Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2012, 17:36   #28
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Aoatea Mathews

Pani prawnik nie miała najmniejszego problemu z uzyskaniem sądowego zakazu zbliżania się do jej syna. Nie musiała się nawet specjalnie wysilać, gdyż sędzina przychyliła się szybko do jej prośby.
Aotea siedziała w swoim biurze i przyglądała się kartce papieru. Kartce, która miała zapewnić bezpieczeństwo jej synowi. W teorii to bardzo ładnie działało. Sąd wydawał zakaz. Otrzymywało się stosowny dokument. Wystarczyło go pokazać delikwentowi i ten powinien trzymać się na dystans.
Ale to była teoria i częstokroć nie sprawdzała się w praktyce. Pani Mathews miała jednak jeszcze coś w zanadrzu. Chociaż najlepiej byłoby, gdyby wystarczył ten papierek.

- Przepraszam. - Głos Karen wyrwał ją z zamyślenia. - Przyniesiono dla ciebie przesyłkę poleconą.
Sekretarka położyła na biurku kopertę.
- Dziękuję ci. - Młoda filodoks odłożyła to, co przed chwilą przeglądał i sięgnęła po kopertę. Karen wyszła.
Aotea jednym sprawny ruchem nożyka do papieru otworzyła ją. Wyciągnęła zawartość. Przeczytała uważnie treść listu. Z ironicznym uśmiechem na twarzy opadła bardziej na swój fotel. Nie mogła wprost uwierzyć w to, co przed chwilą przeczytała. Raz jeszcze spojrzała na kartkę papieru. Nie przywidziało jej się. Jej syn został oskarżony o pobicie. Sprawa z powództwa cywilnego.
Aotea parsknęła gniewnie rzucając papierek na swoje biurko. Ktoś miał naprawdę tupet.

- Przepraszam. - Znowu Karen jej przerwała. Aotea przeniosła na nią wzrok. Sekretarka jęknęła i aż się cofnęła w drzwiach gabinetu.
- Słucham? - Mathews spytała spokojnym głosem starając się rozluźnić. Zdała sobie sprawę, że to wyraz jej twarzy musiał tak przestraszyć jej współpracowniczkę.
- Czy coś się stało? - Karem stała z przyłożoną rękę na piersi i niepewną minął.
- Nic wartego komentarza. - Uśmiechnęła się szefowa. - Co jest? - Szybko zmieniła temat.
- A tak. - Karen też się uśmiechnęła, tylko trochę niepewnie. - Masz gościa.
- Ale przecież teraz nie mam nikogo umówionego.
- Anna Wiedernikow chciałby z tobą porozmawiać. - Odparła sekrterka.
~Szefowa Fundacji? Tutaj? Czego ona może chcieć.~ Aoatea zaczęła się zastanawiać.
- Co mam jej powiedzieć?
- Zaproś ją.
Chwilę później w drzwiach jej gabinetu stanęła młoda brunetka .



Nienagannie ubrana. Skromnie, ale z klasą. Pomimo dość wysokiej temperatury Pani Wiedernikow nosiła długi rękaw i apaszkę pod szyją.
- Aoeta Mathwes. - Młoda garou wyciągnęła rękę do swojego gościa. - Proszę usiąść. - Wskazała na wolny fotel.
- Anna Wiedernikowa. - Przedstawiła się jej gość.
Panie uścisnęł sobie dłonie.
- Karen, zrób proszę dwie kawy. - Poleciła sekretace. - W czym mogę pani pomóc??
- Moim prawnicy odradzali mi to. - Zaczęła Wiedernikow. - W końcu jest pani po przeciwnej stronie. - Uśmiechnęła się. - Reprezentuje pani państwa Hogg w sporze z nami.
- Zgadza się.
- Może jednak uda nam się załatwić tę sprawę bez sądów? - Karen postawiła na biurku tacę z kawą. - Dziękuję. - Powiedziała Anna, gdy sekretarka podawała jej kawę.
- Zamieniam się w słuch. - Aotea z zaciekawieniem spojrzała na swoją rozmówczynię.
- Zasięgnęłam języka i wiem, że pani pomaga ludziom. My też to robimy. Proszę mi wierzyć.
- Ależ ja pani wierzę. Problem polega na tym, że chcecie wyrzucić z domu rodzinę i to z małymi dziećmi. A to nie jest pomaganie.
- Zaproponowaliśmy tym ludziom działkę z domem w innym miejscu.
- Doprawdy? - Aotea Mathews była bardzo zdziwiona.
- Tak. I nadal podtrzymuję nasza ofertę.
- To znaczy?
- Dom z kawałkiem ziemi w zamian za sporny teren i wycofanie pozwu. Oczywiście nie jest to tak duży kawałek ziemi jak to, co kupiliśmy od pana Hogga, ale postawiony tam dom jest w dużo lepszym stanie.
- Dobrze. Przemyślimy to.
- Naprawdę zależy mi na czasie.
- Moi klienci nie wspomnieli mi o żadnej ofercie.
- Reprezentująca fundację kancelaria...
- Von Neumann & Partners - Aotea weszła w słowo swojemu gościowi
- Tak jest, Von Neumann & Partners, zapewniła mnie, że wysłała odpowiednie papiery.
- Jak już powiedziałam, przemyślimy sprawę.
- Chciałabym zatem pani coś pokazać.
- Słucham?
- Widzę, że pani nie jest do końca przekonana co do czystości naszych intencji. Dlatego chciałam pani coś pokazać.

