Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2012, 21:34   #2
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Vincent Fox

Niby normalka. Jak zawsze. Jak co dzień. Pomoc przy przesłuchaniach kultystów podejrzanych o szaleńcze plany zniszczenia Londynu. Fang bangerów – miłośników, którzy za możliwość ukąszenia przez wampira, pochłeptania przez pijawki ich krwi, sprzedawali swoje ciała. Dosłownie.
Dzień, jak co dzień.

Jak zawsze.

Ale coś wisiało w powietrzu. Jakieś nieuchwytne napięcie. Zauważalne w twarzach „dinozaurów” – tych nielicznych Łowców, którzy pracowali w MRze od jego powstania. Czyli chyba gdzieś od 2018 roku. Zauważalne w ich ukradkowych, niespokojnych spojrzeniach koordynatorów wymienianych na korytarzach.

Vincent był wyczulony na te sprawy – prawdopodobnie efekt uboczny – chciany czy też nie – jego talentu Żagwi.

Coś wisiało w powietrzu.

Jadł lunch tam gdzie zawsze. W miłej knajpie niedaleko Cannon Street. Prowadzonej przez dawnego łowcę. Z miejsca, które zajmował mógł bez trudu obserwować taniec śniegu z deszczem padający od kilku dni. Temperatura bliska zera Celsjusza. Zimno. Szczególnie jak na Londyn z jego klimatem.

- Czwarta? Czyja – mimochodem posłyszał fragment rozmowy toczonej kawałek dalej przez dwójkę doświadczonych łowców. Znał ich z widzenia.
- Charlsa Meyersa. Kojarzysz – wyjaśniał kompanowi niski, szeroki w barach egzekutor z połamanym nosem.
- Znam. Ten od akcji w Pudle?
- Ten sam – potwierdził egzekutor.
- Kurwa – szczupły rozmówca o niezdrowej cerze i szpiczastej brodzie „ala Lenin” podsumował sprawę elokwentnie. – Myślisz, że chodzi o nas? Regulatorów?
- Pewnie tak. Dzieciaki zawsze były pogryzione. Tak słyszałem.
- To na co jeszcze czekają nekromanci. Powinni przycisnąć ssaki. Jebnąć tak porządnie w kilku baronów. Niech się, kurwa, zajmą sprawą, albo, kurwa, wracają do piachu, gdzie ich miejsce.

Dalej już nie rozmawiali. Szczupła Molly – kelnerka – przyniosła steki. Luksus, szczególnie teraz, gdy zapasy jedzenia były mocno ograniczone przez utrudnione dostawy. Na terenach rolniczych było gorzej niż w mieście. Śniegi zasypały drogi, a zarządcy miast bali się tracić cenne zasoby ropy na uruchomienie ciężkiego sprzętu. W każdym razie ceny mięsa i podstawowych produktów żywnościowych poszły ostro w górę. Ale pracownicy MR-u zarabiali tyle, że nie musieli się martwić o brak gotówki.

Po lunchu Vincent wrócił do pracy, gdzie zastał krótką informację od swojego koordynatora.

Cytat:
Regulator Vincent Fox: Odprawa o 15.45. W sali odpraw numer 8.
Miał jeszcze pół godziny czasu.

Ava Rose

Woda, zabarwiona na różowo, spływała po ciele Avy do odpływu. Krew nie należała do niej. Należała do jakiegoś GSRa, którego imienia nie znała, a któremu pół godziny temu rozszalały loup-garou odgryzł rękę w łokciu. Tego samego bydlaka Ava rozwaliła krótką serią z pistoletu maszynowego – załadowanego oczywiście srebrnymi pestkami. Seria z bliskiej odległości a potem srebrne ostrze regulaminowego, posrebrzanego krótkiego miecza, dokończyło sprawę.

Krótki hyperadrenalinowy haj spowodował, że Ava marzyła o ciepłym kubku, czekoladzie i jajecznicy. Dziwne połączenie. Może była w ciąży?

Akcję na renegacie – łaku uznać było można za udaną. Co prawda zapewne ichni „król”, będzie coś pierdzielił o złamaniu zasady „pierwszych łowów”, ale trudno się mówi. Jeśli jakiś kelnerzyna ukrywa swoją tożsamość i podczas przerwy na lunch wdaje się w sprzeczkę z kumplem ze zmywaka, kończąc ją wybebeszeniem nieszczęsnego antagonisty, to nie ma czasu na coś takiego, jak ceregiele. Rozszalały psołak w centrum ruchliwej ulicy, zaszczuty w magazynie gdzie pożywiał się swoją ofiarą, to nie przelewki. Od tego właśnie są regulatorzy. Walić politykę.

