Quincy potarł obolały kark. Pomasował ramię. Nic to jednak nie dało. - Ale masz łapę, człowieku! - jęknął Falck w kierunku ochroniarza, który go spacyfikował. - Dziękuję, słonko - skinął czołem młodziutkiej sekretarce. - Poczekam, ile będzie potrzeba. Kolejnej próby sił z panami w czerni nie przetrwam, he, he - uśmiechnął się, choć do śmiechu mu bynajmniej nie było.
Zwrócił się do Azjaty.
- Żeby nie było dalszych nieporozumień, kolego. Jesteś przede mną w kolejce, tak? Rozumiesz, nie chcę znowu ucierpieć. Nie znam Cię. Jesteś tu nowy, szukasz pracy? Byle nie w mojej sekcji. Niezbyt to koncepcyjna robota.
Teraz trzeba było poczekać aż "Wielka Gioconda" wezwie Falcka na dywanik. |