Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2012, 00:33   #14
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Ostatnie półtora dnia podróży obfitowało w intensywne knucie, dalekobieżne planowanie i szukanie rozwiązań pilnych problemów, które niespodziewanie pojawiły się na pokładzie.

Najpopularniejszym z nich wydawał się dalszy los Maheema. Rzecz, która dla kapitana była już jasna i załatwiona, wśród reszty dowódców budziła ostre emocje i stanowiła temat cichych dyskusji prowadzonych niemal do ostatniej chwili. Czy chcieli jeszcze próbować przemówić mu do rozsądku? A może Raegan, wyposażony w alchemiczne wspomagacze miał już szykować się do cichej egzekucji? Jeśli chcieli zrobić to bez wiedzy załogi to z pewnością docelowa osada nadawałaby się do tego lepiej od ciasnych pokładów statku, gdzie każdy mógł przypadkiem coś usłyszeć, bądź zobaczyć.

W tym samym czasie zafascynowana informacjami uzyskanymi od Kallena Samms korzystała z każdej wolnej chwili, by przemierzać z natchnioną miną pokłady, rozglądając się za stworzeniami mogącymi przybliżyć jej oświecenie. Gdy to najwyraźniej nie poskutkowało, próbowała wezwać do siebie sokoła wiedźmiarza. Wpierw czyniła to za pomocą zachęcających okrzyków i słów, potem domniemanych mocy własnej woli, by wreszcie podstępnie rozłożyć na relingu paski surowego mięsa. Wszystko na darmo, dumne zwierze szybujące wśród niebios nad statkiem nie zaszczyciło jej nawet bliższym spojrzeniem. Cała ta szopka wywoływała powszechne rozbawienie wśród załogi i słuszne obawy, czy lejący się z nieba żar nie pomieszał przypadkiem młodej dziewczynie w głowie.

Sam elf w tym czasie zajmował się poważnym zagrożeniem, jakie stanowiła choroba przepitego kucharza. Na szczęście po ponownej kontroli załogi wydawało się, że poza nim nie zachorował żaden inny z marynarzy, którzy w ostatnich dniach raczyli się jego posiłkami.

Kallen heal check d20+7 vs 15 = 13 porażka
Rybieflaki fort save d20+3(+2) vs 13 = 18 sukces

Kallen wykorzystywał cała potęgę swej wiedźmiarskiej wiedzy i magii, by ulżyć choremu i pomóc mu zwalczyć trawiącą go zarazę. Paradoksalnie wydawało się jednak, że to właśnie samo ciało starego, wyniszczonego życiem pijaka kryło w sobie niespodziewanie silną wolę przetrwania, która skutecznie przeciwstawiała się chorobie. Nie można się było jednak cieszyć przedwcześnie. W ostatnim czasie przekonali się bezpośrednio, iż jedna wygrana bitwa nie znaczyła jeszcze zwycięstwa w tego typu wojnie. O wszystkim mogły zdecydować najbliższe dni.
- Jestem Ambrose... Ambrose Kroop, chłopcze - szepnął w odpowiedzi na jego słowa, chwytając go z wdzięcznością za dłoń nim zemdlał z wycieńczenia.


W końcu dotarli do pokrytego bujną dżunglą wybrzeża tropikalnego kontynentu. Załoga, mimo że nie było jeszcze zbyt dużo widać była wyraźnie pobudzona wizją wizyty w jakimś cywilizowanym miejscu.

Kallen pamiętał zasłyszane w opowieściach wskazówki, które miały umożliwić odnalezienie poszukiwanej zatoczki, jednak mimo wszystko spędzili prawie dwanaście godzin na wypatrywaniu schowanej za cyplem osady. Cóż... Elf słyszał, iż była to przystań, a nie pełnoprawny port, jednak nie sądził, iż będzie aż taka skromna. Z drugiej strony w tym fachu zapewne liczyło się nie zwracanie na siebie przesadnej uwagi. Poza dwoma widocznymi, niezbyt imponującymi przystaniami i niewielką stocznią, mogącą pomieścić jeden statek był tam praktycznie tylko jeden znaczący budynek. Stara, rozległa posiadłość w stylu kolonialnym kiedyś mogła należeć do jakiegoś zamożnego plantatora z krain Morza Wewnętrznego, obecnie była jednak wyraźnie zaniedbana. Wokół niej ustawiono ponad tuzin znacznie prymitywniejszych, zbitych z dech domów, w których zapewne mieszkała większość pracowników stoczni. Na oko nie żyło tam więcej niż sto dusz.

