Wątek: Obłędny Kult
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2012, 20:43   #204
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Ignus, Salarin, Tallmir, Rexx, Esmerell


Nim przekroczyli barierę odgradzającą Mbarneldor od Kniei Obłędu, Esmerell zatrzymała się na chwilę, spoglądając w dal ku płomiennej łunie. Powinna tam być. Bogowie wiedzą, jakiego rozmiaru jest pożar i ile osób mogło ucierpieć. Serce z przyzwyczajenia rwało się tam, gdzie potrzebowano jej najbardziej. Z drugiej strony... Przecież już wybrała. Oddała maskę, decydując się pomóc Avarielowi i uratować go przed Elmethaarem. Jej odłączenie się od mężczyzn było jak skazanie go na pewną śmierć. Nie wątpiła, że zarówno Tallmir, jak i Salarin poradziliby sobie jakoś w kniei, ale nie z kimś w takim stanie. W osadzie sobie poradzą - wszak nie była tam jedyną niosącą pomoc. Po raz kolejny miała przed sobą tylko iluzję wyboru. Rozważania trwały ledwie kilka uderzeń serca - rzuciła ostatnie, niespokojne spojrzenie ku stojącej w płomieniach części enklawy i ruszyła za elfami.

Z cieni bezszelestnie wychynął kłąb złocistego futra i niemal przylgnął do nóg elfki, również zagłębiając się w Knieję. Esmerell uśmiechnęła się blado na widok wielkiego kuguara. Przynajmniej nie była tak do końca sama w tym wszystkim. Może i do osady nie wróci, ale będzie miała z kim podróżować.


Nie spodziewała się, że nastanie ten dzień, że kiedyś złamie prawa Mbarneldoru. Jednak skoro były tak bezlitosne... Może nie było to już dłużej miejsce dla niej? Trzymała się blisko Avariela, mając baczenie nad jego wcale nie polepszającym się stanem. Gdy przystanęli na chwilę, pospiesznie wyszeptała słowa modlitwy do Rillifane’a, kładąc dłoń na czole nieprzytomnego elfa. Komu jak komu, ale jemu zimno mogło zaszkodzić najbardziej i jego zdrowie powinni mieć na uwadze w pierwszej kolejności.

