Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2012, 21:04   #309
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Poszukiwacze. Elise, Albert, Mierzwa, Gigant

Róża dokładnie opisała im czego jej potrzeba do sporządzenia wywaru. Elise znała te zioła dość dobrze żeby móc ich swobodnie szukać, Albert też to i owo wiedział. Wspólnie z ich ochroną, na która złożyli się Gigant i Mierzwa początkowo przeszukali najbliższe okolice wioski. Ochotniczka, do spółki z czarodziejem znaleźli torcie potrzebnych rzeczy, jeszcze trochę rosło na skraju bagien, przez które niedawno większość z nich podróżowała. Wciąż jednak nie było to wszystko. Część potrzebnych składników można było znaleźć typowo w lesie i to w szczególnych miejscach. Ostatecznie chęć pomocy dziewczynce i dziwna obojętność ochotniczki przeważyła i postanowili zagłębić się między drzewa.

Weszli do lasu w miejscu, gdzie wiódł szlak do Klasztoru, uznając, że przy okazji zrobią krótkie rozpoznanie, czekającej ich drogi. W istocie szlak był wąską drogą między drzewami, na której z trudem minęłyby się dwa wozy. Mimo to, był w dosyć dobrym stanie i jeśli na dalszym odcinku wyglądał podobnie, to wyruszając o świcie, wieczorem powinni dotrzeć do świątyni.

Nie trzeba było być elfem, jak Moperiol, czy dzieckiem lasu, jak świętej pamięci Leo, aby stwierdzić, że z tą puszczą coś jest ważnie nie tak. Był cicho. Za cicho. Można powiedzieć, że otaczała ich martwa cisza. Nie było słychać ptaków, czy nawet owadów. Nigdzie nie zobaczyli nic żywego, ani nawet śladu bytności czegoś takiego. Nic. W datku pogoda była bezwietrzna, więc nie było nawet szumu wiatru między gałęziami. W takich ciszy słyszeli każdy swój krok, każde słowo zdawało się odbijać echem w leśnej gęstwinie i wracało do nich zwielokrotnione. Każdy krok sprawiał wrażenie, jakby słychać go było z kilometra a trzask łamanej gałązki, wracał do nich echem powolnego drzewa.

Albert

Młody czarodziej (a w zasadzie, wciąż kandydat na czarodzieja) starał się dostrzec coś, czego inni nie mieli prawa widzieć. Nie wiele mu to jednak dało. Wyczuwał tu atmosferę zła, przytłaczającą i ciągle obecną. Wiatry magii wiały tu dziko, jakby bardziej chaotycznie. Medalion na jego szyi drgał lekko, praktycznie cały czas a i on sam wyczuwał, ze działa tu jakaś magia, choć nie jest bezpośrednio ukierunkowana na niego. Wrażenie było bardzo podobne, do tego, jakie miał przy starciu z czarownikiem pod Widłami, jednak nieco inne. Był pewien, że jego źródło nie leży gdzieś w bezpośrednie bliskości nich i wioski, ale gdzieś w głębi lasu. Jego umiejętności nie były jeszcze dość wysokie, aby to dokładnie określić, ale przysiągłby, że źródło jest gdzieś w okolicach klasztoru. To akurat powinno być łatwe do zweryfikowania. W miarę jak będą się do niego zbliżać, powinni wyczuwać je coraz lepiej.

Jednego jednak był pewien. Było potężne. Bardzo potężne. Może nawet za bardzo. Doświadczenia w służbie von Antary nauczyły go, odwagi. Zmężniał. Widział i doświadczył rzeczy, które nawet dla czarodzieja, musiałby być niezwykłe. Ba, walczył z nimi i to zwycięsko. Teraz jednak... Stał się bardziej religijnym człowiekiem, bo w duchu zaczął się modlić, aby zapowiedziany przez Magnus mistrz Bergman się pojawiał i był co najmniej tak potężny, jak przedstawiał go stary rycerz. Inaczej...

Elise, Albert, Mierzwa, Gigant

Poza dziwną i przytłaczającą atmosfera wymarłego lasu, nie zdarzyło się nic szczególnego. No, poza jakby nieświadomymi popisami Elise, która w swym obecnym staniem, potrafiła jedna ręką odrzucił spory pień drzewa od dobre kilka metrów, aby dostać się do rosnący pod nim grzybów. Ochotniczce mogło brakować doświadczenia bojowego Gislana czy Dmucha, ale dysponując taką siłą, żaden z nich nie chciał być na miejscu jej przeciwnika. Tylko Gigant czuł się dziwnie. Przyzwyczajony do górowania mocą nad innymi ludźmi, czuł się nieswojo ze świadomością, że idąca obok niego w sumie drobna kobieta, samo mogłaby go zawstydzić w konkursie siłowania na rękę...

Znalazłszy wszystko co było im potrzebne w niespełna trzy godziny, wrócili do reszty, gdzie czekała ich kolejna niespodzianka.

Obóz w świątyni. Błota

Podczas gdy Elise i reszta ruszyli na poszukiwanie ziół, reszta najemników wziął się za rozkładanie obozu. Świątynia wydawała się od tego idealnym miejscem. Zapewniała jako taką ochronę i jako jedyny budynek w Błotach miał jeszcze dach. Wnętrze było zbezczeszczone i zdemolowane, wiec na początek zajęli się jego uprzątnięciem, tak aby można było wprowadzić do środka wozy i muły. budynek był na to dość obszerny a zawsze dawało to im pewne bezpieczeństwo. Prym w pracy wiódł Vogel, który w przeciwieństwie do towarzyszy, nie czuł się zmęczony. W istocie czego jak czego, ale siły mu nie brakowało. Wielkie dębowe ławy tylko fruwały w jego rękach a nawet wielki głaz, fragment rozbitego ołtarza nie stanowił dla niego problemu. Naciągnięcie kuszy, było teraz tylko jednym niedbały ruchem dłoni. On też odnalazł wejście do podziemi, przykryte właśnie owym głazem. Co ciekawe zdawało się być zamknięte od wewnątrz. Gdy najemnik zaczął przy nim majstrować z wnętrza dało się słyszeć jakieś dźwięki i głos. Nie wiedząc czego się spodziewać Vogel na powrót zablokował klapę głazem i przywołał swych kompanów.

Wspólnie ustalono, że trzeba jednak otworzyć właz. Zawsze mogli tam być ocaleli z wioski. Vogel znów uznał gaz a pozostali z napiętymi łuki, kuszami i inna bronią a pogotowi, oczekiwali co też wyłoni się z klapy. Zamek nie stanowił problemu. Vogel szarpnął za klapę tak mocno, że ta wyleciał w powietrze, uderzając w sufit i roztrzaskując się na drobne kawałki.

Ze środka wejrzała na nich twarz mężczyzny...

Wszyscy

Ekipa zbierająca wrócił akurat na czas, aby zobaczyć wyłaniającego się z podziemi świątyni nieznajomego. Był brudny, okurzony i wyglądał okropnie, ale był to człowiek. Żyw, cały i przynajmniej na pierwszy rzut oka nie miał mutacji, nie ciskał mroczny zaklęciami i nie rzucił się na nich w amoku. Pytające spojrzenia najemników von Antary, jasno dawały mu do zrozumienia, że czas na jakąś opowieść...
 

Ostatnio edytowane przez malahaj : 11-12-2012 o 13:35.
malahaj jest offline