Woda stała się zimna, ale Avie to nie przeszkadzało. Wyszła spod prysznica sięgając po ręcznik i zmienny strój. Sprzęt bojowy musiała wyczyścić. Obok, nie przejmując się swoją nagością, kąpiel kończyli inni członkowie składu uderzeniowego Grupy Szybkiego Reagowania – trzech dobrze zbudowanych, apetycznych facetów, ukradkiem zerkających w stronę Rose. Nie przeszkadzało jej to.

W biurze, wielkim pomieszczeniu, które współdzieliła z piętnastoma innymi łowcami było prawie pusto. Tylko dwóch ludzi pracowało nad jakąś sprawą, siedząc przy jednym ze stołów i dyskutując nad czymś głośno. Ojczulek i Nekromanta. Inteligenci. Tacy najczęściej traktowali Egzekutorów jak coś pomiędzy tępym osiłkiem, a przydatnym ciężkim karabinem maszynowy. Ale kiedy przychodziło, co do czego, to zawsze liczyli na wsparcie tego „mięśniaka”.

Na jej stoliku leżała typowa kartka informacyjna, przyniesiona zapewne prze jakiegoś gońca.

Cytat:
Regulator Ava Rose: Odprawa o 15.45. W sali odpraw numer 8.


Sir Daniel Hensington

Duch wydał z siebie dziwaczny dźwięk – coś jakby ktoś wysypał ciężarówkę szkła na blachę i ... znikł. Daniel drżał. Jego drobne ciało weszło w jakieś dziwne wibracje. Jak kamerton.

„Partyjka” jaką rozegrał w tym mieszkaniu nie była prosta. Ale Echo zostało załatwione. Paskudny smród, który dusił, dławił, niemalże wywracał żołądki na drugą stronę, znikł. Tak jak wywołujący go Bezcielesny.

Swoją drogą to nawet ciekawe – przemknęło prze myśl Sir Hensingtona – skąd się wziął smród. Mąż, który wrócił nie mył się. Czy po prostu był złośliwym kutafonem.
Egzorcysta zebrał karty i wyszedł z mieszkania, gdzie czekała już cała rodzina zamieszkująca lokal. Matka i dziewiątka piegowatych, obdartych dzieciaków w przekroju wiekowym od trzech do czternastu lat. Ich ojciec nie wytrzymał. Powiesił się pięć dni temu w kuchni. A dwie noce później powrócił. Jako Echo. W końcu rodzina Braniecky wezwała regulatora, bo nie stać ich było na usługi prywatne. Przyjechał Daniel z obstawą dwóch GSR-ów przydzieloną mu chyba jedynie po to, aby nikt na tej dzielnicy, nie zabrał mu jego płaszcza i portfela, i rozegrał krótką partyjkę pokera z Echem. Po temacie.

Ale, kiedy w asyście dwóch milczących GSR-ów, Egzorcysta wracał do samochodu stojącego na pustej, pełnej paskudnych czynszówek ulicy, mijając brudne kałuże błota pośniegowego, był już zupełnie pewny jednego. Koordynatorka – Tiara Diamond – nie cierpiała go, jak zapewne nie cierpiała wszystkich facetów, a szczególnie tych z wyższych sfer. Echo nie stanowiło wyzwania i większość dyżurnych egzorcystów MR-u poradziłoby sobie z nim bez trudu. Ale nie – Tiara musiała wysłać do zawszonej, zimnej, zapleśniałej, cuchnącej nory właśnie jego. A może po prostu chciała mu udowodnić, że nie da sobie rady i że nie jest to praca dla niego - syna lorda?

Droga do MRu minęła im bez problemów. Ulice były niemal puste. Problemy z dostawami skłaniały do oszczędności w kwestiach benzyny. Oszczędzano na wszystkim od listopada. Awarie i wyłącznie prądu czy ogrzewania były normą w tych gównianych, przeklętych przez Niebiosa czasach.

W MRze siadł do pisania raportu, by mieć to z głowy. Jednak na stole czekała na niego karta informacyjna. Krótka, podpisana przez koordynatora Davida Stroffa zwanego „Wesołym Davym” ze względu na obrażenia twarzy układające się w szerszy uśmiech.

Cytat:
Regulator Daniel Hensington: Odprawa o 15.45. W sali odpraw numer 8.

