Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2012, 20:51   #29
motek339
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
- Pierwszy raz zgadzam się z kapłanem - skomentował Yagar, gdy już Nicos opuścił ich grono. - Zgłupiałaś. Działasz pod wpływem impulsu, nie myślisz logicznie. Sądzisz, że puścimy cię samą na spotkanie z tym mordercą?
Elfka spojrzała na maga, jak na kompletnego idiotę.
- Nikt cię o zdanie nie pytał - odparła.
- Gdyby nie nasze zapasy pewnie już dawno umarłabyś z głodu wraz z dzieciakiem i kapłanem. Zamierzam dopilnować byś przez swoje zaślepienie nie zmarnowała naszej szansy na wydostanie się z tej krainy.
- Gdyby nie moje umiejętności strzeleckie i zdolności Papuszy, zginąłbyś już na statku - warknęła kobieta.
- Nie przypominam sobie. Ten dzieciak jak dotąd sprawiał więcej problemów niż przynosił pożytku, a teraz, kiedy wreszcie może się nam przydać, ty zamierzasz go po prostu stracić. Sprytne.
- Proponowałbym przerwać tę dyskusję - wtrącił się Atuar - zanim ludzie zaczną się nam baczniej przyglądać i zrobi się zbiegowisko.
- Tak - zgodził się Yagar, co było co najmniej dziwne, biorąc pod uwagę jego kłótliwą naturę. Zmienił się? Przemyślał swoje zachowanie? A może po prostu zamierzał zemścić się później? - Chodźmy do jakiejś karczmy. Popytamy miejscowych czy nie mają jakiegoś zadania dla drużyny najemników.
Chui nie odpowiedziała. Ścisnęła tylko mocniej rączkę Papuszy i popatrzyła, jak zareaguje na tę propozycję kapłan. Miała zamiar później porozmawiać z nim o całej sprawie. Z całego tego towarzystwa, ufała tylko jemu i może jeszcze Bahadurowi.
- Porozmawiać zawsze można - odparł Atuar. - Chociaż najpierw wolałbym znaleźć jakąś świątynię. Tam niekiedy można zdobyć ciekawe informacje.
- Może później - zaoponował Yagar. Zdecydowanie wolał uniknąć wizyty w świątyni. Nie lubił takich miejsc. Były takie... no, boskie. Jak wszyscy z Thay nie wierzył w bogów. Owszem, istnieli, ale tylko po to, by wykorzystywać inne istoty.
- Zadałabym sobie inne pytanie.. .- odezwała się w końcu tropicielka, do tej pory siedząc w milczeniu z założonymi rękoma. - [i]Skąd wiemy komu chcesz... Oddać Papuszę?- zerknęła na małą tak jak zerka na swego najlepszego ogara właściciel. - Wiemy tylko jak ten bawidamek...o ile nie kochający inaczej bawidamek... się nazywa i, że niby to jest z ludu małej. Ale co wiemy o tym ludzie? Wszyscy się tam lubią i kochają jak jedna, wielka, kurewsko szczęśliwa rodzinka?
Atuar roześmiał się. Tak szczerze, jak od dawna nie miał okazji.
- Dawno mnie nic nie rozbawiło tak bardzo, jak ten wykład - powiedział. - Oczywiście nie ma gwarancji, że handlują swoimi dziećmi, jak to bywa w niektórych krainach. Ale zdaje się Papusza nie żywi takich obaw. Natomiast szczerze jestem wzruszony twoją troską.
- Jak to typowy berbeć... - Wzruszyła ramionami. - Skłonić takiego do uśmiechu nie jest trudno, a ten zasraniec “Pawie Piórko” tylko tego rodzaju popis zastosował. Ciekawe co ma w środku... - Popieściła trzonek nadziaka.
- Ten, jak to powiadasz “zasraniec’, bez problemów udusiłby Yagara. Nie jest więc jakimś bawidamkiem.
- To jakiś wyczyn? - syknęła, uderzając dłonią w plecy Yagara. - Spokojnie, jedynie żartuję. - Fakt ten trudno było jednak odczytać z jej kamiennej twarzy.
Mag prychnął.
- Gdybyśmy nie byli w środku miasta... Wiecie, wybuchy, kule ognia i podpalenia nie sprzyjają zbytnio popularności. Cieszcie się, że jestem spokojny niczym baranek, inaczej pewnie byśmy już nie żyli.
