Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2012, 18:22   #89
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nikt nie zginął, agent ich królewskich mości odniósł niewielką ranę, a jedynie jeden z pomagierów Jacoppo oberwał gorzej. To był... udany napad o którym rzeczywiście nikt powinien wiedzieć. Choć Jean uważał podpalenie magazynu za nieco drastyczne posunięcie, to jednak nie planował protestować...

Jedynie skinął głową i ruszył za niziołkiem. Nie było co czekać na przybycie straży. I tak już się nawalczył. Rana w boku, choć niegroźna doskwierała lekko przy każdym ruchu.
Jacoppo zaś raźnym krokiem przebiegł po schodach, wyminął kilka stosów paczek i stanął przed drzwiami zarządcy magazynu. Na spokojnie obejrzał zamek i uśmiechnął się lekko.

-Pod ścianę.- rzucił krótko. Kiedy Jean stał już bezpiecznie po drugiej stronie drzwi, uderzył weń pięścią. Szybko cofnął dłoń a ze szczelin w drewnie wyskoczyło kilkanaście ostrzy na całej długości framugi.- Prosty mechanizm. Jednostrzałowy, jak się to mówi. Ale pochwalić przezorność.
Mówiąc to, zabrał się za pracę wytrychem.

Gdy nizioł zajął zamkiem, Jean zajął się czymś zgoła innym. Jego świadomość sięgnęła do tajemnych mocy, których pochodzenia sam nie był do końca pewien, a które ostatnio wydawały się rosnąć w siłę.
Sięgnął i po drugiej stronie wyczuł... próżnię magiczną. Coś usunęło wszelką magię z tamtego pokoju. Nawet magiczne widmo charakterystyczne dla każdego miejsca Wordis. Świat leżący na granicy skrajnych planów i żywiołów, był bowiem przesycony energią magiczną, która przenikała wszystko swym promieniowaniem. Zwykle nieszkodliwie, ledwie wyczuwalne widmo było wszędzie i proste zaklęcie wyczuwały je jako tło magiczne. Tu tego tła nie było, co... dziwiło gnoma. Z początku wziął ten fakt, za zwyczajne pole antymagii. Ale po przemyśleniu sprawy, stwierdził, że się mylił w swej swej ocenie.
Nawet pole antymagii zostawiało ślady, minimalne bo minimalne ale jednak, bo samo było pewnego rodzaju czarem. W owym pokoju zaś była całkowita pustka pod tym względem. Nic. Magiczna próżnia.

Jean więc nie wiedział co to mogło być, tam za drzwiami. Ale czuł niepokój, to samo poczuł i Sargas empatycznie wyczuwając nastrój swego pana. I to sprawiło, że kot zjeżył sierść.
Gnom oparł prawą dłoń o rękojeść swego rapiera i z niepokojem przyglądał się zmaganiom niziołka z zamkiem.
Które to skończyły się po kilku sekundach kliknięciem.
-Niezłe zabezpieczenie, ale widywałem lepsze.- niziołek spokojnie otworzył drzwi i wszedł do środka. Co ciekawsze, powietrze które wpuścił do pomieszczenia naniosło do środka falę delikatnej energii magicznej, tak samo z resztą jak widmo postaci złodzieja.
Jacoppo spojrzał jeszcze za Jeanem, unosząc brew.
-A wam co? Pusto. Nikogo nie ma.- mówiąc to, ogarnął stopą dywan. Uśmiechnął się, na widok klapy w podłodze z wyraźną dziurką od klucza.- Wchodźcie. Sprawdzę jeszcze czy nie ma pułapek, ale szczerze wątpię. Nikt nie chciałby żadnego rodzaju pułapki pod tyłkiem.
- Ja bym uważał. Coś tu jest... nie tak.
- Jean nie ruszył do pokoju, aż Jacoppo wszedł głębiej do środka. To co widział innym rodzajem spojrzenia trochę go nastraszyło. Niestety nie potrafił ocenić rodzaju zagrożenia.
-Ja tam nic nie wyczuwam a wierz mi, znam się na tym. Niezbyt czujny łotrzyk to martwy łotrzyk.- mówiąc to, wsadził drucik pomiędzy deski i spokojnie wysondował skrytkę.- Nie, zdecydowanie pusto. Pułapek brak.
Następnie wyjął zdobyczny kluczyk i powoli przekręcił go w zamku. Uśmiechnął się, kiedy dobrze naoliwione zawiasy nie wydały z siebie żadnego dźwięku kiedy otworzył schowek.
-No... Nieźle. I wciąż nie widzę niczego co mogłoby nam zaszkodzić.- na spokojnie zaczął wyjmować ze środka spore zawiniątka.- Hmmm.... Ciężkawe. Może to złoto.
W sumie było ich pięć. Pięć starannie zapakowanych, materiałowych paczuszek.
-Możliwe... zobaczmy co jest w jednej z nich i zabierajmy się stąd.- gnom nadal niezbyt komfortowo czuł się w tym pokoju, a Sargas nawet do niego nie wszedł.

