09-12-2012, 10:21 | #31 |
Reputacja: 1 | Narib zeskoczył dynamicznie wyćwiczonym ruchem z siodła, lądując tuż przy Halleksie. Zbliżył twarz tak blisko, że Theoer mógł zobaczyć głębie jego piwnych oczu, wyglądających spod zakrytego turbanu. - Każdy ma prawo wejść do królestwa Jedynego, nawet ty, ścierwojadzie. Obowiązkiem mojej wiary jest przeprowadzać każdą zabłąkaną duszę, i to dopełniam. Jeszcze jedno słowo do mojej "książeczki", której treści twój zakuty Theortiański łeb nie pojąłby choćby spadła na ciebie łaska twoich bogów a obudzisz się z własnym nożem w kałdunie . Odwrócił się plecami, i przyprowadził konia. - Ten koń jest warty więcej niż twoje życie. Ma wrócić cały. A kto skrzywdzi cudzą własność, jeśli kto mu ją z dobrej woli pożyczył, nękany będzie gorącym żelazem w Siódmym Piekle - Księga Praw. Ale za nim to nastąpi, Thoerze, ja cię przetrzepię. Jedź ! Ostatnio edytowane przez Darnox : 09-12-2012 o 10:29. |
09-12-2012, 12:05 | #32 |
Reputacja: 1 | - To hieny, zabrali wszystko, nawet wina nie zostawili- zirytowany chciał odejść od kompani i usiąść gdzieś z boku. Zmęczył sie tymi poszukiwaniami. Nie zrobił tego, powiedział tylko mocno zrozpaczonym głosem -Przybyłem tu na darmo. Widział, jak reszta bierze się do pracy, nie mógł pozostać bierny, bo przekażą o tym Marcusowi i nie dostałby nawet należnego żołdu. -Cholera- przeklął niegodnie.
__________________ "Wyobraźnia jest początkiem tworzenia. Wyobrażasz sobie to, czego pragniesz, chcesz tego, co sobie wyobraziłeś i w końcu tworzysz to, czego chcesz." |
09-12-2012, 14:16 | #33 |
Reputacja: 1 | ― Lucretiusie Veneficusie ― odparł Hallex uprzejmie, może nawet sztucznie ― sądzę, iż jeśli ci jeńcy przeżyli, to żyć będą i za parę dni, natomiast jeśli mają zginąć z jakiegoś powodu, to i tak już są martwi. Wy wyśledźcie bandytów i obserwujcie sytuację, a ja przybędę z posiłkami i was wspomogę przed atakiem ― stwierdził, zadowolony ze swojego planu. Jak wszystko pójdzie dobrze, to może jeszcze wyjdzie na bohatera. ― Tylko zostawcie jakieś specjalne ślady po drodze, byśmy wiedzieli, gdzie iść. Mówiąc to, odebrał wodze od Nariba ― unikał jego spojrzenia ― i odprowadził konia trochę na bok. ― No, Naimie ― zwrócił się do innego cudzoziemca. ― Za chwilę wyjeżdżamy. Przypomniał sobie jeszcze o stosie, który został splugawiony przez poganina, i zbliżył się do niego. Robił to z niechęcią, jakby to drewno faktycznie, fizycznie było brudne. Zawahał się, po czym powiedział: ― O, Treo, której moc jest straszliwa, przyjmij tych ludzi do swojego podziemnego królestwa! Żegnajcie wy, którzy urodzili się w Thoerze i jego bogom zawsze oddawali cześć, niechaj wasze dusze nie stykają się z barbarzyństwami cudzoziemców. Powiedział to szybko, jakby chciał to mieć jak najprędzej za sobą. A ostatnie słowa wyrzekł z czystej zawiści. Nie mógł znieść tego obcokrajowca i tego, jak czuł się lepszy od innych, pomimo że pracował dla nich jako najemnik. |
09-12-2012, 14:32 | #34 |
Reputacja: 1 | - Gnejuszu, może trochę uprzejmiej mimo wszystko rzucił ironicznie Faro - Zwłaszcza że twój plan dziurawy jak moje stare buty. Słowem mu się odezwać jeszcze nie dałeś czy zamiar swój podtrzymuje a zachowujesz się jak do popychadła co rzekłszy uprzejmie kiwnął głową zwiadowcy. |
