Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2012, 12:37   #103
Rebirth
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Malachius:

Na wieść o opłatach za hiperporting, na twarzy dyrektora wymalowało się zdumienie. Zamilknął na dobre kilkanaście sekund.
- A więc jesteście przemytnikami hiperportingowymi... - jego głos stał się bardziej miękki, z lekką nutą zaintrygowania - To oznacza, że raczej nie współpracujecie z WFK, prawda? No dobrze, to nawet lepiej... Tak - ewidentnie zdradzał tym tonem, iż jego umysł napełniał się strumieniem nowych myśli - Bene, a więc dobijemy targu. Cenę uważam za rozsądną. Czekam na wasz statek, chcę go jeszcze najpierw obejrzeć. Namiar podeślę na koniec rozmowy, chociaż wasz człowiek powinien chyba was nakierować.
Rozmowa została rozłączona, a z jej podsumowaniem napłynął plik namiaru z danymi wykonawczymi dla autopilota (wystarczyło wgrać go w system, a statek sam podążyłby do celu najkrótszą drogą).
Na linii wciąż chyba gdzieś tam czekał Kovalsky.

--- --- --- ---

Hargreaves:

Klub Megusta znajdował się dokładnie tam, gdzie miał się znajdować według danych, które na komunikator przesłała ci brunetka. Im dłużej przechadzałaś się po dzielnicy, tym co raz mniej wydawała się atrakcyjna. Światła neonów, błyski ekranów i światła laserów zbijały się razem w jeden, pstrokaty, bijący po oczach monolit. W uszach dudniły jakieś rytmy, a nozdrza wypełniały różnorakie aromaty pobudzające, ale w tej mieszance będące raczej dystraktorem dla umysłu, niźli katalizatorami podniecenia. Gdy weszłaś do Megusty, poczułaś ulgę od chaosu zmysłów, który rozgrywał się na ulicach.


W pustym korytarzu prowadzącym do sali ogarnęło cię niezwykle przyjemne ciepło, które wypełniało różne zakamarki twego ciała skrytego pod pancerzem. Nie towarzyszyło temu uczucie duszności czy gorąca. W środku nie było tłoku, a goście kulturalnie siedzieli zwykle na kanapach, obsługiwani przez skąpo odziane tancerki. Część z nich po prostu siedziała razem z klientelą i popijała drinki, rozmawiając i podśmiewając słodko. Po lewej była strefa wirtualnych rozkoszy. Za nieprzeźroczystą szybą kryły się sprzężone ze sobą fotele, gdzie można było samemu lub w grupie oddać się nowoczesnemu podejściu do erotycznych fantazji. Centralnym punktem była ogromna scena, na której pośród holograficznych obrazów 3D, swoje wdzięki i talenty prezentowały wykwalifikowane tancerki. Trzeba przyznać, że widok był co najmniej intrygujący. Przez moment tancerki były nimfami kręcącymi się wokół jednorożców i innych mitycznych stworzeń z baśni, by za chwilę stać ponętnymi pielęgniarkami które wypinają się do leżących na wirtualnej sali pacjentów. Program w każdym bądź razie był dosyć bogaty i pełnił naczelną atrakcję klubu. Na prawo od sceny znajdował się przestronny bar z trunkami. Obsługa była automatyczna, ale za dodatkową opłatą można było zamówić seksowną barmankę, która własnoręcznie (i dosyć niejednoznacznie) robiła drinki. Byłaś zresztą świadkiem jej pracy i faktycznie dało się o niej powiedzieć, że "ma fach w rękach". Byli też i ochroniarze. Stali jednak na uboczu, niemalże niewidoczny, gdyż garnitury zlewały się ze ścianami. Równolegle do wejścia była też wnęka z toaletami (za strefą wirtualną), a za sceną znajdowało się wejście dla personelu.

--- --- --- ---

Thompson:

Niestety z jakiś przyczyn, miejscowi nie byli zbytnio pomocni wobec Ciebie. Zajęci swoimi sprawami, odpowiadali zdawkowo i najczęściej zbywali Cię, lub kazali poszukać w jakiś kasynach. Skierowałeś się zgodnie z zamierzeniami do kasyna o nazwie "Gibon". Zajęło Ci to pół godziny, gdyż musiałeś podążyć na drugą stronę Capitolu. Na szczęście ktoś pokierował Cię dobrze i wykorzystując szybką taśmę chodnikową, znalazłeś się u celu. Widok nie napawał optymizmem.


Ta część miasta raczej nie należała do najbardziej luksusowych. Był to jeden wielki konglomerat fabryk i szklanych, brudnych budowli, pośród których neonowymi szyldami wyróżniały się "Liars Alley" i "Gibon". Oba były bliźniaczo do siebie podobne, z tym że "Gibon" obfitował jeszcze w sztuczny bluszcz oplatający frontową ścianę budynku. Przed wejściem stało dwóch wykidajłów, o brzydkich gębach i niezbyt miłej prezencji.
- Czego tu szukasz, keksie? - rzucił czarnoskóry, powstrzymując cię od wejścia - Nie wyglądasz na pracownika spółki. Kto jest twoim pracodawcą?
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 14-12-2012 o 12:43.
Rebirth jest offline