Aotea niechętnie, ale udała się na wycieczkę ze swoim gościem. Anna Wiedernikowa zabrała panią prawnik do kliniki odwykowej. Oprowadziła też młodą garou po całym obiekcie przedstawiając plany rozwoju, o ile oczywiście państwo Hogg zrezygnują z roszczeń.

Całość robiła wrażenie. Odnowiony budynek. Wszędzie czysto i schludnie. Miły personel.
Ciemniejszą stroną tej instytucji byli pacjenci. Znaleźli się tutaj przecież na własne życzenie. Sami siebie doprowadzili nad przepaść i być może stoczyliby się zupełnie, gdyby nie pomoc tej instytucji.

Szczególnie jeden pacjent zapadł młodej filodoks w pamięć. Może dlatego, że Aotea sama była matką i współczuła kobiecie, którą zastałą przy łóżku chłopaka? A może było to coś innego.

- Nasza klinika dysponuje najnowocześniejszy, sprzętem. - Chwalił się dyrektor kliniki. Mężczyzna raczej o aparycji oprycha niż kogoś na takim stanowisku.
Aotea nie mogła pozbyć się złego wrażnei po uścisku dłoni dyrektora Muama Mirimanoffa. - Tutaj mamy pacjęta w śpiączce wywołanej przedawkowaniem. - Otworzył drzwi. - Akamu Hokorii. - Całą trójka stanęła w progu, gdy przy łóżku pacjenta zobaczyli młodą kobietę. Na wpół leżała trzymając za rękę nastolatka. Sama nie mogła być wiele starsza od Aoteii.
Kobieta nawet nie zareagowała na pojawienie się kogoś w pokoju. Najwyraźniej drzemała.
- Przepraszam panie bardzo. - Mirimanoff zamnkął drzwi, - Nie sądziłem, że pani... - Zajrzał do papierów. - że pani Kanano tutaj będzie. Bardzo często odwiedza syna. Jest tutaj codziennie.
Dyrektor wykazał się dużym taktem pokazując innego pacjenta i zostawiając matkę z synem samych sobie.