11-12-2012, 18:52 | #35 |
Reputacja: 1 | - Skoro nalegasz, to jedźmy – zgodził się Naim. Pewnie siedział w siodle, spoglądając z góry na Thoera. Drugi Rusanamani, Narib przyprowadził swojego małego, włochatego konika, który dawniej, przed Apokalipsą bardziej przystawałby jakiemuś zapchlonemu Seto niż mieszkańcowi Hal’Rusa. Jednak teraz był prawdziwym skarbem i Narib wykazywał się wielkim sercem, udostępniając go Hallexowi. Pierwsza próba wspięcia na wierzchowca zakończyła się dla Gnejusa Liviusa totalną porażką. Strzemię uciekło mu spod nogi i wyrżnął o ziemię obok spokojnie stojącego konia. Za drugim razem było już trochę lepiej i Thoertianin usiadł w siodle, chwycił uzdę i we własnym mniemaniu był gotowy do drogi. Hallex - jeździectwo 36 (PS 29), porażka Hallex - jeździectwo 67, porażka Rusanamani już po kilku chwilach wysforował się znacznie do przodu, a Hallex mimo najlepszych starań nie był w stanie zmusić konia do czegoś szybszego niż ospały krok. Czuł na plecach spojrzenia pozostałych członków grupy, którzy zdecydowali się podążać za śladami. - Jedziesz czy nie? – usłyszał z przodu. Naim zawrócił i podjechał tak blisko, że konie stykały się bokami. Chwycił Hallexowego wierzchowca za uzdę i pociągnął za sobą. – Tak będzie szybciej! Naim – spostrzegawczość 68, porażka Hallex – spostrzegawczość 37, porażka Jechali spokojnie, niezbyt szybko. Naim nie forsował tempa obawiając się, że nieobeznany z jeździectwem Hallex spadnie z konia lub zrobi sobie inną krzywdę. Nie zauważyli w oddali, szybko zbliżającego się w ich stronę ciemnego punktu. Punkt okazał się być pędzącym galopem jeźdźcem. Im był bliżej tym rozróżniali więcej szczegółów. Koń był kary, przytulona do jego szyi postać drobna, odziana w ciemny płaszcz. Z łukiem na plecach i kawaleryjską lancą przytroczoną do siodła. - Znaleźliście ich? – zapytał jeździec. Okazał się być kobietą. I to nie byle jaką. Maria Luisa Sao da Nunes była jedną z dowódczyń najemników służących w Drentius i okolicznych osadach rozsianych na skraju lasów. Drobna i wątła, była równie zabójcza co piękna. I to nie przysparzało jej adoratorów. - Jakie wieści? Wysłuchała sprawozdania z grobową miną. Najwyraźniej liczyła na inną odpowiedź. Gdy skończyli mówić, wskoczyła na konia. – Nie macie po co jechać do Drentius. Ubba Lothbroksonn zebrał swoich ludzi i zagroził, że jak nie dostanie pieniędzy puści osadę z dymem. Ja jadę do Burrovicum, zawiadomić Trejanusa i prosić o posiłki. Marcus musi, powtarzam musi dostać to złoto. Chyba sami rozumiecie co to znaczy? I na tym skończyły się sny Hallexa o sprowadzeniu pomocy. Wrócili jak niepyszni do oddalających się po śladach towarzyszy. Nie odeszli daleko... Faro – tropienie 22, sukces! Podążanie za śladem, gdy już został odnaleziony, nie stanowiło dla byłego kłusownika większych problemów. Trop wiódł niemal dokładnie na wschód, tylko gdzieniegdzie zakręcając delikatnie, lecz zaraz powracając do pierwotnego kursu. Faro – tropienie 89, porażka Tylko