- Kanada.. pieprzona Kanada. Czemu zawsze musi chodzić o Kanadę..
Mruknął pod nosem otrzepując swoje stylowe wdzianko z brudu. Wstał wspierając się na lasce i rozejrzał się dookoła. Polska? Tak! To był ich istny raj na ziemi. Tutaj wszyscy kradli, więc nikt nigdy nie pomyślałby, że mogły to zrobić jakieś liliputy wyłażące z dziwnych otworów w podłodze. Bywało tak, że bandami przenosili się do Polski i kradli koła w samochodach, wykręcali żarówki z latarni.. Raz nawet zakosili trójząb Neptunowi na fontannie w Gdańsku, a i tak spadło na jakichś pijanych małolatów. Po prostu żyć nie umierać.
Inaczej rzecz się miała w Kanadzie. Nie było na świecie liliputa, który lubiłby Kanadę. Tamtejsi ludzie byli.. źli. Po prostu źli. - Znam doskonały sposób, by dostać się szybko do.. Kanady - mówiąc to wzdrygnął się. - W Przyszłości mamy taką.. pewnego rodzaju sieć, która pozwala nam dostać się do Rzeczywistości.. to znaczy do waszego świata, w każdym miejscu na Ziemi.
Przypomniało mu się, jak pewnego razu wylazł z przerębla na Antarktydzie i aż do wzdrygnęło po raz wtóry. - Tylko jest pewien problem.. jesteście kapkę za duzi, żeby dostać się do Przyszłości..
Mróz zakręcił mu w nosie. Nie zdążył zakryć ust dłonią (każdy liliput jest dobrze wychowany, nie ma to tamto) i kichnął niespodziewanie głośno. Los chciał, ze fala dźwiękowa przeszła przez spiralę w jego lasce (którą swoja drogą dostał tuż przed wyruszeniem na misję ratunkową od maga), co wywołało jakąś dziwną anomalię. Dźwięk zamienił się w światło, którego wiązka ugodziła prosto w brzuch Mr. Sainta. W pierwszej chwili zdawać się mogło, że Saint zniknął, ale po dokładniejszym obadaniu sprawy można było zauważyć w miejscu, w którym stał, jego idealną miniaturkę. - Osz w mordę.. |