W pobliżu przystani z dżungli do morza wypływała szeroka rzeka. Obecnie jednak lał się z niej głównie mokrawy, toczący się leniwie muł z niewielką ilością wody. Niemal wszystkie drzewa w okolicy wydawały się zbrązowiałe. Wyglądało to na efekty długotrwałej suszy.

Gdy podpłynełi bliżej zobaczyli też schowaną w drzewach cypla wieżę. Zapewne jej lokator dojrzał ich już dawno, gdy zbliżali się od morza. Poruszała się na niej już od jakiegoś czasu złoto-czerwona flaga. Parę chwil później odpowiedział jej odpowiednik z portu. Najwyraźniej zauważono ich i czyniono przygotowania do przyjęcia. Paręnaście minut później jedyny statek, jaki widzieli, odcumował od przystani i popłynął w ich stronę. Była to jednopokładowa długa łódź, wyposażona w pojedynczy żagiel. Podobna była do jednostek jakie Ragnar znał ze swej ojczyzny, choć brakowało jej wojennego, drapieżnego charakteru.


Na pokładzie dojrzeli pięciu lekko uzbrojonych marynarzy i przewodzącego im niewysokiego starca, którego złote kolczyki połyskiwały z oddali w tropikalnym słońcu.


- Ahoj! Witamy u Rickety'ego! - wrzasnął z łodzi w górę, zadzierając głowę - Proszę o pozwolenie wejścia na pokład!

Gdy tylko wciągnięto go na górę, rozejrzał się ciekawsko po pokładzie ignorując jednak prawie zupełnie załogę i koncentrując się zamiast tego na elementach konstrukcyjnych jednostki.
- Arrr, kapitanie, zacną złowiliście sztukę, ino trochę dziewiczą! - zarechotał wskazując niepoznaczony śladami poważniejszych bitew pokład - Ale przynajmniej sami zaznacie przyjemności pozbawienia jej haniebnej niewinności! - klepnął Ragnara poufale po ramieniu chichocząc. - Właściwie to spodziewamy się już od paru dni innej wizyty, ale cóż... Zapewne to wola Besmary, nie byłby to pierwszy raz kiedy morze porywa pechowca, nim ten zdąży nacieszyć się łupem - wyszczerzył zepsute, połamane zęby.

- Na moje oko to będzie dwa tysiące złociszy i około pięć dni pracy. - stwierdził w końcu rzeczowo, wskazując statek wokół siebie. - Ślicznotka będzie musiała zostać oczywiście wyładowana i opuszczona na czas prac w doku, przez ten okres przysługiwać wam będą jednak kwatery w Willi Rickety'ego, a waszej załodze w domach obok. Za dodatkowe 500 monet możemy zamontować też coś ekstra, haha! Widzę tu zacne miejsce na małą skrytkę szmuglerską albo nawet dwie... Taaak, ta łajba ma potencjał... No i nazwę wybierzcie jakąś zacną... jeśli mogę coś zaproponować - pochylił się konspiracyjnie, dmuchając im w twarze zgniłym powietrzem - "Brodata Murwa" to był zacny statek! Może nie uwierzycie, ale wiele lat temu służyłem na niej jako pierwszy mat! Taaak, to była morska zdzira co się zowie! Sześć cheliańskich galeonów poszło na dno, nim zdołali zgruchotać ją pod naszymi rzyciami... piękna walka... - smarknął ze wzruszeniem. - A nazwa od tego czasu nadal nie zajęta... Tylko brać! - mrugnął porozumiewawczo okiem.

Gdy załoga Obietnicy usłyszała o konieczności opuszczenia statku na czas przeróbek, na pokładach w mig rozeszły się radosne szepty i wyrazy podekscytowania. Dla wielu porwanych przez Harrigana mogły to być pierwsze chwile prawdziwej wolności od miesięcy.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 13-12-2012 o 11:31.
Tadeus jest offline