Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2012, 14:14   #88
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Weszli do karczmy. On i Torggi pomagali karczmarzowi, który nielekko oberwał w ostatnich zdarzeniach. Gdy jego kompan prowadził cnego gospodarza dalej, kurier przysiadł na stole i uprzejmie wskazał miejsce kapitanowi.

Striełok usiadł spokojnie, przysunął sobie kufel i zajrzał do środka. Po chwili zgarnął też pobliski dzban i nalał sobie piwa:

- [i]Odnoszę wrażenie, że całe zajście mogło być dla was zaskakujące - powiedział spokojnie, obserwując jak Torgga taszczy karczmarza do jego kwatery obok kuchni.

- Jeśli mam być zupełnie szczery to jego druga część tak. Ta pierwsza niespecjalnie jakoś - z krzywym uśmiechem rzucił Buttal - ale cieszyć się należy, że pan kapitan w pobliżu był akurat. Mogli by kłopotliwi być jakby cela mieli.

- Druga, czyli to jak moi harcownicy ustrzelili tych oszustów? - zapytał spokojnie, upijając łyk piwa. Skrzywił się, strzepując pianę z wąsów - Pfe. Słabe.

- Druga, czyli oszuści. Niespodzianką zaś nie było. W moim zawodzie przynajmniej, spotkanie owych jak mniemam wspólników, co to dla nich strojów chyba zabrakło - odparł Buttal - Za drugą poczytuje tych strazników mniemanych. Jak ich zobaczyłem myślałem że łapówkę będą chcieli, ale żeby od razu mieli strzelać to nie przewidziałem. W każdym razie wielce ucieszył mnie widok pana ludzi i chętnie kufelkiem im się za to wywdzięczę - odparł z usmiechem kurier.

- Cóż, w sumie to ja dziękować powinienem, bo wasz obecność bardzo nam pomogła. Otóż polowaliśmy na tę bandę. W sensie rozbójników, oraz na ich mundurowych towarzyszy. Co smutniejsze, część z nich faktycznie było strażnikami. Dogadali się z tymi sukinsynami, że w razie kłopotów, będą ich kryć. Od dwóch tygodni ich tropiliśmy, moi ludzie poinformowali że grupa grabieżców jest w tej karczmie, a grupa "mundurowych" rozłożyła się w pobliskiej kotlinie. Nie wiedzieliśmy jak to załatwić bez ofiar w cywilach, ale na szczęście pojawiliście się wy. Bo rozumiem że to wy zasiekliście te truchła tutaj i wywabiliście przebierańców z ukrycia?

Mówiąc to, trącił butem truchło leżącego obok "szefa.

- Cóż, faktycznie musielismy odbyć z nimi pogawedkę i wyjaśnić im, że krasnoludów się bambaryłami nie nazywa, a że mało pojętni byli to sie im zeszło. Czy zaś wywabiliśmy? Sądzę że tak, wkroczyli niezwłocznie gdyśmy skończyli z tymi. Nie wiedzieliśmy że ich więcej jest bo by ich w dzwiach kule powitały. No ale cóz, co się dobrze kończy tego nie warto pod negatywnym kątem rozpatrywać - poważniejszym tonem dokończył krasnolud.

- I bardzo słusznie- kapitan skinął głową i chcąc nie chcąc, dopił piwo. Skrzywił się i odstawił kufel - Kiedy się barman obudzi, pokryjemy ewentualne straty jakie miały miejsce w czasie walki. Gdzie się kierujecie? Przed gospodą stoi dyliżans

- Pozwoli pan kapitanie, że się przedstawię - rzekł kurier oficjalnie - Nazywam się Buttal z rodu Resnikuf, jestem wysłannikiem Dimzada z Morr. Wiozę pilne przesłanie do jarla Ulryka Srebrnej Tarczy. Kolega zaś towarzyszy mi jako obstawa

- Aaa... Wiem o kogo chodzi. Co prawda mnie on bezpośrednio nie dotyczy, ale handlarze albo go szanują, albo nienawidzą. Twoja skromna osoba może być kijem włożonym w mrowisko, jeśli faktycznie Dimzad śle przez ciebie informacje do jarla Kamiennej Baszty... Tak czy inaczej, mój patrol wraca do miasta. Możemy jechać z wami

- Wdzięcznym wielce panu kapitanie. Zwłaszcza, że jak rzekł mi mój pracodawca, sprawa jest pilna. Wraz z towarzyszem jeno rzeczy weźmieny i będziemy gotowi - po czym Buttal wstał, plecy rozprostował i ruszył do sąsiedniej komory.

Zastał tam ocuconego karczmarza. Nie wiadomo czy lepiej ku temu zadziałała woda czy gęba Torgiego. Towarzysza w krótkich słowach kurier poinformował, że czas im w drogę i jak ich sytuacja wygląda, zaś karczmarzowi opłatę za posiłek wcisnąć usiłował. Na szczęście dla nadwyrężonej sakiewki Buttala opłata nie została przyjęta.

Zebrawszy sprawnie swoje rzeczy wyszli przed budynek gdzie czekała już eskorta, jak i powóz ze współpasażerami. Piechurzy, zapewne owi strzelcy z krzaków uprzątali powoli trupy rzekomych strażników. Pośpieszani przez woźnicę, wnerwionego na opóźnienie i jego zestresowanego wsiedli i ruszyli. Wokół wozu podążało pięciu kopijników.

Ha, z niezłą pompą zajedziemy pomyślał radośnie Resnik.
 
vanadu jest offline