Na chwilkę, ale tylko na chwilę sparaliżował go dziwny strach. Nie chciał tam wchodzić, nie był bohaterem. Był dziennikarzem, który wolał jeździć z patrolem niż być bezrobotnym. To nie on sobie wybierał robotę, tylko dyrektor telewizji. No, ale już widział tą naganę od dyrektora za przepuszczenie takiej okazji. A co mu tam, zobaczy co z ojcem. Spotkanie po latach, dobre sobie. - Powiedz ojcu że muszę mieć pozwolenie policji, że za 5 minut będę pod drzwiami! - odkrzyknął.
I tak też zrobił. W pogoni za materiałem, który rzuci na kolana cały ten przeklęty Nowy Jork. A chuj mu w dupę. Dopiero na klatce schodowej wyjął z kabury Colta i sprawdził czy są w nim naboje. 6 nabojów kalibru .38, siedziało na swoich miejscach. Przełożył bronią do kieszeni płaszcza, która się w nim idealnie schowała. Samą kaburę zdjął i kazał schować Evansowi do torby na kamerę, może będzie musiał ściągnąć płaszcz... Takie świry mogą chcieć aby ściągnął buty, w końcu przychodzi gości. W swojej karierze, o nie jedym słyszał i nie jedno komentował. - Możesz się wycofać jak chcesz, wezmę tą małą, przenośną kamerkę - rzucił do Williama.
W przeciągu pięciu minut był pod drzwiami i zameldował Pani Porucznik, jakie to zaproszenie dostał. Jako dziennikarz, miał aprycję i gadane. Może uda mu się skłonić strzelca, do oddania Franka... Aby się tylko nie wydało, że to jego ojciec.
__________________ Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być. |