Uwolniła się od duszącej atmosfery
Isako, od jej spojrzenia, od jej słów od jej dotyku. Odetchnęła głęboko, wciągając powietrze w głąb swych płuc. Powietrze głównej sali, mieszaninę zapachów kadzideł, ludzkiego potu i kobiecych perfum. Mieszaninę jednakże dziwnie orzeźwiającą. Uwolniła się od ciężaru przebywania z osobistą yojimbo daymio. Przynajmniej dziś. Co będzie jednak jutro, pojutrze...
Co będzie, gdy nie tylko ciekawość, ale i obowiązek oraz misja każą się zbliżyć jej do tej kobiety?
Nikt nie powiedział jednak, że zadanie, które musi wykonać będzie się wiązało tylko z przyjemnościami. Czasami trzeba będzie zacisnąć zęby i poświęcić się.
Ale nie dziś, ale nie teraz...
Dziś była
Yume, dziś była rozkosznym snem i przynosiła sny. Widziała po roziskrzonym wzroku niektórych mężczyzn, iż tej nocy niewątpliwie zagości w ich lubieżnych fantazjach. Ale czy to ją martwiło? Iye.
Przemykała więc pomiędzy gośćmi i szukając kogoś kto mógłby pasować do informacji o
Ishikim uzyskanym od
Isako. Białe włosy... Niepokojący fakt.
Wszak widziała już białowłose bestie, tu w
Miyaushiro. Czy one i
Ishiki miały coś ze sobą wspólnego? Czy miały też wspólnego z
Gonzaenmonem?
Młodzian pilnował spokoju swego pana, a
Leiko miała sporo czasu. Była pewna że
Iruka zajmie uwagę
Iwori-dono jeszcze przez kilka godzin. I to na tyle skutecznie, że ów bushi nie spostrzeże braku jednej ze swych towarzyszek. Więc należało skorzystać z tej nocy ile się dało, zważywszy że nie wiadomo kiedy znów nadarzy się okazja. Spisek mnichów wszak wisiał nad jej głową.
Należało więc wykorzystać tę noc do końca. Wycisnąć z niej wszystkie soki, jak ze świeżego owocu.
Leiko zbliżyła więc się do
Gonzaenmona, uśmiechając się delikatnie i nieśmiało, przechodząc obok... Chciała sprawdzić jak bardzo sumienny jest z niego strażnik, jak bardzo odporny na kobiece wdzięki.
Nie znała go, więc najpierw chciała zebrać minimum informacji, by opracować strategię ataku. Uwodzenie wszak jest walką i jak przed każdym starciem, także i w tym przypadku dobrze jest dobrać odpowiedni arsenał sztuczek co do przeciwnika. Toteż “przypadkowo” przechadzała się w okolicy pokoiku
Umariego. I równie przypadkowo prezentowała dyskretnie swe wdzięki.
I...
Zwróciła jego uwagę.
Spoglądał na nią nieco wyniośle i pewnie i uśmiechnął się. A wtedy... zadrżała ze strachu.
Ganriki niemalże zawyło w jej głowie. Ale jakim cudem ?
Nie była wszak atakowana, tylko... czemu jej ciało drętwiało, czemu ten uśmiech zniewalał ją i to dosłownie. Stała sparaliżowana i drżąca, jak mysz pod wpływem spojrzenia węża. Nie mogła z własnej woli uczynić kroku w tył, nie mogła się odezwać. Patrzyła przerażona na jego usta, które przestały się uśmiechać, a zaczęły bezgłośnie artykułować kolejne sylaby.
Leiko padła ofiarą jakiejś klątwy. Jakiegoś ataku ze strony
Gonzaenmona, który uczynił ją bezbronną i na jego łasce. I nie mogła nic uczynić. Nie była w stanie odwdzięczyć się mu jadowitym spojrzeniem swych oczu, ani oddalić prędko, ani krzyczeć o pomoc. Była na łasce tego yojimbo. Drżąc krok za kroczkiem zbliżała się do niego.
Powoli i ostrożnie.
Myliła się siostrzyczka, myliła
Isako. Yojimbo
Hatsumy Umariego był śmiertelnie groźny, równie niebezpieczny co Oni z którymi zmierzyła się na ziemiach klanu Hachisuka.
I właśnie wpadła w jego sidła...Nieszczęsna.
Dotyk dłoni na ramieniu, ten dotyk jaki poczuła przerwał urok
Gonzaenmona. Wyrwał ją z jego transu. Przerażona sytuacją w jakiej się przed chwilą znalazła
Leiko odruchowo wtuliła się w kimono swego wyzwoliciela, byleby tylko odwrócić wzrok od
Gonzaenmona. Byle go nie widzieć.
-Przyznaję, że taka reakcja jest miła... ze strony tak pięknej kobiety. Nie powiem też, że budząca zaskoczenie... - głos który usłyszała, sprawił że w westchnęła smętnie w duchu. Ze wszystkich możliwych obrońców musiała trafić akurat na
Sagiego.
Odsunęła się lekko od mężczyzny i obdarzyła go wymuszonym co prawda, lecz promiennym uśmiechem.
To rzeczywiście był ów idealny kochanek, piękny i chłodny
Sagi, którego uroda i dumna postawa przyciągały chłopki i mieszczki do jego futonu.
Mężczyzna wpatrywał się w będącą nadal w jego objęciach
Leiko, lecz ciężko było zobaczyć choć odrobinę ciepła w jego obliczu.-
Bowiem... Nazywam się Ginamoto Sageru. Ale ty chyba to wiesz, bo mam wrażenie, że skądś cię znam, albo kiedyś już spotkałem. Bo coś w tobie, nie oblicze... ale postawa, ruchy, gesty... Coś w tobie pani wydaje mi się znajome. Sageru był kłopotem.
Leiko zdawała sobie sprawę, że ten inteligentny i zapatrzony w siebie mężczyzna nie jest tak łatwym obiektem do manipulowania jak
Kirisu Płomień. Ale znała jego słabość, jaką było przekonanie o jego własnej doskonałości. No i.. był obecnie idealną wymówką by oddalić się od
Gonzaenmona. A w tej właśnie chwili, tego właśnie
Leiko pragnęła najbardziej.
Później uwolniwszy się od
Sageru łowczyni podążała znów po jaskini hazardu, starannie trzymając z dala od niebezpiecznego yojimbo
Umariego. I podczas takich wędrówek, była świadkiem jak przez bramę wchodzi na teren posiadłości niezwykły osobnik.
Wysoki mężczyzna i jednocześnie wyjątkowo chudy. To nie była normalna szczupłość. Ów osobnik był tak wychudzony, jakby od miesięcy głodował. A ów stan podkreślała niepełna samurajska zbroja zdecydowanie za duża na niego. I w dodatku jeszcze te szpikulce na ramionach. Byłby to nawet zabawny widok, gdyby nie długie białe włosy mężczyzny opadające na twarz, plecy i ramiona.
I gdyby nie paniczny strach odźwiernych, którzy wręcz płaszczyli się drżąc ze strachu.
Ten osobnik musiał być owym straszliwym
Ishikim.
Niestety
Leiko stojąca tuż przy wejściu do głównej sali budynku nie mogła dojrzeć oblicza owego niesławnego ronina przekraczającego bramę wejściową posiadłości. Z drugiej strony, po nieprzyjemnych doświadczeniach z
Gonzaenmonem, nie miała ochoty na powtórkę.
Ishiki nie ruszył do głównej sali. Zamiast tego, przerażony na granicy histerii rosły odźwierny zaprowadził go w kierunku ogrodu. A
Leiko... przed łowczynią znów były trudne wybory.