Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2012, 23:45   #92
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Mag spokojnie usiadł z powrotem na koźle, zastanawiając się przez moment.
- Będziemy jechać przez dzielnice dokerskie. - stwierdził, nie patrząc na chłopaka. Dokerska pełna była miejsc nadających się do zaatakowania... ale Gregor był gotowy na ewentualne zasadzki. Był także pewien że ewentualni atakujący nie byli gotowi na niego.

Chłopak spojrzał krótko na swojego tymczasowego przełożonego i wzruszył ramionami, smagając lejce.

-Jak sobie pan życzy...

Kilka minut zajęło zbliżenie się do zakrętu, pomiędzy stojącymi na drodze wozami oraz dyliżansami. Kolejnych dziesięć minut natomiast było konieczne do wyjaśnienia obwiesiowi ze świniami na wozie, że droga jest dwukierunkowa a on stoi nie na swoim pasie. Prawda, wymagana była interwencja krążących niedaleko strażników miejskich, gdy cham zaczął wywijać batem i odgrażać się wszystkim którzy uważali że postępuje "wbrew zasranemu prawu mieszczuchów które se mogą w dupę wsadzić" ale w końcu wóz pod opieką Eversora zagłębił się pomiędzy budynki, mijając przy tym pki ludzi zajętych swoimi sprawami.

Handel, złodziejstwo, kurierstwo i kurestwo. Ot, popularne biznesy w nowoczesnych czasach. Wszystko jednak wedle wysokich standardów jakie narzucało Conlimote. Słaby handlowiec, marny złodziej, powolny kurier czy brzydka dziwka nie mogli liczyć w stolicy na cokolwiek po za nędzą.

Mag nie mógł się powstrzymać przed refleksją. Jak zawsze, życie pozostawiało po sobie nie najlepsze wrażenie. Każdy człowiek którego mijali po drodze wbiłby drugiemu nóż w plecy, gdyby tylko myślał że ujdzie mu to na sucho. Wszyscy oni byli prowadzeni przez swoje egoistyczne pobudki. A jednak, miasto to zmieniało. Gigantyczny lewiatan społeczny, społeczeństwo funkcjonujące jako jedna istota. Ile razy to widział? Niemalże zawsze napadano tu na przyjezdnych, prawie nigdy na miejscowych. Cywilizacja pozostawała największym potworem ludzkości. Jeśli człowiek nie był ostrożny, miasto mogło go pochłonąć. Najlepsi, jak on sam, byli w stanie służyć innym, stwarzać pozory, jednocześnie służąc tylko sobie.
Tacy byli potworami doskonałymi. A w ciszy swoich komnat mogli cicho śmiać się z żałosnych głupców otaczających ich ze wszystkich stron.


Po kilkunastu minutach, kiedy to wóz zbliżył się do tych bardziej odludnych części dzielnicy Dokerskiej, Eversor uśmiechnął się lekko kiedy to na drodze trupiarki stanęło trzech mężczyzn, mających za plecami postawiony w poprzek drogi wóz.

No tak, idealne przykłady potworów z przemyśleń maga.

Te jednak nie były doskonałe. Ot, trzech zakapiorów w skórzanych kubrakach i z kapturami na głowach. Ten po środku miał na twarzy chustę, jegomość po jego prawej krzaczastą brodę a ten z lewej był tak tak wychudły że w cieniu kaptura widoczny był tylko czubek jego nosa.

-Witam, drodzy przyjaciele.- ten w chuście uśmiechnął się, rozkładając ręce.- Co takiego wieziecie na tym wózeczku?


Gregor uśmiechnął się delikatnie w odpowiedzi. Przebiegł myślami szybko, powtarzając wszystkie znane sobie czary.
- Ciała, drogi przyjacielu. Ciała. - odpowiedział złowieszczym tonem, w dalszym ciągu się uśmiechając.

-Och, trupy wieziesz?- bandyta westchnął, jakby był to wielki nie takt ze strony Gregora.- A czy wiesz że niektórzy krzywo patrzą na to co dzieje się w tym całym Uniwersytecie? Wielu chciałoby spalić to kurestwo, ale nie może. Ale cóż, nie twoja wina że tak czy inaczej musisz zarabiać na chleb. Tak więc puścimy cię. Zostaw wóz, odwróć się i spieprzaj. Chłopaka weź ze sobą.

Mężczyzna spokojnie zaczął zbliżać się do wozu, wyciągając dłoń w stronę uzdy jednego z wierzchowców.

