Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2012, 01:06   #29
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Aidan Ives

Aidan niewiele zrozumiał z treści dokumentów, jakie chwilę wcześniej podstępem wykradł. Zdjęcia były całkiem niezłej jakości, aż sam się nie mógł nadziwić, jak dobry był aparat w jego telefonie. Problem leżał gdzie indziej. Raz, że dokumenty były wypełniane ręcznie przez lekarza prowadzącego, a jak wiadomo, lekarskie pismo to nie lada orzech do zgryzienia dla kogoś, kto nie jest grafologiem. Dwa, że Ives nie miał pojęcia o medycynie, więc wyniki różnych badań, jakie zrobiono pacjentowi nie mówiły mu absolutnie nic. Jedyne co wywnioskował z dokumentacji to fakt iż Pocałunek Kanaloe miał bogaty skład, choć z drugiej strony przecież wcale nie było powiedziane, że Kirsch nie brał wcześniej czegoś innego. Fakt pozostawał jednak faktem - we krwi i moczu Davida Kirscha znaleziono dobre pół Tablicy Mendelejewa.

***

Wracając do domu po ciężkim dniu w pracy Kanadyjczyk liczył, że będzie na niego czekał ciepły obiad i nagrzane łóżko, a przynajmniej to pierwsze. Jakież było jego rozczarowanie, gdy zastał mieszkanie zamknięte na cztery spusty.

Jonesa nie było, nie było też żadnej kartki zawiadamiającej o tym, gdzie się podział i kiedy będzie. Również jego telefon milczał, no może nie dosłownie, bowiem przy każdym wybieraniu numeru niezmiennie odzywał się jego głos mówiący standardowy tekst “W obecnej chwili nie mogę odebrać. Wiesz co trzeba zrobić po sygnale”. Nagranie wiadomości nie dało większego efektu.

Aidan nie martwił się, choć przeważnie Nathan wracał do domu dużo wcześniej niż on, zdarzało mu się czasem zostać do późna w redakcji. Przeważnie jednak dawał o tym znać wcześniej, widać tym razem zapomniał. Nie mniej jednak brak ciepłego obiadku po powrocie z pracy nie był miłym zaskoczeniem. Nie widząc innego wyjścia z sytuacji Ives sam zabrał się za przygotowanie posiłku dla siebie i swego chłopaka, choć kiszki grały mu marsza już od dłuższego czasu i najchętniej zjadły coś już teraz, zaraz, na ten tychmiast!

W miarę przygotowywania obiadu młody mag doszedł do wniosku, że może dobrze się stało, w końcu miał za co dziękować Nate’owi, a nie ma lepszego sposobu wyrażania wdzięczności niż ten prowadzący przez żołądek i łóżko. W sumie należało się tylko cieszyć - było więcej czasu na przygotowania.

Gdy na stole stał już gotowy obiad, a właściwie kolacja, bo pora była już późna, Aidan czekał gotowy w każdej chwili zacząć okazywać swą wdzięczność. Im dłużej jednak czekał, tym bardziej jego zapał do dziękowania słabł. W końcu, gdy obiad wystygł już zupełnie, a telefon młodego dziennikarza w dalszym ciągu pozostawał poza zasięgiem, zapał uleciał z mistyka zupełnie.

Wreszcie Ives zostawił kartkę, że czekał bardzo długo z obiadem, zarówno on jak i obiad nagrzani, ale jako że się nie doczekał, poszedł spać. Jak napisał, tak też zrobił, choć zasnąć nie mógł dość długo, jako że zaczął w nim wzbierać niepokój. W końcu usnął. Nie dane było jednak przespać w spokoju całej nocy, bowiem Jones, próbujący w środku nocy cichaczem i po ciemku wślizgnąć się do łóżka, potknął się o jakieś porozrzucane na podłodze ciuchy, najpewniej swoje, i narobił takiego hałasu, że obudziłby nieboszczyka.

