Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2012, 23:03   #29
Zara
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Nilfgaardczyk, oprócz posiadania zalety znacznie bardziej wprawnego posługiwania się bronią, posiadał kolejną przewagę nad drabem - był trochę szybszy, przez co mógł błyskawicznie zanurkować pod drabem i dokończyć dzieła zniszczenia, wbijając głęboko miecz w bok przeciwnika. Ten ostatecznie opadł z sił, osuwając się na ziemię, w ostatnich konwulsjach wykrwawiając się. Niedaleko, kapłan apelujący o zaprzestanie walki, zostawił Dunkena z dwoma przeciwnikami, sprytnie oddalając się od nich, by pełnić swą misję w innym miejscu na polu bitwy. Szturchnął kosturem w rękę draba, by sprawdzić, czy ten żyje. Mógł na chwilę odetchnąć, bo ręka poruszyła się w niemrawym ruchu, wskazującym na to, że drab był na pograniczu przytomności, a może i życia. Ale zaraz dzieła dokończył rozwścieczony mag, kopiąc bandytę w głowę. I to niejednokrotnie.

Bewekho, po wygrzmoceniu się na draba, razem z wbitym toporem w jego udo, pozostał w nie najciekawszej sytuacji. Leżeć i z trudem musieć wyciągnąć topór z czyjegoś ciała, to słaba pozycja wyjściowa do dalszej walki. Zwłaszcza, że oprócz powalonego, który do niczego już się nie nadawał, to przeciwników miał jeszcze dwóch. Czy tego chciał, czy nie chciał, zwróciło to uwagę reszty skleconej na szybko unii ochrony nieludzi. Dziewka, wcześniej brutalnie i gwałtownie odepchnięta na bok, teraz postanowiła wykorzystać swój sztylet. Zamachnęła się w stronę uderzającego, stojącego do niej tyłem. Zapewne ją i krasnoluda przed drugim mięśniakiem uratował mężczyzna skryty pod kapturem, w mgnieniu oka zbliżając się, zanurzając swoją dłoń w bebechach, szybko zabierając kolejne już życie na polu walki. A czym uratował wspomnianą wcześniej dwójkę? Tym, że odciągnął jego uwagę od nich, a drab, którego nie dosięgnął zamach sztyletem Nadii, chwilowo zwrócił się ku niej, co dało czas Gojojdzie na wyciągnięcie topora i rzucenie go w biodro przeciwnika. Efekt bardzo pozytywny, broń wbiła się głęboko, rzucając go na ziemię.

Kayleth, zostawiając niedobitego draba, raczej niezdolnego do walki, postanowił go nie dobijać, a zaatakować następnego, rzucając w niego sztyletem. Szczęśliwie nieco odciążył tym Dunkena, ale niestety ten i tak nie miał szczęścia. Przyjęta defensywna postawa na nic się przydała, bowiem nie był w stanie zblokować ciosu znacznie większej gabarytowo broni przeciwnika, a cios ściął go z nóg, przez co przeciwnik mógł zadać kolejny cios. Ten pierwszy mięśniak, został tak trafiony sztyletem, że również padł na ziemię. Kayleth mógł uznać to za prawdziwie szczęśliwy rzut. Choć w ciemnej aurze nie zdołał zauważyć, gdzie dokładnie wbił się sztylet. Zdecydowanie mniej szczęścia miał za to Samuel, trafiony raz, rozzłościł się, zaatakował kolejny, ale przejmując taktykę draba, kosztem swego kunsztu, źle skończył, bowiem mimo, że trafił przeciwnika, to także sam po raz kolejny oberwał, mając poważną ranę.

Mały teatrzyk odegrał nieopodal Deslan. Nie dane mu było dowiedzieć się, czy ktokolwiek spostrzegł, bo reakcja idącego z nim mięśniaka była dosyć gwałtowna. Mógł się chwilę przerazić, gdy ten na moment zawrócił, by chwycić go za szmaty, po czym, jednak nie miał zamiaru doglądać jego rany, a użyć go jako ewentualną żywą tarczę. Wychodząc na zewnątrz, widząc po raz kolejny pobojowisko, rzucił na ziemię alchemika i krzycząc do reszty, w niecenzuralnych słowach, by uciekali, sam począł czmychać, aż kurz się za nim wzmagał. Wyglądało na to, że przestraszył się zniszczenia, jakie niosła ekipa, która teraz znajdowała się przed Deslanem. Ale do akcji wkroczył ktoś jeszcze, a nawet jakieś ktosie, bo było ich co najmniej kilku...

- Stać wszyscy! Gwardia miejska, półmóżdże zbóje! Stać! - Ale jako, że mało komu uśmiechało się dać schwytać, by dać sobie wmówić nie dość, że rozróbę, to jeszcze kilka ofiar, więc nogi same składały się do ucieczki. Pytanie było, gdzie? Pewną możliwość dawała zakapturzona postać, mówiąc nie najgłośniej, acz dosłyszalnie dla wszystkich ewentualnych zainteresowanych.

- Za mną, do kryjówki. - Po czym pobiegł oczywiście w przeciwną stronę do gwardii miejskiej, ale później skręcając w stronę bardzo słabo oświetlonej uliczki, przy której znajdowało się wiele spelunowatych budynków, często pozabijanych dechami. Jeden z nich, choć wydawało się, że wejścia już nie posiadał, to właśnie posiadał bardzo mylące drzwi - właśnie przypominające, jakby były to same dechy. Tam wślizgnął się zakapturzony, czekając na resztę, która miała lekką przewagę nad gwardią, bo tamci byli w pełnym rynsztunku, nosząc na sobie porządne zbroje, co sprawiało, że biegło im się ciężko. A zdecydowana większość gonionych nie miała z tym problemu.
 
Zara jest offline