raz, w sporych rozmiarów zagajniku, położonym w niewielkiej odległości od czarnej, pokrywającej cały horyzont ściany lasu, Fabius zgubił trop. Wyszli po przeciwnej stronie drzew, na zieloną łąkę, całą obsypaną krwistoczerwonym kwieciem. Nad wielkimi, bulwiastymi kwiatami unosiły się bzyczące nisko opasłe owady. Śmierdziało czymś słodkim, organicznym. Mimo, że grunt był grząski nigdzie nie widać było śladów stóp. Faro – topienie 15, sukces! Fabius zawrócił i pośrodku zagajnika odnalazł ślady. Zakręcały omijając podejrzanie pachnącą łąkę. Po wyjściu z zagajnika znów szli na wschód. Las był tuż tuż. Spostrzegawczość – 84 (Naim), 1 (Abdul Gani, sukces!), 34 (Balbinus, sukces!), 83 (Fabius), 57 (Hallex), 97 (Narib), 33 (Eyjolf) Jednak zanim weszli między drzewa, coś przykuło ich uwagę. Ledwo widoczne kształty poruszały się na granicy widzenia. Słychać było odgłosy pękających gałęzi i poruszanego listowia. Abdul wytężył wzrok i dostrzegł wśród liści kształty. Wyglądały jak psy, sporych rozmiarów psy. Miały czerwone oczy, obłażącą skórę i widoczne gdzieniegdzie spod gnijących mięśni, poczerniałe kości. Jednym słowem żwarce, żerujące na padlinie. Spostrzegawczość – żwarce 73, porażka 1 pole – 2 metry. |
11-12-2012, 21:17 | #36 |
Reputacja: 1 | Żwarce. Wredne sukinsyństwo, które nie raz stanąć miało okazję na leśnych ścieżkach Fabiusa. Nienawidził ich ze szczerego serca. Cóż, miał okazję usunąć kilka z tego świata. Podwinąwszy rękawy i okręciwszy nadgarstki rzemieniem, by ochronić ręce od urwanych cięciw zrobił półkrok w przód i dobywszy w rękę dwie strzały, nasadził pierwszą z nich. Pierwszy był najbliższy mu potwór - nim strzała przebyła pół swej drogi, kłusownik wystrzelił następną w stwora tuż za tamtym. Ostatnio edytowane przez vanadu : 11-12-2012 o 21:29. |
11-12-2012, 21:43 | #37 |
Reputacja: 1 | Odsunął się od Fabiusa na lewo, ale nadal w tej samej linii, by zaatakować żwarce z drugiej strony również wyjmując łuk, jedna ze strzał wsadzając między zęby. Niewyraźnie mamrotał modlitwę. Fahimie, prowadź tą strzałę. Strzelił. Nałożył następną, by strzelić w następnego, obok, lub za. Zależy jak się zachowają. Ostatnio edytowane przez Darnox : 11-12-2012 o 21:50. |
11-12-2012, 22:55 | #38 |
Reputacja: 1 | Nie podobało mu się, że musiał wrócić do reszty i jednak wziąć udział w tym niemądrym przedsięwzięciu. Ich siła siedmiu ludzi była niewystarczająca i niektórzy z pozostałych przebąkiwali coś o wzięciu bandytów z zasadzki i powystrzelaniu ich, ale mieli tylko trzy łuki, choć jeden z Rusanamani dzierżył coś w rodzaju bardzo małej kuszy. Nawet jeśli uda im się zaskoczyć i ostrzelać dzikusów, pozostaje fakt, że oni byli w stanie zrobić to samo z dwudziesto-osobową karawaną, zatem ich kontratak może być zabójczy. W duchu mając nadzieję, że barbarzyńcy już uszli za daleko, by można było ich złapać, albo że Druzylius Faro wkrótce zgubi trop, Hallex wciąż nie mógł powstrzymać myśli, że ludzie ― ludzie? ― których ścigają, mogli zastawić pułapkę i na swoich ścigających. Był zatem przez całą drogę bardzo nerwowy, czujnie rozglądając się dookoła, zwłaszcza gdy ich konni zwiadowcy