Gregor uśmiechnął się delikatnie. Nie był znacząco zdenerwowany, raczej rozkoszował się myślą o zaskoczeniu na twarz napastników za parę sekund.
- Och? Bardzo ładnie z twojej strony, że się o mnie martwisz. Popełniłeś jednak pewien błąd. - uśmiech na jego twarzy stał się bardziej krwiożerczy - Ja na życie zarabiam polując na ludzi. - wyszeptał kilka bliżej niezrozumiałych słów w Arcanum, a z jego ręki, wprost w pierś najwyraźniej przywódcy bandytów, wystrzelił pocisk magicznej energii.

Zbir zatoczył się do tyłu, krzycząc z bólu. Kaszląc krwią, wykrzyczał w kierunku swoich ludzi.
- Zabić sukinsyna!
Nie zdołał jednak uczynić wiele więcej. Gregor wyprostował się na całą wysokość, i niczym mściwy bóg wykrzyczał słowa zaklęcia. Przywódca zakapiorów wrzasnął z bólu i przerażenia gdy objęła go wywołana przez maga fala ognia. Po paru sekundach miotania się, jego zwęglone zwłoki upadły na ziemię.

Jego towarzysz nie miał tyle szczęścia. Objął go tylko skraj fali, co spowodowało że stanął w płomieniach, ale nie zginął. Miotając się i krzycząc, wyszarpnął spod płaszcza kuszę. Oddał w panice strzał w kierunku Gregora, pudłując sromotnie. Eversor usłyszał jak bełt odbija się od ściany w daleko w bok.

Jego brodaty towarzysz miał niewątpliwie więcej szczęścia. Cisnął nożem w maga, trafiając. Najwyraźniej jednak widok płonących towarzyszy musiał zadziałać na niego rozpraszająco. Trafił bowiem tylko powierzchownie, w lewe ramię. Chłopaczek, najwyraźniej spanikowany, starał się wycofać konie.

Gregor zaśmiał się, w zły, szalony sposób.
- Nie oddalaj się za bardzo! – krzyknął do małego, zeskakując z wozu – To już nie potrwa długo.

Szybki gest dłonią, i pojedyncze słowo, a w stronę twarzy podpalonego wcześniej przez niego mężczyzny poleciał strumień kwasu. Bandzior wrzeszczał z bólu do końca, nawet gdy kwas zaczął przeżerać się przez kości.

Gregor pozwolił sobie na szybkie zerknięcie w tył, by zobaczyć czekającego na zakręcie mlodziaszka. Chwila nieuwagi niemalże kosztowała go życie, gdy kierując się tylko instynktem odskoczył w tył, unikając ostrza wymierzonego w jego gardło. Zaśmiał się cicho, wyszarpując ze swej sakiewki niewielki kamyczek. Wymamrotał formułę, a jego dłoń przemieniła się w kamień. Błyskawicznie doskoczył do brodatego zbira, chwytając jego twarz. Mężczyzna mógł tylko krótko jęknąć z przerażenia, nim jego twarz została zmiażdzona na krwawą miazgę przez maga.

Jednocześnie do uszu Gregora dotarł tupot stóp, za wozem postawionym w poprzek drogi mignęło mu kilka postaci, a okiennice pobliskiego warsztatu otworzyły się, by ukazać magowi zaalarmowane postacie uzbrojone w muszkiety, pistolety i kusze.

Eversor odruchowo cofnął się i zaczął biec do trupiarki, kiedy od bruku pod jego stopami odbił się bełt.

Mimo wszystkiego co się działo, mag nie tracił zimnej krwi. Miał zamiar dobiec do wozu jak najszybciej, by następnie ruszył galopem przez całą dzielnice. Przy odrobinie szczęścia, powinien przeżyć i uniknąć poważniejszych obrażeń.

Tym razem kula z muszkietu śmignęła koło ucha maga, wbiła się w burtę wozu na który zaczął wsiadać i wywołała trupią bladość na twarzy chłopaka.

-C... Co się dzieje?

Zapytał przerażony, ale kolejny bełt latający nad ich głowami zrewidował jego system priorytetów. Najpierw ucieczka, pytania potem. Energicznie smagnął lejcami, zmuszając konie do natychmiastowego biegu i skrętu w jedną z bocznych ulic.

- Zwyczajny, nudny dzień mojego życia, chłopce. - rzucił z delikatnym uśmiechem Gregor, schylając się by uniknąć nadlatujących pocisków. - Nie spodobałyby ci się ciekawsze. A teraz, ruchy. Do Uniwersytetu.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline