| Gorzka, paląca nienawiść na widok przywódców kultystów wypełzała z duszy Petru. Byli tak blisko! To nie byli zwykli Grzesznicy - to byli czempioni swych oszukańczych bożków, wybrani lub aspirujący do tego plugawego zaszczytu i udowadniający swe oddanie. Zabicie tych fałszywych proroków … dopadnięcie i rozpłatanie kalających ziemię Naz’Raghul kultystów byłoby czymś … osiągnięciem … powinien to zrobić, spróbować na chwałę Pelora pozbyć się plugastwa. Aust już zabił strażnika na dole, Grzesznicy będą wiedzieć że ktoś tu był, obecności Petru i Skuldyjczyków już nie da się ukryć. Próbował zachować trzeźwość umysłu. Nie wiedział co rytuał ma na celu, jakie diabelstwo ma przyzwać i jak wpłynie na otoczenie. A jego ciało, jakie by zahartowane i twarde nie było, było tylko ciałem. Dzisiejszego dnia walczył już kilkakrotnie, oberwał dotkliwie a jego twarz, bok, żebra … w zasadzie całe ciało płonęło bólem. Wnętrzności ściskał mu strach na widok ohydnego rytuału i myśl o tym że sam mógłby tak skończyć, krzyczący w niekończącej się agonii duszy wydartej przez demony i wydanej na ich tortury. A jednak … jakaś gorączka wsączyła się w niego i nie chciała go opuścić. Strach - a i owszem, wskazujący kierunek ucieczki ale i wyostrzający mu zmysły. Odraza na widok okropnej ceremonii, jaką odczuwać powinna każda istota której umysłu nie wypaczyło szaleństwo. Ale też żądza walki i rozlewu krwi, gdy spoglądał na kultystów tak blisko, nieświadomych śmierci czającej się za ich plecami. Podkraść się blisko, na odległość skoku - przecież dałby radę! Potężny zamach, głowa przywódcy heretyków spadająca w pył, szarża na pozostałych, krew na jego szponach i mieczu... - Co ci jest? - Rulfa szturchnięcie w bok, akurat w ranę po nożu, przywróciło mu zmysły. Jakby ktoś zdarł mu z twarzy czerwoną zasłonę. Zdał sobie sprawę że nienawiść sprawiła że szczerzy zęby wpatrując się w krąg pogan. Czym prędzej wyzwolił się spod władzy pieśni zabijania dźwięczącej w jego głowie. Było ich tylko trzech, a tamtych - dwunastu, do tego krogeyny i strażnicy... To samobójstwo! Ale jednak coś złego wewnątrz niego szczerzyło kły i budziło ryk w głębi gardła. I było gotowe rzucić go do walki z zaciekłością demona. Uspokoił się po kilku szybkich oddechach. - Dziewczyna. Chyba tylko ją jesteśmy w stanie uwolnić i obronić w czasie ucieczki. I szybko musimy się za to zabrać - mruknął. Powoli, ostrożnie wysunął palec by wskazywać w miarę tego jak plan mu się krystalizował. - Możemy przekraść się tędy - wskazał - Światło pochodni przy kręgu oślepia patrzących - mówił na tyle głośno by Skuldyjczycy mogli śledzić jego tok rozumowania i poprawiać go w razie potrzeby - Śpiew głuszy dźwięki. Może się udać. Ale jeśli dziewczyna spanikuje i krzyknie, zdradzi nas - ostrzegł posępnym tonem. - Choć gdyby zaczęła krzyczeć, to w tym miejscu wcale nie powinno to nikogo zdziwić. Mieliście jakieś ustalone sygnały w oddziale? - zapytał. Mógł sobie tylko wyobrażać co pomocnica maga przeżywa. Na jej miejscu już dawno odgryzłby sobie język albo rozerwał tętnice. - Podkradniemy się do klatki. Będę obserwował niebo i teren, dam znać kiedy krogeyn nie będzie w pobliżu i będziecie mogli zakłuć strażników, pomogę jeśli będzie trzeba - szepnął, sam zdumiewając się temu co mówił, ale prawda była taka że w ciemności czy półmroku widział zdecydowanie lepiej od Skuldyjczyków i to on powinien koordynować tę akcję. Gorsi od niego nie byli w nożowej robocie, a może i wprawniejsi. - I lepiej będzie jeśli dziewczyna was zobaczy, a nie moją gębę. Krwią nie ma co się przejmować, zbyt wiele jej rozlano - spojrzał na menhiry i przerżnięte ciała. - Jeśli będzie źle i krzyknę byście zamknęli oczy to zróbcie to bez wahania - powiedział niechętnie, bowiem nie lubił tego zdradzać - Przywołam światło Pelora które oślepi patrzących a wtedy nieprędko odzyskają wzrok w pełni. W razie czego uciekajcie z dziewczyną, odciągnę pościg. Krogeyny najchętniej atakują stadem i z powietrza, na ziemi są niezdarne, pamiętajcie o tym. - Ta wasza broń … te granaty - szepnął gdy kolejne szczegóły planu układały mu się w głowie - czy w jakiś sposób mogą same eksplodować, czy trzeba je podpalić? - Lont. Lont trzeba podpalić, a im on dłuższy tym więcej czasu upłynie od eksplozji. Jeszcze gdy Rulf to mówił Palenquianin potrząsał głową. - Więc nie wykorzystamy ich, im dłużej Grzesznicy nie będą o nas wiedzieli tym lepiej. Ruszajmy w imię Pelora, musimy się spieszyć - ponaglił i wyjaśnił - miejsca takie jak to mogą wypaczyć ciało. Im dłużej tu przebywamy, tym gorzej dla nas. Ostatnim, ponurym spojrzeniem obrzucił kultystów. - Kiedyś nie będę uciekał - szepnął z wyzwaniem w głosie. Potem popełzł przez mrok niczym wąż.
__________________ Why Do We Fall? So We Can Rise |