- Zrób to, a się przekonasz sama, czy to wyczyn - odparł Atuar. - Poza tym nie sądzę, by ktoś, kto potrafi podróżować miedzy światami był byle kim. Lepiej sobie nie wmawiaj, że jesteś od niego dużo lepsza. Tak będzie bezpieczniej. A on z pewnością nie jest głupi.
- Dużo gadasz klecho. Ale nic, co by chociaż trochę zbliżało nas do domu. - Wzruszyła ramionami. - Oddamy zatem w ręce pana kolorka Papuszę, a w zamian...? Siły jego ramion jesteś pewien, ale czy wdzięczności? Głupi może i nie jest... Ale i też mądrzejsi od niego lądowali z rozerwanym gardłem w rowie. Tymczasem... - Rozejrzała się dookoła. - Lepiej my nie dajmy sie tutaj porąbać na kawałki miejscowym zabijakom.
- Problem polega na tym, że dla ciebie jedynym środkiem do osiągnięcia czegokolwiek jest poderżnięcie gardła każdemu, kto ci stanie na drodze. Albo dosypanie mu czegoś do zupy, trucicielko. - W spojrzeniu, jakim ją obrzucił, nie było za grosz sympatii. - Sądzisz, że po występie Yagara on się nie zabezpieczy? - Rozejrzał się dokoła. - Może już jacyś jego ludzie łażą za nami - dodał. - Mam wrażenie, że ktoś nas obserwuje.
- Och, kiedy tak do mnie mówisz...- Nachyliła się do kapłana, ubierając twarz w coś, co zapewne miało być figlarnym uśmiechem. - Uważaj bo jeszcze mi się kolana zmiękną... I kto wie co dalej?- sapnęła odchylając się do poprzedniej pozycji. - Ale skoroś już tak wyszczekany zatem powiedz, co dalej? Czekamy aż kolorek się pojawi? Może uwiodły cię jego czułe słowa i silne ramiona? - Wygięła brew. - Interesuje mnie tylko jedno - żeby jakiś Vistani zabrał stąd nasze zadki. Chcecie iść na porozumienie z tym osiłkiem? Nie widzę problemu... Będę grzeczna, dopóki i on będzie grzeczny. Tylko jeśli już tak pragniesz załatwiać tą sprawę w ten sposób... - Zerknęła na Chui. - Niech coś z tego nam przyjdzie. Bo chyba nawet ty nie chcesz odnaleźć się tutaj bez Papuszy i bez drogi do domu?
Stwierdzenie o spojrzeniach, które kapłan czuł na karku puściła mimo uszu. Byli tutaj obcy i widać to było jak na dłoni... Czemu się dziwić spojrzeniom na nich zawieszonym?
- Jeśli ma twój charakter - odparł kapłan - to nic nie zyskamy. Ani po dobroci, ani szantażem.
- Jeśli wyjdzie na to, że rzeczywiście ma... “mój charakter”... - Uśmiechnęła się zwierzęco, ukazując poczerniałe zęby. - To bądź tak miły się uciszyć i pozwolić nam załatwić sprawę. Bo gadaniem i wznoszeniem modłów z takim nic nie ugrasz.
Atuar zlekceważył oczywisty brak higieny osobistej.
- Jeśli idzie po trupach do celu, to ty będziesz kolejnym - stwierdził - bez względu na to, jak bardzo będziesz stroszyć piórka.
- Może tak... A może nie? - Wzruszyła ramionami. - Któż może wiedzieć “kto będzie następny?” .- Zmierzyła kapłana chłodnym spojrzeniem. - A teraz skorośmy się nagadali, może rzeczywiście należałoby w czym pysk umoczyć i odpocząć?
- Tylko wpierw musimy zdobyć jakieś złoto, by móc je wydać na “moczenie pyska”. - Dla Yagara priorytetem było przeżycie. Zapasy im się kończyły, więc trzeba było zdobyć pieniądze na nowe.
- To jak, Atuarze, idziemy szukać jakiejś świątyni? - spytała Chui. Nie, żeby jakoś szczególnie jej na tym zależało. Chciała jedynie w spokoju porozmawiać. - A wy w tym czasie możecie moczyć pyski lub co wam się żywnie podoba.
- Tak - odparł Atuar. - Wy się rozejrzyjcie za pracą, a my - Spojrzał na Chui - poszukamy świątyni. Spotkamy się tutaj za jakąś godzinę i wymienimy się informacjami.
- Niech będzie - rzuciła do Atuara, całkowicie puszczając mimo uszu słowa Chui. - Zobaczymy co się da zrobić...
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline