Śmiać i jednocześnie płakać mu się chciało, widząc niepotrzebne kłótnie i swary. Jeden bóg, drugi... Ich już nie obchodzą ludzie. A ci, mimo tego, garnęli się do nich niczym ćmy do ognia.
Podobnie jak one spłoną.
Równie zabawny był mąż, który namawiając do pośpiechu, wpierw musiał odmówić modlitwę. Jakby martwi byli na tyle ważni, by się nimi zajmować.
To nie tak, że nie szanował zmarłych. Pamiętał o swym zmarłym Mistrzu, matce, ojcu, który zginął podczas prześladowań... Ale teraz nie mieli czasu na rozpacz. Musieli działać. Spróbować uratować tych, którzy jeszcze mogą żyć. Zabić bandytów, by nigdy więcej nie dokonali takiej rzezi.
Dopiero wtedy będzie można opłakać zmarłych.
Nic nie mówił, lecz gotów był do drogi.
~*~
Wala z mutantami. Coś do czego został stworzony.
Odrzucił swój podróżny kij i niedostrzegalnym ruchem zrzucił z siebie szatę, obnażając swe pokryte spiralami tajemniczych run, umięśnione ciało. Odziany był jedynie w biodrową przepaskę.
Z niewielkiej pochewki, zawieszonej na rzemyku na szyi, niczym jakiś amulet, dobył niewielkiego nożyka i zaciął nim wewnętrzną część lewej dłoni.
Runy na jego przedramionach i dłoniach zalśniły krwawą czerwienią.
Mag krwi.
żelazne pięści