Niziołek skinął głową, chwycił pierwszą z brzegu paczkę i rozsupłał ją. Zrobił nieco zdezorientowaną minę na widok kilku sporych grudek metalu leżących w środku. Ostrożnie podniósł jeden pod światło.-Czy to jest to co myślę... ?
Adamant. Jean od razu poznał ten wartościowy metal po charakterystycznych, purpurowych smugach na powierzchni stopu.
-Adamant, ale za mało na materiał do wykucia broni większej niż sztylet.- stwierdził gnom pocierając brodę w zamyśleniu.- Może jako komponent materialny do czaru? Resztę obejrzyjmy gdzieś w bezpiecznym miejscu.
-Dobry pomysł.-
złodziej pokiwał głową, zgarnął wszystko do torby i podał ją Jeanowi.- Wynośmy się stąd. Chłopaki już pewnie znaleźli jakiś środek transportu.

Szybki krukiem ruszył w stronę drzwi. Pod tylnymi wrotami magazynu stał już ten sam wóz którym grupa pod wodzą Jeana i Jacoppo przybyła na miejsce. Niziołek pytająco spojrzał na Jaśka.
-Ale jak... ?
-Woźnica pił w pobliskim barze. więc go zgarnęliśmy.- półork wzruszył ramionami.- Łatwiej dać mu tych kilka dodatkowych monet niż kraść wózek. Więcej z tym problemów niż pożytku.
- Dobra, dobra...-
rzekł gnom widząc, że kot już wpakował do wozu.- Ładujmy się stąd i wynośmy. Póki jeszcze nie przyciągamy uwagi.

Po chwili powóz ruszył z powrotem, a zaprószony w kilku miejscach ogień powoli ogarniał magazyn. A płomienie pochłaniające magazyn zaczęły już być widoczne z ulicy, po Jeanie, Jacoppo i reszcie ekipy nie było już śladu.
Oni w tym czasie przemierzali miasto kierując się na ulicę Szczwanych Rzemieśnlików, nie zaczepiani przez nikogo. Gnom siedział zamyślony, odruchowo głaszcząc po grzbiecie Sargasa i zastanawiając się po co komuś adamantowe grudki. Owszem, metal ten był cenny, ale też i ciężki.No i czemu w stanie surowym? Nie wygodniej przetopić go na sztabki?
Niewątpliwie reszta paczuszek mogłaby rzucić światło na sytuację, więc gnomowi pozostało poczekać, aż dojadą na miejsce.
Na ulicy Szczwanych Rzemieślników znajdowała się stajnia, znajdowała się cechowa karczma i kilka zakładów krawieckich. Lecz powóz skierował się na tyły domostwa cyrulika. Bo w końcu było kogo łatać, nawet jeśli rany nie zagrażały życiu.

Pojazd przejechał przez bramę i wjechał do niewielkiego ogrodu na tyłach posiadłości, po czym brodaty sługa zamknął wrota i rzekł.- Za mną proszę, Pasqual już czeka.
Imię znane skądś gnomowi. Jean słyszał o cyruliku tak nazwanym. A gdy weszli do pokoju pełnego rozwieszonych u powały ziół, oraz dziesiątek słoików i gdy spojrzał na oblicze gospodarza, wszystko stało się jasne.


Pasqual Vernies, medyk wyższych sfer. Kiedyś. Obecnie bandytów.
Szczegółów upadku Pasquala gnom nie znał. Z tego co słyszał z plotek, to albo otruł jakąś baronową z miłości do jej córki, która wykorzystawszy go do pozbycia się mamusi wyszła za innego. Albo... co bardziej prawdopodobne, spartolił kilka diagnoz i... został zastąpiony przez sprawniejszych szarlatanów.
Bo po prawdzie cyrulicy wyższych sfer to szarlataneria, sprzedająca piguły na porost włosów, maści na zmarszczki, mikstury na wzdęcia i inne “dolegliwości” wywoływane przez siedzący tryb życia, obżarstwo i przemijające lata.

Jacoppo szybko przedstawił ogląd sytuacji Pasqualowi i ten zabrał się za łatanie Haggarda, resztę ekipy zapraszając do poczekalni.


Nie najgorzej urządzonego pomieszczenia z widokiem na ogród. Był tu stolik, krzesła, jakaś skrzynia i ściana z motywami myśliwskimi oraz kołyska. Cyrulikowi widać nie powodziło się tak dobrze, jak przy kurowaniu starych babsztyli... ale wystarczająco dobrze by utrzymać dużą posiadłość, acz pozbawioną zbytków.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 14-12-2012 o 19:22. Powód: poprawki
abishai jest offline