- Mógłbyś przynajmniej cicho być, skoro nie raczyłeś dać znać co się z tobą dzieje - burknął rozbudzony Kanadyjczyk
- Oj, przepraszam, nie chciałem cie obudzić - odparł Nate wślizgując się pod kołdrę.
- No to ci nie wyszło - mruknął w odpowiedzi rozespany Akashic odsuwając się, gdy chłopak usiłował się do niego przytulić.
- Jesteś na mnie zły? - zdziwienie w jego głosie było rozbrajające. Odkrywczość stwierdzenia w sumie też. Oczywiście, że Aidan był zły. Kto w jego sytuacji by nie był?

- Oj daj spokój, na prawdę chciałem być szybciej, ale nie dało rady - skrucha w jego głosie była szczera, zaraz jednak przerodziła się w równie szczery entuzjazm, gdy dodał - Musiałem zostać, bo znalazłem super temat. Prawdziwa bomba.
- A cóż to takiego? - Aidan naprawdę starał się udawać, że jest zainteresowany, ale pora nie sprzyjała interesowaniu się czymkolwiek poza snem
- Narazie nie mogę powiedzieć, muszę to zweryfikować - głos młodego Amerykanina wciąż pełen był ekscytacji.
- Aha - odparł zdawkowo zapewne dość skutecznie gasząc zapał chłopaka
- No nie złość się na mnie - w głosie młodego dziennikarza słychać było słabo udawaną skruchę, pod którą starał się ukryć figlarny ton.

Złość już przeszła Aidanowi, ale jeszcze przez jakiś czas pozwalał Amerykaninowi się przepraszać. Nate bardzo się starał zadośćuczynić chłopakowi, a ten nie widział powodu, by mu w tym przeszkadzać.



***

Jako że przeprosiny nieco się przeciągnęły, Ives nie mógł powiedzieć, żeby się przesadnie wyspał. Ale nie mógł też powiedzieć, że żałował. Mimo zmęczenia zamykającego mu oczy, szedł do pracy z uśmiechem na ustach. Uśmiech ten spełzł mu z oblicza właściwie dopiero tuż przed wejściem do budynku kliniki.

Na drzwiach prowadzących do hallu kliniki odwykowej wisiała kartka, która przykuła uwagę młodego maga od samego początku. Niby nic nadzwyczajnego, ot biała kartka z czarnym tekstem i czarnym obramowaniem. Stanąwszy przed wejściem Kanadyjczyk przestudiował jej tekst uważnie, a gdy sens słów do niego nie dotarł, zrobił to powtórnie, a potem jeszcze raz. Dopiero za trzecim razem zdołał odczytać treść ogłoszenia:



John Kaewe

John chciał właśnie odpowiedzieć na maila jednego ze studentów chcącego umówić się na konsultację, gdy zadzwonił telefon

- Witaj John, z tej strony Melody. Masz chwilę?- odezwał się w słuchawce przyjemny kobiecy alt.

Melody Reynolds była sekretarką szefa zespołu, w którym pracował John, skądinąd całkiem uroczą blondynką. Właściwie gdyby nie stanowisko, które zajmowała, Eteryta nie miałby nic przeciwko jej telefonom. Pech jednak chciał, że - z racji pełnionej funkcji - urocza Melody dzwoniła tylko, gdy szef czegoś chciał. Najczęściej chodziło o jakieś nieoczekiwanie spotkanie, które zwykle wiązało się ze zbieranie batów z winy swojej, lub jeszcze częściej czyjejś. Niezwykle rzadko telefon był zwiastunem czegoś miłego. Nic więc dziwnego, że John zareagował na ów telefon niezbyt entuzjastycznie.

- Witaj Melody, w czym mogę pomóc? - odparł mężczyzna uprzejmnie.
- To samo, co zwykle. Szef wzywa do siebie - rzuciła, a w jej głosie zabrzmiała dziwna nuta, która dała znać magowi, że dziewczyna bardzo nie lubi przekazywać takich wieści. - I uprzedzając twój chytry plan wymigania się, szef kazał mi sprawdzić rozkład twoich zajęć i wie, że masz teraz okienko - tym razem w jej głosie zagrały figlarne nuty.
- A to szczwany lis - zażartował naukowiec.
- Do zobaczenia za chwilę - rzuciła na pożegnanie sekretarka, a usłyszawszy odpowiedź, rozłączyła się.