Vannessa Billingsley

Destylator powoli wytwarzał swoją zawartość. Vannessa – ubrana w roboczy fartuch – przyjrzała mu się uważnie, upewniając się, że płyn skrapla się jak należy. Siostrzyczki potrzebowały sporych zapasów „anielskich łez”. Esencja stanowiła bazę wielu ich balsamów, maści i płynów, które potem trafiały w ręce potrzebujących wsparcia Łowców. W terenie zapasy od Ojczulków mogły zdecydować o czyimś życiu i śmierci.

Z destylatem wszystko było w porządku i Vannessa mogła przespacerować się pomiędzy pólkami, gdzie pod gorącym blaskiem specjalnych lamp, kwitły cenne rośliny. Próżno byłoby szukać większości z nich w książkach sprzed 2013r. A i w tych po Fenomenie Noworocznym niektórych ziół nie było. Bowiem roślinki te pojawiły się wraz z Odmieńcami. Pochodziły najpewniej z Krainy Wróżek, z Nibylandii, do której śmiertelnicy, nawet tacy jak Vannessa, wstępu nie mieli. Billingsley lubiła przyglądać się tym okazom nowej flory. Dziwnym kształtom kwiatostanu, barwom liści. To było troszkę jak zapuszczenie się na inną planetę.

Jej praca dla MRu zaczęła się niedawno. Nie była dla „starych” Łowców na tyle godna zaufania, by wysłali ją „w teren”. A może była przewrażliwiona? Może chodziło jedynie o to, że Fae nie sprawiali takich problemów jak Martwi. Odmieńcy siedzieli cicho. Skupieni wokół kilku lokali lub – nawet częściej – ukryci przed wzrokiem śmiertelników. Ale ona wyczuwała ich. Czasami, idąc ulicą, lub korzystając ze środków transportu publicznego, po prostu wiedziała, że starsza pani siedząca z torbą na kolanach jest Fae, że grajek grający na skrzypcach w przejściu do metra jest sithe, że kierowca rykszy pod jedną z knajp jest kolejnym z Ukrytych. Czy Odmieńcy szukali symbiozy? Drogo do adaptacji? Czy wręcz przeciwnie – coś kombinowali i w ukryciu knuli mroczne spiski przeciwko ludziom. Nie wiedziała. Ale śmiertelnicy mieli swoje zdanie. W lokalnej prasie często poruszano temat spisków fae. Rzekomych. Mur w Szkocji miał być tego przykładem.

Pojawienie się gońca w „jej piwnicy”, gdzie zajmowała się destylatami razem z sympatycznym staruszkiem – Williamem Forestem – Ojczulkiem który dzisiejszego dnia musiał wyjść wcześniej na czyjś pogrzeb – zaskoczył ją kompletnie.

Jeszcze bardziej zaskoczyła Vannessę przyniesiona przez niego informacja.

Cytat:
Regulator Vannessa Billinsley: Odprawa o 15.45. W sali odpraw numer 8.

Podpisano: Koordynator Alfred Rough
Za pół godziny. Musiała znaleźć kogoś kompetentnego, kto przejmie destylatorium. Normalnie zająłby się tym Will, ale staruszka nie było.


Emma Harcourt

Wróciła z herbaciarni czując, że przemarzła po drodze. Pogoda nie rozpieszczała londyńczyków. A ponoć wokół stolicy było jeszcze paskudniej. Emma słyszała od Maxa Toppera – swojego przyjaciela za sprawą magii Mythosa przeistoczonego w Odmieńca, – że w Radzie Bezpieczeństwa Londynu pojawiły się hipotezy, iż za ostrą zimę odpowiadają jacyś Odmieńcy – sithe czy podobne. Zjednoczony Kościół Druidyczny – rosnące w siłę ugrupowanie religijne łączące się z wiccanami poglądami na siły natury – oponowali, że to zwyczajna zima. Że nie ma nic wspólnego z Faerie, lecz jest z winy ludzi, którzy odwrócili się od Matki Ziemi. Od duchów natury. Tak, czy siak, było zimno i mokro. I nic tego nie zmieniało.

W swoim biurze, gdzie akurat pracowała nad dwoma sprawami analitycznymi, czekała na nią informacja

Cytat:
Starszy Regulator Emma Harcourt: Odprawa o 15.45. W sali odpraw numer 8.

Podpisano: Koordynator David Stroff

Wszyscy

W sali numer 8 wyraźnie oszczędzano na ogrzewaniu. Okna wychodzące na róg Cannon Street i Dowgate Hill pokrywały smugi deszczu, a na parapetach zalegała cieniutka warstwa zmarzniętego, brudnego śniegu.

