Niski łucznik w odzieniu całkiem przypominającym te, które nosili wrogowie, na widok Meridiana zerwał kaptur z głowy, ukazując włosy niemal tak czerwone jak płomienie, które pożerały powozy. Modron porwała siedzącego na ziemi hobbita w objęcia i zamknęła w uścisku tam mocnym, że niziołkowi trzeszczały kości. Gdzieś pomiędzy gorączkowym ściskaniem, czyszczeniem mu sadzy z oblicza swoimi rękawami i coraz bardziej histerycznymi pytaniami, czy nic mu nie jest, zaczęła go także obcałowywać. Puściła go dopiero, gdy powiedział o Balim i o Seothu.
Oczy córy Beorningów zrobiły się w jednej chwili okrągłe jak księżyc w pełni i szkliste jak mithril w świetle gwiazd. Modron zerwała się i spojrzała z przerażeniem na Alarifa, by po chwili podbiec kilka kroków w stronę powozów, jej włosy uniosły się w górę w gorącym dechu pożaru. I wtedy zrobiła coś, co tylko niewiasta mogła uczynić.
- Iiiiiiiiiiiiiiiiiiii! Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!!!! - zapiszczała cienko i przenikliwie, a jej przerażony głos wchodził w coraz wyższe tony, siekąc wrażliwe uszy elfa. - Mistrzuuuuuu Baliiiiiiiiii! Seoooooooooth!
Machała też przy tym rozpaczliwie i bezcelowo rękoma. Jakby upewniając się, że mając kontrolę nad własnym ciałem mogła też uzyskać władzę na sytuacją, której bieg im wszystkim wymknął się z rąk. Zza ściany ognia nie dobiegła żadna odpowiedź na jej wrzaski i Modron zamilkła, dysząc ciężko. I nagle zgięła się wpół, do samej ziemi, jakby trafiła ją jakaś zabłąkana strzała.
Nie przewróciła się jednak. Z dłońmi wspartymi o uda nachylała się tylko coraz niżej i niżej do ziemi, by wreszcie wyprostować się i skoczyć z powrotem do towarzyszy.
- Idę tam! - wrzasnęła, a panika plątała jej język i wiązała razem przypadkowe słowa. - Huan! Pilnuj małego człeka! - przygięła łeb ogara w stronę hobbita. - Jako szczeniaka pilnuj!
Zerwała z pasa bukłak, odkorkowała go i obróciła nad swoją głową. Woda pociekła jej po twarzy, włosach i kapturze. Odrzuciła pusty bukłak, naciągnęła mocno kaptur, obróciła się na pięcie i... pobiegła w stronę płomieni. Z pochwy wyrwała nóż i wyglądało to tak, jakby zamierzała dać nura w szalejące płomienie.
Kilka kroków przed wozami opadła na ziemię. Mrużąc oczy w gryzącym dymie, na wstrzymanym oddechu pędziła już na czworaka... niewiele wolniej niż na dwóch nogach, by ostatecznie skoczyć między koła płonącego wozu, w przestrzeń pełną dymu i swądu spalenizny, ale wolną jeszcze od ognia. |