Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2012, 19:39   #25
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
kanna & Kerm

Podróż do Okohamy upłynęła Nathalie na przyjemnym nic nie robieniu. Dawno nie maiła już takiego czasu, ze nikt od niej nie oczekiwał niczego specjalnego i mogła się zając samą sobą.
Skromne warunki sanitarne wydały się jej z początku nawet zabawne, zaczęły doskwierać dopiero po kilku dniach. Kołysanie nigdy jej nie przeszkadzało, wszelkie choroby omijały ją szerokim łukiem, choroba morska również.
Próbowała – bezskutecznie niestety – wyciągnąć z dr Chance jakieś informacje na temat ojca. Zaproponował jej naukę rosyjskiego, oraz wieczorne opowieści o tajdze. Miał drażniącą umiejętność snucia rozwlekłych odpowiedzi, w których przekazywał mnóstwo wiedzy i pustych frazesów - wszystko, poza odpowiedziami na jej pytania. Nieufność do doktora zwiększała się, o wydawał się tego nie dostrzegać, nieodmiennie traktując ją z drażniącym szacunkiem i atencją.

Spędzała więc czas na snuciu się po okręcie (morska bryza miała podobna znakomity wpływ na cerę) i wymawianiu się kolejnym zaproszeniom do baru – nie przepadła za alkoholem. W wolnych chwilach – a głównie z tych składała się podróż – zabawiała się niezbowiązujaco flirtując z Mackiem. Uczyła mężczyznę tańczyć (wkrótce zaczął osiągać całkiem niezłe rezultaty) i łagodnie droczyła się nim wypowiadając mu nikłe doświadczenie w kontaktach męsko-damskich, skoro jej małą scenkę pod toaletą określił mianem „pocałunku”.

W końcu! Z radością, pomieszaną z ekscytacją wpatrywał się w pojawiając się nabrzeże. Wkrótce miała się spotkać z ojcem,

***

- Nie przyjechał – te słowa wypowiedziane przez B. E. Chance zwisły w powietrzu, przy wspólnym lunchu dzień później.

- Henryk Michalczewski – wyjaśnił B.E. Chance. – Powinien być tutaj już od tygodnia. Ale go nie ma – dodał nieco niezdarnie, co zdradzało jego prawdziwe zaniepokojenie.

Nathalie zastygła za sekundę z uniesionym widelcem. Chance próbował – swoim zwyczajem – jakiś mętnych wyjaśnień, ale dziewczyna zrozumiała, ze doktor nic nie wie, a w głowie zaświtała jej myśl, ze prawdopodobnie nic nie wiedział od początku.

- Dobra – zdecydował B.E. Chance. – Poczekam do czwartej a potem przespaceruję się do tych znajomych. Chętnie z jednym lub nawet dwoma panami. Ci znajomi, wiedzą panowie, nie są zwykłymi ludźmi. Mają troszkę szemranych spraw na sumieniu i wolałbym nie chodzić sam do nich bez zapowiedzi.

Posiłek niezbyt Jamesowi smakował. W żołądku wciąż czuł nudności po wczorajszej imprezie. Jadł co popadło i ta mieszanka zdecydowanie mu zaszkodziła. Nie umknęło jednak jego uwadze, to że wuj się czegoś obawiał. Gdy B.E. poprosił o pomoc Mac od razu odpowiedział:
- Nie ma sprawy. Pójdę z Tobą. Jeśli to podejrzane typki faktycznie lepiej żebyś nie szedł sam.

- Ja również z chęcią dołączę - powiedział Ian. - W końcu niedobrze by było, gdyby szefowi ekspedycji coś się przydarzyło.

- Dobrze. Zatem spotkajmy się w lobby hotelu o, powiedzmy trzeciej trzydzieści. Jeśli ktoś z was, panowie, zabrał jakąś mniejszą niż myśliwska broń, to lepiej mieć ją przy sobie.
- Ostatnie zdanie dodał ciszej.

Ian skinął głową. Skoro doktor miał znajomości w podejrzanych kręgach, to warto było się jakoś zabezpieczyć.

- Zostawiłem pugileres w pokoju. - Pospiesznie sprawdził kieszenie. - Przepraszam, zaraz wracam - dodał, podnosząc się od stołu.

Nathalie była wściekła. I rozgoryczona. Czuła się - choć wiedziała, że to absurdalne - oszukana przez Chanse’a. I ta wściekłość była w tym momencie silniejsza niż obawa o ojca.

- Przepraszam, potrzebuje wykonać kilka telefonów - powiedziała ciskając gwałtownie serwetkę na stół - kieliszek stojący przewrócił się i napój rozlał na obrus.

- Jeśli pozwolisz, odprowadzę cię - zaproponował Ian, uprzejmie odsuwając krzesło Nathalie.