Po długim marszu w milczeniu, który zaczynał przypominać powoli kondukt żałobny, Esmerell odezwała się niepewnie:
- Chyba powinniśmy się zatrzymać. Muszę zająć się rannym. Innym trochę zajmie znalezienie nas, a... a ogień w osadzie pewnie zatrzyma ich jeszcze. - przełknęła ciężko ślinę i potarła dłonią skroń - Ułóżcie go, a ja sprawdzę, co mogę dla niego zrobić. Co zamierzacie dalej? - zapytała, spoglądając to na Salarina, to na Tallmira.
Roztarła zziębnięte ręce i podrapała za uchem kuguara, którzy przysiadł obok niej.
- Postój nie jest wcale takim głupim pomysłem. - rzekł tropiciel, patrząc na pieśniarza i oczekując jego aprobaty. Nie wiedział, co powinni począć. On jakoby osiągnął już pierwszy przystanek swojej podróży - opuścił Mbarneldor. Jednak nie miał zamiaru łamać swego słowa ani postanowienia. Zresztą Alexis mogła znajdować się wszędzie, toteż równie dobrze może jej szukać w towarzystwie Gustava i jego kompanów.
- Sądzę, że powinniśmy poczekać na resztę. Zajmij się iluzjonistą, jego stan wydaje się coraz gorszy. Głupio by było, by teraz zginął, kiedy naraziliśmy swe głowy na potępienie. Salarinie, pilnuj ich, a ja będę stać na czatach oczekując powrotu waszych przyjaciół lub by ostrzec was przed nadejściem mych ziomków.
Zielarka przyklęknęła przy Avarielu, obok którego czuwała Rexx.
- Nie zdziałam zbyt wiele. On potrzebuje dłuższego wypoczynku w sprzyjających warunkach, ciepłej strawy i świeżej wody. Moja magia chwilowo ochroni go przed zimnem, ale to jedyne, co mogę tu dla niego zrobić... - westchnęła cicho - Nie jest najgorzej, ale nie wiem jak długo. Jeżeli mu się pogorszy, spróbuję wzmocnić go jeszcze magią. Jednak im krócej tu zostaniemy, tym lepiej.
- Musimy poczekać na innych, nie mamy wyboru. - kiwnął głową Tallmirowi na znak akceptacji jego pomysłów i ukleknął obok Esmerell - a więc idziesz z nami? Chyba już nie masz wyboru - mruknął pod nosem - jesteś zielarką? Twoje umiejętności się nam przydadzą, mamy niezwykły talent do wpadania w kłopoty i zawsze dzieje się z nami wiele, za wiele. No, ale taka droga tych, którzy chcą uratować świat niczym heroiczni bohaterowie z opowieści karczemnych, w naszej wyprawie jednak nie ma nic heroicznego, śmierć nie jest heroiczna, jest po prostu śmiercią - westchnął i kontynuował - Kiedy staraliśmy się odzyskać Natchniony Liść, udało nam się otworzyć portal do świata Starożytnych, widzieliśmy przez niego Złote Miasto skąpane w chmurach, złote miasto, które zabije każdego jeśli otworzy się przejście nieumiejętnie.
Elfka sprawdziła puls Avariela i przyłożyła dłoń do jego czoła. Uśmiechnęła się blado na słowa Salarina.
- A ile chcecie czekać? Faktycznie - nie mam wyboru, bo powrót do enklawy już raczej nie wchodzi w grę. Mogę po prostu iść przed siebie. Albo iść z wami. Choć nie wiem, jak pozostali z was będą się na to zapatrywać. - mruknęła, spoglądając na pieśniarza.
- Będą wdzięczni za pomoc -uśmiechnął się do niej nieznacznie.
- Zobaczymy. - wzruszyła lekko ramionami - Umiem o siebie zadbać i nie będę ciężarem, jeśli faktycznie przyjdzie mi podróżować z wami. A śmierć... Ktoś powiedział mi kiedyś, że to tylko kolejny krok w tańcu życia. - gestem przywołała do siebie kuguara, aby czuwał w pobliżu nieprzytomnego elfa.
- Znałem takich co też tak mówili, “śmierć to tylko kolejny etap”, twierdzili tak dopóki samym omal nie przyszło im umrzeć, wtedy nagle chwytali się czegokolwiek by przeżyć.
Esmerell skinęła lekko głową na jego słowa.
- Wierz mi, że jako zielarka w Mbarneldorze widziałam wielu umierających i niewielu się z tego cieszyło. Na razie postaram się, by wasz towarzysz wrócił czym prędzej do zdrowia i oby reszta waszej grupy szybko was...nas odnalazła. - cały temat Złotego Miasta i innych Starożytnych spraw zdawała się kompletnie ignorować.

Elfka zostawiła Avariela pod opieką Rexx i zaczęła przyglądać się korzeniom pobliskich drzew. Może i w Kniei było wiele magii, ale jednak pewne prawa natury ciężko było zmienić samą iluzją. Nie musiała odchodzić zbyt daleko, gdyż szybko znalazła to czego szukała. Przyklęknęła przy pniu i rozgarnęła wierzchnią warstwę ściółki. Uśmiechnęła się pod nosem i wyrwała spomiędzy korzeni drzewa niewielką roślinkę o drobniutkich listkach. Wróciła do nieprzytomnego elfa i przysiadła obok, sięgając do torby po niewielką miseczkę i moździerz.
- Póki nie trafimy w jakieś naprawdę bezpieczne miejsce, dobrze by było, by wasz towarzysz był chociaż przytomny. Przynajmniej będę mogła dać mu coś wzmacniającego bez obawy, że się udławi. - wyjaśniła, widząc pytające spojrzenia - Ta roślinka jest dość popularna. Choć sama w sobie nie ma żadnych ciekawych właściwości, to po roztarciu jej liści z powodzeniem może zastępować sole trzeźwiące... - w miarę jak rozcierała liście w naczyniu, w mroźnym powietrzu roznosił się drażniący zapach.
Po chwili, krzywiąc się lekko, podsunęła miseczkę Avarielowi pod nos.

***

Esmerell: zielarstwo - Kostnica - 27
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”

Ostatnio edytowane przez sheryane : 13-12-2012 o 20:50.
sheryane jest offline