Ryozo Sakamoto

Ryozo wrócił do domu. torby z zakupami położył na stole. Nastawił wodę na herbatę. Z szafki wyciągnął dwie szklanki i przygotował napar dla siebie i żony. W miedzy czasie zajął się rozpakowywaniem zakupów.
Żonę znalazł w salonie. Drzemała na sofie. Japończyk rzucił okiem na kolorowe pisma leżące na ławie i tuż pod nią. Z kilku z nich spoglądali na niego uśmiechnięci ludzie trzymający objęciach niemowlęta.
Dumni ojcowie. Zadowolone i usatysfakcjonowane matki.
Kasumi leżała uśmiechnięta z jedną ręką na piersi, druga zwisała swobodnie. Oddychała tak spokojnie. Żadna zmarszczka troski nie szpeciła jej lica. Mag stał tak krótką chwilę przyglądając się żonie. Widział jak pierś spokojnie falowała w rytm oddechów. Jej karmazynowe usta wyraźnie odcinały się od jasnej skóry. Gładkiej skóry. Ryozo wciągnął do nosa powietrze. Poczuł jej zapach. Zapach, który doskonale znał. Zapach swojej żony.
Cała magiczna chwila prysnęła gdy jego umysł zarejestrował bolesne pieczenie w palcach.
- Auć, auć, auć, auć... - Ryozo szybko postawił na ławie parzące go szklanki z herbatą. Zaczął szybko machać ręką by ochłodzić przegrzane miejsca i tym samym przynieść sobie trochę ulgi. Dmuchał do tego na palce by spotęgować ten efekt.
Młoda kobieta westchnęła głęboko i nieznacznie przekręciła się na sofie. Mag zaprzestał swych dziwacznych akrobacji, by jej nie obudzić. Delikatnie cofnął się, ale zahaczył nogą o krawędź ławy. Pech chciał, że niestabilna kosnturkcja z gazet, na której postawił jedną ze szklanek zaczęła się przechylać. Chcąc ratować sytuację Ryozo chwycił szklane naczynie dłonią i uniósł je nieco do góry. Zaraz pożałował tego. Piekący, paląc ból, który poczuł w dłoni, zmusił go do wypuszczenia tego co trzymał. Szklanka spadła na ławę, wprawdzie z niezbyt dużej wysokości, ale jednak. Jej zawartość rozlała się na blat. A sama szklanka odbiła się od gazet i uderzyła drugą, stojącą jak do tej pory stabilnie i bezpiecznie na ławie. Ryozo Sakamoto chciał chociaż tę uratować, ale niestety nie zdołał. Gorąca herbata wylała się na jego rękę. Japończyk przeklną głośno i chwycił się za rękę.
Kasumi zamrugała oczami. Odwróciła głowę i spojrzała na swojego męża. Widok był dość żałosny.
Mokra plama ma ławie i leżących tam gazetach. Mokra plama na podłodze, która powiększała się z każda chwilą. I mokra plam na rękawie koszuli Ryozo. A do tego on sam dmuchający na swoją poparzoną dłoń.
Kasumi podniosła się z sofy. Uwadze maga nie uszedł grymas bólu na jej twarzy, gdy to robiła.
- Pokaż to, proszę. - Wyciągnęła swoją dłoń, zachęcając go, by położył swoją, tak by ona mogła się dokładniej przyjrzeć.
Ręka była czerwona i piekła go strasznie.
- Ryozo-kun. - Uśmiechnęła się do niego czule, gdy wycierała mu rękę chusteczką.
- Ja to zaraz wszystko posprzątam. - Mag chciał wyrwać się z delikatnego uścisku żony, ale nawet to sprawiło mu ból.
- Przepraszam cię. - Kasumi odsunęła chusteczkę od jego dłoni.
- To nie twoja wina. - Ryozo jednak nie cofnął dłoni. Dotyk jego żony podziałał na niego kojąco.
- Trzeba to czymś spryskać, żeby złagodzić ból. Masz coś w apteczce?
- Słucham?
- Jakiś środek na oparzenia, masz?
- Tak,... nie,... nie wiem. - Nie był pewien co ma odpowiedzieć, bo i nie był pewien, czy ma coś takiego.
- Zaraz sprawdzę. - Kasumi wyszła do kuchni. Po chwili wróciła z jogurtem. - To też może być. - Zaczęła delikatnie smarować mu oparzoną dłoń.
Ryozo Sakamoto wciągnął do nosa powietrze. Znowu poczuł ten słodkawy zapach jej ciała. A potem jeszcze jeden oddech. Jego żona uśmiechnełą się do niego. Ten błysk w jej oczach.
Świat nagle przestał istnieć. Byli tylko oni. Jej czuły dotyk. Jej uśmiech.
Ryozo pochylił się nieco do przodu. Miał wrażenie, że jego żona też to zrobiła. A w chwili gdy ich usta się zetknęły miał już tego pewność. Kasumi przysunęła się bliżej niego.
Na dźwięk dzwonka Ryozo cofnął się gwałtownie. Stali tak oboje wpatrzeni w siebie, niepewni tego, co powinni teraz zrobić.
Kolejny dzwonek do drzwi.
- Muuszę otworzyć. - Zająknął się mag i ruszył szybko do drzwi. Ale był pewien, że widział zawód w jej oczach.
Brat Akashick otworzył wejściowe drzwi.
- Hokorii - dono. - Ryozo pokłonił się nieznacznie na widok stojącego u progu jego domu Sony’ego Hokkorii. - Wejdź proszę. - Ruchem ręki zaprosił gościa do środka i zrobił mu miejsce w drzwiach. - To wielki zaszczyt dla mnie.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline