Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2012, 11:19   #78
Shooty
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
Obiad był przepyszny. Pani Johnson postarała się i przyrządziła im typowy, ale wciąż niedościgniony posiłek podawany najczęściej właśnie na rodzinnych spotkaniach. Zupa przygotowana na przystawkę okazała się wyśmienita. Pieczony indyk kusił ich już samym zapachem, ale na szczęście szybko przekonali się, że to nie jedyny jego atut. Podobnie było z wyglądem deseru - ręcznie robionym tortem o monstrualnych rozmiarach.

W trakcie spożywania ciasta zadzwonił dzwonek do drzwi. Gospodyni poszła je otworzyć.

- Kochanie, to ktoś do ciebie! - zawołała po chwili.

Mężczyzna wytarł usta serwetką i wstał, kierując się w stronę wyjścia. Alison przełknęła jedzenie i gwałtownie odłożyła łyżkę, wyciągając palce w stronę skroni.

- Coś mi tu nie gra... - zaczęła, masując je. - Zaraz... Nie! Nie idź ta...

Było już za późno. Rozległy się strzały, a kobieta poczuła, jak dwie astralne dusze przepadają w nicość. Wszyscy momentalnie wstali i jak z procy wyskoczyli z pokoju, po czym rzucili się w stronę tylnego wyjścia. Byli tuż przy nim, kiedy Alison przypomniało się o jeszcze jednej osobie:

- Zaczekajcie! Przecież na górze jest ich syn!

******


Reaper wszedł do gabinetu Roberta Jeffreya bez aprobaty ze strony sekretarki. Na szczęście minister we własnej osobie udzielił mu już na to pozwolenia, więc nie spodziewał się żadnych konsekwencji.

- Panie ministrze! - zaczął salutem.

- Proszę usiąść, panie pułkowniku - przywitał go mężczyzna, wskazując fotel naprzeciwko jego biurka.

Reaper wykonał polecenie, po czym rozpoczął nieformalny raport:

- Strażnicy naszego głównego centrum medycznego zgłosili ucieczkę Matthewa Abate'a, ostatniego królika do badań. Zostali o tym poinformowani przez jednego z pracowników tego działu po tym, jak ten nie odnalazł go na stole operacyjnym. Mieli się go pozbyć na stałe jeszcze wczorajszej nocy.

- Wcześnie im się przypomniało, żeby to zgłosić - prychnął zdenerwowany Jeffrey. - Zwłaszcza że w tym czasie zdążył już zabić bohatera mutantów, kilkoro policjantów, ekipę telewizyjną i rozwalić pół laboratorium medycznego. Śmieszy mnie to, że jego ucieczka wymaga w ogóle jeszcze zgłoszenia.

- Jest coś jeszcze. Profesor Greenwald nie pojawił się dzisiaj w pracy.

Minister drgnął. Widać było, że informacja go zaskoczyła.

- Zabrał coś ze sobą?

- Nie, zostawił wszystkie notatki na swoim stoliku, włącznie z owocem jego pracy.

- Bystry chłopak, musiał się domyślić, że nie pozostawimy go żywego... Czy inni naukowcy znają jego metody?

- Niestety, tylko on potrafił wytworzyć lek, a nikomu nie podał instrukcji. Właśnie dlatego go wybraliśmy. Był wybitną jednostką w tym zakresie.

- Cholera. Na ile osób starczy tej substancji?

- Dziesięciu wojskowych.

Robert Jeffrey zamyślił się, kładąc łokcie na stole i podpierając brodę rękami.

- Nie ma na co czekać. Musimy zacząć teraz, zanim jakaś banda popaprańców w stylu Abate'a zdecyduje się wysadzić laboratorium w powietrze. Wybierzcie dziesiątkę najtwardszych psychicznie i najlepiej wyszkolonych ludzi i wyślijcie naukowcom. Przyszedł czas, żeby nasza armia zrównała się z pierdolonymi dziwakami latającymi po mieście.

******


Stali w długiej sali używanej przez ludzi Makarowa jako strzelnicy. Za nimi były tarcze i stanowiska strzeleckie, a przed - stojaki, gabloty z bronią wszelakiej maści. Od pistoletów, przez uzi, po karabiny maszynowe. Do wyboru do koloru.

- Masz swoich odmieńców, Abate - mruknął Rosjanin, wskazując na dwójkę przyprowadzonych ludzi.

Pierwszy był krępym, niskim "karkiem" z zarostem w stylu soul patch. Wydawał się równie głupi jak silny, ale przecież Matt nie szukał inteligentów. Podobne wrażenie sprawiał drugi, choć stanowił niejako jego przeciwieństwo. Wysoki i szczupły, żeby nie powiedzieć wątły, facet z kozią bródką nie pasował do swojego bandyckiego towarzysza.

- Pokażcie, co potraficie, chłopaki.

Numer jeden napiął się, a z jego ciała wyszły kamienne kolce. Następnie machnął rękę w stronę jednej z tarcz. Wystrzelone z ręki szpikulce wbiły się w nią w równej pionowej kolumnie. Drugi zawył i momentalnie zmienił się w potwora, którego Abate dotąd widywał tylko na filmach - wilkołaka, a z ludzkiego skrzeku jego głos przeszedł w przerażający, zwierzęcy warkot.


Matt uśmiechnął się. Właśnie takich ludzi szukał.

- Coś ich tu mało, nie sądzisz?

- Kiedy ludzie orientują się, że mają moce pozwalające im na dominację, nie chcą już być pod czyjąś banderą. Większość takich ode mnie odeszła, zostali tylko ci... Na szczęście znam wiele organizacji, gdzie z pewnością znajdziesz podobnych sobie. A teraz, kiedy masz już kilku towarzyszów, przekonanie ich panów nie powinno stanowić dla ciebie problemu.
 
Shooty jest offline