opuszczali resztę grupy, co robili od czasu do czasu, by wysforować się do przodu i sprawdzić dalszą drogę. Miał wrażenie, że jeśli nawet pomoc tych dwóch Rusanamani nie powstrzymałaby napastników, to może któryś spadłby z konia, a wtedy Hallex mógłby go przechwycić, żeby samemu stamtąd odjechać. Niestety obawiał się, że mógłoby mu się to nie udać. Gdy wreszcie dotarli do lasu, był już naprawdę wyczerpany tą podróżą i ciągłą czujnością, jaką utrzymywał, na tyle, że jego wzrokowi umknęły spotworniałe wilki, które czyhały pomiędzy drzewami. Żwarce były niebezpiecznymi stworzeniami; Hallex już wiele razy się o tym przekonał, choć na szczęście nigdy nie udało im się dorwać jego. Był jednak świadkiem, jak parę osób zginęło w kłach tych bestii, i to nie był przyjemny widok. Na szczęście mieli teraz przewagę liczebną, toteż istniała szansa na to, że uda im się pokonać bestie bez żadnych strat własnych. Wyciągnął zatem miecz, chwycił mocniej prostokątną tarczę, którą trzymał w lewej ręce, i ustawił się, trzymając ją przed sobą, lecz nie ruszając się. ― Lepiej poczekać, może łucznicy jeszcze je zmiękczą ― mruknął ni to Lucretiusa Veneficusa, ni to sam do siebie. Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 12-12-2012 o 21:18. Powód: prostokątną tarczę |
12-12-2012, 00:27 | #39 |
Reputacja: 1 | Śmiać i jednocześnie płakać mu się chciało, widząc niepotrzebne kłótnie i swary. Jeden bóg, drugi... Ich już nie obchodzą ludzie. A ci, mimo tego, garnęli się do nich niczym ćmy do ognia. Podobnie jak one spłoną. Równie zabawny był mąż, który namawiając do pośpiechu, wpierw musiał odmówić modlitwę. Jakby martwi byli na tyle ważni, by się nimi zajmować. To nie tak, że nie szanował zmarłych. Pamiętał o swym zmarłym Mistrzu, matce, ojcu, który zginął podczas prześladowań... Ale teraz nie mieli czasu na rozpacz. Musieli działać. Spróbować uratować tych, którzy jeszcze mogą żyć. Zabić bandytów, by nigdy więcej nie dokonali takiej rzezi. Dopiero wtedy będzie można opłakać zmarłych. Nic nie mówił, lecz gotów był do drogi. ~*~ Wala z mutantami. Coś do czego został stworzony. Odrzucił swój podróżny kij i niedostrzegalnym ruchem zrzucił z siebie szatę, obnażając swe pokryte spiralami tajemniczych run, umięśnione ciało. Odziany był jedynie w biodrową przepaskę. Z niewielkiej pochewki, zawieszonej na rzemyku na szyi, niczym jakiś amulet, dobył niewielkiego nożyka i zaciął nim wewnętrzną część lewej dłoni. Runy na jego przedramionach i dłoniach zalśniły krwawą czerwienią. Mag krwi. żelazne pięści Ostatnio edytowane przez Wnerwik : 12-12-2012 o 00:29. |
12-12-2012, 08:32 | #40 |
Reputacja: 1 | - Zaiste, w tym wypadku, masz rację – odparł krótko Liviusowi Hallexowi, po czym wykonał parę kroków w przód stając u jego boku. W jego dłoni zawitał miecz. Nie miał zamiaru, jak na razie, formować Osnowy. Jako rozsądny czarodziej, za jakiego się uważał, wiedział dobrze, że powinno się to czynić tylko w szczególnych wypadkach. Ten taki nie był. Liczył, że towarzysze najpierw, jak to nazwał jego kompan, zmiękczą nieumarłe pieski, by dopiero później przystąpić do kontrofensywy. ===== H10 |