Prowadzącym odprawę dla piątki łowców miał być najwyraźniej David Stroff. Czterdziestoośmioletni, wysoki, posiwiały, z twarzą wykrzywioną w parodii uśmiechu – efekt rany odniesionej podczas służby regulatora. „Wesołek”, „Wesoły Davy”.

- Witam panie i panów – powitał koordynator piątkę zebranych regulatorów.

Trzy kobiety i dwóch mężczyzn.

- Zostaliście przydzieleni do delikatnej sprawy. Nosi kryptonim „Nasza krew”. Tutaj macie akta sprawy. Jeden egzemplarz, bo powielacze nam wysiadły. Technicy nad nimi pracują.

Zakaszlał w skuloną pięść. Widać i jemu przeszkadzał chłód sali odpraw. To był plus. Odprawa szybciej się skończy. Oficjalnie Regulatorzy zatrudnieni w Ministerstwie pracowali od ósmej do piątej z godzinną przerwą na lunch. Ale, tak naprawdę, nikt nie przestrzegał godzin pracy. Bo często trzeba było działać nocą. Więc nawet jak ktoś przywlókł się do roboty o 14.00, nikt się nie czepiał. Ważne były efekty, nie czas. A płacono naprawdę nieźle.

- W przeciągu dwóch ostatnich nocy w Londynie zabito w podobny sposób cztery młode kobiety. Wiek od piętnastu do dwudziestu siedmiu lat. Wykrwawione przez wampiry. Problem jest taki, że wszystkie ofiary to córki pracowników Ministerstwa. Regulatorów w czynnej służbie. Waszych kolegów i waszych koleżanek. Adella Watkins, Ewa de la Orre, Pippa Andrus i ostatnia Oktavia Drumright. Zabite we własnych mieszkaniach. Nocą. Cechą wspólną jest pewien przeklęty przedmiot. Mały kamień z misternym wzorem ostu. Szkocja. Najpewniej Zza Muru. Skontaktowaliśmy się z tamtejszymi Łowcami, ale jeszcze nie mamy odpowiedzi.

Pokazał czarno – białe zdjęcie wspominanego przedmiotu.

- Regulatorzy, których dzieci zginęły nie pracowali razem nad żadną wspólną sprawą. Nie ma więc punktu zaczepienia. Ze względu na sytuacje i możliwość prowadzenie przez nich śledztwa na własną rękę sprawa objęta jest klauzulą poufności, co oznacza, że o jej postępach możecie rozmawiać jedynie w zespole oraz ze mną. W teczce znajdziecie adresy ofiar. Sprawy na razie tkwią w miejscu. Jednak macie szybko ruszyć ją do przodu. Ciała są w kostnicy MRu. Egzorcyści i Wiedźmy próbowali kontaktu spirytystycznego, lecz bez rezultatu. Możliwe, że to jakiś rytuał. Wszelkie ślady wskazują na wampiry, lecz żaden z baronów rzekomo nie wie nic na ten temat. Jeśli macie kontakty w ich kręgach, nie wahajcie się ich użyć. Wiecie, jak poważna jest ta sprawa. Kilka lat temu uderzono bezpośrednio w pracowników MRu. Zamachy na naszych ludzi spowodowały śmierć wielu dobrych łowców. Ale spowodowały również inną rzecz – wielu ludzi odeszło ze służby. Teraz może być podobnie. Jeśli nie potrafimy objąć ochroną członków waszych rodzin, waszych najbliższych, to wielu dobrych pracowników może stwierdzić, że ich praca naraża kochane osoby i rzucić ją. To oczywiste. Stąd klauzula poufności. Nie wahajcie się przyjść do mnie, gdyby był potrzebny jakikolwiek nakaz. Dostajecie, jako zespół, do pracy pokój numer 245.

Ci, którzy pracowali dłużej w MR-ze znali ten pokój. Na uboczu. Powierzany do trudnych, wymagających dyskrecji spraw. Aby dostać się na korytarz, gdzie on się znajdował, trzeba było przejść wewnętrzny punkt kontrolny i okazać specjalną przepustkę.

- Przepustki wewnętrzne macie w aktach. Macie tam też listę ich odbioru. Podpiszcie nim wyjdziecie z sali odpraw.

Zakaszlał.

- To chyba wszystko. Czy macie jakieś pytania?
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 16-12-2012 o 22:20. Powód: styl
Armiel jest offline