Ledwo policja przybyła na miejsce zdarzenia, a już w pobliżu kamienicy zgromadził się spory tłumek. Kilkanaście osób zebranych przed zakładem fryzjerskim Mc Powella.
Funkcjonariusze podzielili się obowiązkami, dwójka doświadczonych ruszyła na górę, a ich partnerzy, świeżo upieczeni absolwenci akademii pozostali na zewnątrz.
Mike Miller zgodnie z rozkazem porucznik Brendy zgłosił do centrali konieczność wezwania pogotowani oraz jakiegoś wsparcia.
- Tu 1635. Wysłaliście już karetkę? Pani
porucznik Johnson prosi o wsparcie, razem z funkcjonariuszem O’Harą weszli do budynku.
- Pogotowie już jedzie - odezwał się operator - tylko z tym może być problem, bo całe miasto zakorkowane i nieprzejezdne. Niech
Johnson oceni sytuację i stan poszkodowanego. Co do posiłków, to stary mówi, żeby
Brenda wzięła na wstrzymanie i zajęła się tym, co do niej należy. Dwa patrole do domowej awantury, to i tak aż nad to. Jak ktoś zacznie do was strzelać, to dajcie znać, a pomyślimy o wsparciu. Tak powiedział dosłownie. Trzymaj się młody i jakby coś to melduj.
Ledwo
Miller skończył nadawać, a już musiał zająć się jakimś natrętem, który chciał wejść do środka podając się za brata ofiary, a za chwilę podejrzanego.
Miller musiał sam ocenić sytuację i podjąć decyzję, gdyż został sam pod drzwiami kamienicy.
Jego równie niedoświadczony kolega udał się na drugą stronę ulicy, by podpytać gapiów i ich uspokoić.
Nicolas Meyers stanął przed kilkunastoosobowym tłumem, jaki zebrał się pod zakładem fryzjerskim Mc Powella. Wygłosił standardową formułkę o tym, że policja już zajęła się sprawą i wszystko jest pod kontrolą i nie ma powodów do paniki. Potem zadał pytanie, kto coś wie na temat tego co się wydarzyło.
- Panie - rzekł łysiejący facet około czterdziestki w grubej puchowej kurtce - ja to nie wiem, co się stało, ale to było do przewidzenia. Bill w końcu nie wytrzymał i wybuchł. Tylko kto, by nie wybuchł panie. Benzyna drożeje, żarcie drogie, jak skurwysyn, a do tego jeszcze czarny prezydentem. Świat się kończy.
- Noo! - jęknęła jakaś staruszka - Kończy, kończy. I to ponoć już zaraz, za kilka dni. Ziemią ma coś obrócić, czy jak. Na Discovery widziałam taki program, mówili o tym, że to te Maje przewidzieli, czy jakoś tak. I co, nie sprawdza się? Zobacz panie, jaki śnieg sypie. Ledwo na drugą stronę można przejść. Ja to już stara jestem, to i nie żal. Was młodych żal. Szkoda tak młodo umierać.
- Oj tam, bzdury gadasz Gretta - wtrącił się fryzjer z białym fartuchu - Ci Maje, to jakieś prymitywne głupki byli. Ludzi mordowali, niby w ofierze bogom. Co takie prymitywy mogą o kosmosie wiedzieć.
- Żebyś się Fred nie zdziwił - zaripostowała.
- Widzisz pan - szepnął łysiący facet, który jako pierwszy zabrał głos - tak ludzie myślą, to co się mają nie wkurwiać. Świat na psy schodzi mówię panu.
- Bill to dobry chłop - zasmucił się wysoki brunet - Szkoda chłopa.
- Pewnie, że szkoda - potwierdził łysy.
- Teraz to pewnie, albo go zabiją niby w obronie własnej, albo w kaftan wsadzą. Mówię wam.
Meyers już po kilku chwilach miał kwadratową głowę od tych opowieści. Musiał albo obrać inną metodę przesłuchań, albo sobie darować. W ten sposób niczego konkretnego na pewno się nie dowie.
Henry Kovalski w końcu poznał swego dziadka i zbliżył się do niego. Wyglądało na to, że faktycznie w całą sprawę wmieszany jest jego ojciec. Z dziadkiem nie rozmawiał od bardzo dawno, więc ledwo go poznał.
Henry nie mógł uwierzyć w to, co się działo. Był na interwencji, gdzie prawdopodobną ofiarą jest jego ojciec. Instynkt zawodowy, go jednak nie opuszczał i kazał
Evansowi wszystko nagrywać.
William nie do końca wiedział, czy ma się skupić na przesłuchaniu, tłumie gapiów, czy może na
Henrym i jego dziadku. A tymczasem dwójka policjantów poszła już na górę.
Evans musiał zaufać swojemu instynktowi i skierować kamerę w odpowiednie miejsce. Jak na wieczór nie zmontują nowego odcinka, to naczelny zrobi im z dupy jesień średniowiecza.
Porucznik Brenda Leigh Johnson zaufała radzie O’Hary i zostawiła niedoświadczonych młodziaków na ulicy. Sama z O’Harą ruszyła na górę.
Będąc na schodach oboje wyjęli broń i ostrożnie szli na górę. Awantura miała miejsca na trzecim piętrze, pod numerem 32B.
- Słuchaj
Brenda - odezwał się cicho “Żigolak” - Ja będę gadał. Jak facet jest wnerwiony i jeszcze usłyszy babski głos, to się wkurwi jeszcze bardziej. Bez obrazy, oczywiście. Sam jednak wiesz, jak jest.
Właśnie byli na półpiętrze między drugim, a trzecim piętrem, gdy rozległ się huk wystrzału, a po chwili stłumiony przez ściany i drzwi krzyk.
- Wypierdalać! Co się gapicie kutasy? Lepiej powiedźcie, który idiota wezwał gliny. Jak znajdę, to nogi z dupy powyrywam. Wypierdalać stąd, nie ma co się gapić cwele!
Wszyscy znajdujący się na ulicy także usłyszeli huk wystrzału i krzyki. Bill Marshall bowiem wychylił się przez okno i strzelił w powietrze, po czym zaczął krzyczeć w stronę zgromadzonych gapiów.