał się po tym wszystkim. Burdel, burdel! Jeden wielki burdel. - Miasto nie może być daleko, skoro on z niego przyszedł. Poszukajcie przy nim jakiś map, kompasa... Czegokolwiek kurwa. I weź do niej nie mierz, stało się... Jak go obszukacie, na dworze płonie ognisko. Elvira i Sylwia, idźcie nazbierać więcej drewna. Musimy spalić go, go i Wojtka... Za daleko to zaszło, żebyśmy mogli powiedzieć że to nie my, kurwa, idioci, pojebańcy... Macie jeszcze cokolwiek, co by wskazywało na nas? COKOLWIEK!?
__________________ Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być. |