***

- Powodzenia - usłyszał za sobą szept Melody, gdy zapukawszy naciskał klamkę. Uśmiechnął się do niej, jeszcze raz spojrzał na tabliczkę głoszącą “Profesor Hector Snyder, kierownik Zespołu Badawczego IISG”, po czym wszedł do gabinetu.


- Witaj John, czekałem na ciebie - przywitał go od progu Snyder. Poprawił okulary, po czym gestem skłonił swego gościa do zajęcia jednego z foteli przed biurkiem. Gdy Eteryta usadowił się, starszy mężczyzna kontynuował - Nie będę owijał w bawełnę. Mam dla ciebie bardzo odpowiedzialne zadanie.
- Zamieniam się w słuch - odparł mag uważnie wpatrując się w oczy swego rozmówcy.
- Chodzi o dotację. Nasz wydział, a konkretnie nasz zespół badawczy ma szansę pozyskać bardzo hojnego darczyńcę. Nie muszę ci chyba mówić, że w obliczu kryzysu i cięć w budżecie wydziału, każdy grosz jest na wagę złota.

Kaewe skinął głową. Tego akurat nie trzeba mu było tłumaczyć. Wystarczył fakt, że nie wszystkie z zaplanowanych na ten rok projektów weszły w życie, zwyczajnie nie na wszystko starczyło pieniędzy.

- Narazie trwają jedynie rozmowy, ale jako że Fundacja sama zaproponowała sfinansowanie nam jednego z projektów, właściwie pieniądze mamy już w kieszeni.
- Fundacja? - grzecznie zainteresował się mistyk.
- A, bo nie powiedziałem najważniejszego, chodzi o Fundację Wiedernikowów.
- A jaką ja w tym odgrywam rolę? - dopytywał się naukowiec przeczuwając, że na obwieszczeniu radosnej nowiny o znalezieniu sponsora ta rozmowa się nie skończy.
- Jutro zjawią się tu przedstawiciele Fundacji, chodzi o to, by ich pooprowadzać po budynkach, pokazać laboratoria, poopowiadać o naszych ambitnych planach i tak dalej. Ogólnie zrobić dobre wrażenie.
- No dobrze, a mogę wiedzieć, dlaczego ten zaszczyt spotkał akurat mnie? Nie sądzę, bym był najbardziej doświadczonym z ludzi w zespole.
- Gdyby to ode mnie zależało, pewnie nie padłoby na ciebie. Ale nie ja decydowałem. Sama o ciebie poprosiła.
- Ona? - złapał za słowo John.
- Tak, Anna Wiedernikow.

***

Następnego dnia około południa, po w miarę dokładnym przestudiowaniu katalogów promocyjnych wydziału, John ruszył do gabinetu Snydera. To tam miało się odbyć oficjalne przywitanie przedstawicieli Fundacji, po którym zostaną oni oddani pod opiekę Johna i będą mogli uczestniczyć w pasjonującej wycieczce po gmachu wydziału.

Melody i tym razem przywitała go życzliwym uśmiechem. Odwzajemnił ten gest, po czym ruszył do gabinetu szefa. Wewnątrz profesor Snyder siedział jak zwykle na swoim fotelu. Przed nim, tyłem do wyjścia siedzieli kobieta i mężczyzna. Usłyszawszy otwieranie drzwi, para odwróciła się. Kobietą, zgodnie z oczekiwaniami Johna, okazała się być Anna. Nie mniej piękna i kusząca niż przy ich ostatnim spotkaniu, choć w długim rękawie i apaszce, mimo słonecznej pogody. Jej towarzysza mag nie znał, przynajmniej narazie.


- O wilku mowa - przywitały go słowa profesora. - Może państwa przedstawię, pani Anna Wiedernikow, pan Nickolas Sumarokov, członek Rady Fundacji - Snyder wskazał na Annę i jej towarzysza, następnie zaś na maga dodając - A to doktor John Kaewe, wybitny specjalista w dziedzinie sztucznej inteligencji.

Uściski dłoni, krótka wymiana grzeczności, a po chwili już szli uczelnianym korytarzem prowadzącym do pierwszego punktu wycieczki.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 24-01-2013 o 18:49.
echidna jest offline