- Będzie mi bardzo miło, Ianie - skłamała gładko Nathalie i ruszyła, bez pożegnania, w stronę wyjścia z restauracji.

Ian skinął głową reszcie towarzystwa i ruszył za dziewczyną. Miał niejasne wrażenie, że jego towarzyszka jakby nie miała nastroju do rozmowy. Poza tym co miał powiedzieć w takiej sytuacji?
W milczeniu przemierzyli hol i skierowali się do windy.
- Trzecie piętro - zadysponował Ian, gdy windziarz zamknął za nimi drzwi.

Winda poruszała się szybko i bardzo cicho. Mimo to mieli wrażanie, ze podróż ciągnie się w nieskończoność. Prawdopodobnie był to wpływ miłej atmosfery i wzajemnego zrozumienia. Nathalie rzucała w koło wściekłe spojrzenia, ale wrodzona (lub wyuczona, trudno stwierdzić) uprzejmość kazała jej powstrzymywać się od uwag. Miała świadomość, że Ian - ani tym bardziej windziarz - nie są winni sytuacji, w której się znalazła. Co nie zmieniało faktu, że chętnie użyłaby ich jako odgromnika. W końcu mężczyźni do tego służą, czyż nie?

Winda dojechała na piętro, windziarz otworzył drzwi. Wyszli na korytarz i skierowali się w lewą stronę - ich pokoje mieściły się na samym końcu korytarza.
- Nie krępuj się - powiedział Ian, gdy zamknęły się za nimi drzwi windy. - Nie tłum w sobie złości. Nie pogniewam się, nawet jeśli to na mnie spadną gromy.
Lepsze to, niż żeby Nathalie zdemolowała pół pokoju, czy potłukła hotelowe lustra.

Nathalie spojrzała na mężczyznę przelotnie.
- Sądzisz, ze znasz się na kobietach, prawda? - rzuciła.

Ian pokręcił głową.
- Są i będą dla mnie wieczną zagadką - odparł. - A jeśli kto mówi, że zna się na kobietach, to zapewne mniej czy bardziej świadomie mija się z prawdą.
- Nie dość, że spostrzegawczy, to jeszcze inteligentny... - napięcie widoczne na jej twarzy zmniejszyło się. - W normalnych warunkach byłbyś bardzo niebezpiecznym mężczyzną, Ianie. Przepraszam, zwykle panuję nad nerwami.

Ian uśmiechnął się lekko.
- Jesteś i tak opanowana - stwierdził. - Znam kilka kobiet, które już tam, na dole, zrobiłyby awanturę.
- Byłam bardzo blisko
- odwzajemniła uśmiech. - Ale... - dalszą konwersację przerwał im mężczyzna, który wypadł zza kolejnego załomu korytarza. Minął ich szybkim krokiem zmierzając w stronę wind i schodów.

- Tam są tylko nasze pokoje - zauważyła Nathalie.
- Poczekaj, proszę - powiedział cicho Ian i szybko ruszył za Japończykiem, który raczej nie wyglądał na kogoś z obsługi hotelowej.
Nathalie ani myślała czekać. Szybko podążyła za mężczyznami, pilnując bezpiecznego dystansu kilku kroków za Ianem.

Japończyk ruszył w stronę schodów. Powoli zaczął iść w dół. Niespiesznie, nie zwracając na siebie uwagi postronnych osób.

Ian zatrzymał się i poczekał na Nathalie.
- Idź przodem - szepnął. - Jakbyś była na mnie zła. Ja cię dogonię, a potem zobaczymy, co on zrobi. Może mu podłożysz nogę - dodał z uśmiechem.
- Chodź - powiedziała Nathalie i pociągnęła go na schody.

- Oszukałeś mnie! - krzyknęła głośno - Zapewniałeś o swojej miłości a sypiałeś z z tamtą lafiryndą! Nie chcę Cię znać! - pchnęła Iana i zbiegła w dół po schodach.
Przebiegając obok Japończyka potknęła się, zachwiała i wpadła na niego.

- Poczekaj!
- zawołał za nią Ian, nie od razu ruszając w pościg. - To nieprawda! Ja nigdy...
Dopiero teraz ruszył biegiem za Nathalie.

Azjata nie przejął się sceną, na którą rzucił tylko krótko okiem kierując się dość szerokimi schodami w dół tym samym tempem. Kiedy dziewczyna wpadła na niego, ten odruchowo podtrzymał ją. Poczuła jego małe, ale silne dłonie obejmujące ją w talii. Przy czym powiedział coś gwałtownie w swoim języku.
- Puszczaj! Co za cham! - rzuciła Nathalie i szarpnęła się raz i drugi, ale tylko po to, żeby ustawić się w taki sposób, żeby przyblokować schody. Przytrzymała się jedną ręką poręczy.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline