Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2012, 02:58   #29
secutor
 
secutor's Avatar
 
Reputacja: 1 secutor ma z czego być dumnysecutor ma z czego być dumnysecutor ma z czego być dumnysecutor ma z czego być dumnysecutor ma z czego być dumnysecutor ma z czego być dumnysecutor ma z czego być dumnysecutor ma z czego być dumnysecutor ma z czego być dumnysecutor ma z czego być dumnysecutor ma z czego być dumny
- "Sylvek.....Sylvek.... to "ja" "Twoj wewnetrzny glos".
Kot stanol na bacznosc jak wryty.
Oczy rozszerzyly mu sie a zrenice zwezily.
- "Sylvek to ja. Slyszysz mnie?"
Sylvek pokiwal glowa twierdzaco.
- "Zjesz biala mysz. Zjesz ja."
Kot padl na kolana i zlozyl dlonie w gescie amen.
- "Zjesz biala mysz i bedzie Ci smakowac".
Sylvek zaczol krecic glowa na znak sprzeciwu.
- " Masz ja zjesc, musisz jesc i polowac jesli chcesz przetrwac !!!" - Krzyknol glos az Sylvek struchlal a lzy same poplynely mu z oczu, bo niechcial umierac z glodu.
- "hahahaha zartowalem, rozesmial sie wewnetrzny glos, jestes kreskowka" - "ale miales glupia mine" - dodal glos. w umysle kota.
Kot Sylvek poczul zew.
Ale nie zew krwi zwazany z potrzeba przetrwania, czy adrenalina, tylko zwykly zew natury.
Poprostu zachcialo mu sie srac.
Bo wyobrazcie sobie ze czasami super bohaterowie, nawet tacy jak spider-man, sraja (chodz nie zawsze tak jak Sylvek ze strachu).
Czyn to moze i malo chwalebny i blizszy pospolstwu niźli heroicznemu* bohaterowi.
Czynnosc dosc wsytdliwa i malo jakos wielcy piewcy o niej piesni ukladali a i poeci wierszokleci nia natchnieni z zadka sranie opisywali w dziejach ludzkosci, aczkolwiek wyproznianie sie ratuje codziennie ludzkie zycie.
Tak wiec zew natury byl silny, a kot slaby w konfrontacji z nia i za instynktami zmuszony podazac poddal sie temu co i tak nieuniknione i w nieskonczonosc przedluzac nie moze, bo to ryzykowne dla zycia i zdrowia.
No fakt faktem ze w niektorych szaletach wiazalo sie to z duzym ryzykiem zlapania choroby co dla niektorych moglo byc ekscytujacye bo stanowilo nie lada wyzwanie na granicy zycia i smierci co wiazalo sie tez pewnie z duza iloscia adrenaliny.
Kocur mial srane, kocur mial tez nasrane pod deklem, ale mial tez przesrane ale to inna bajka i inna opowiesc.
Czystosc szaletow pozostawiala wiele do zyczenia, poszedl weic Sylvek i przezyl szok.
Co warte podkreslenia, to to ze wogole przezyl.
Co w takim miejscu graniczylo z cudem.
Dlatego tez, chodz nie byl zbyt religijny pomodlil sie tym razem wyjatkowo gorliwie.
Z tego wszystkiego papier byl najgorszy, nie to co w WarnerBros.
Tam papier byl pierwszej klasy, marszczony przez najlepszych mistrzow origami.
Jego pomarszczenie bylo wynikiem ulozenia w "harmonijke" nakladajacych sie na siebie, kolejnych warstw tworzonych pod bacznym okiem uzbrojonym w mikroskop elektronowy.
Na poziomie molekularnym byl wiec dzielem sztuki.
Az zal bylo go uzywac.
Tak wielki byl zal go uzywac ze co bardziej swiadomi i wrazliwi uzytkownicy podcierajac sie plakali.
Tak czy siak, tak zlozony papier nie drapal w pupe.
Zamiast tego piescil ja delikatnie oraz jej intymne okolice i tak masujac wywolywal blogosc u uzytkownika, laskotanie, dreszcze inne stany bliskie ekstazy i uniesien, lacznie z uniesieniami religijnymi.
Zapedzil sie w swoich wspomnieniach kot, za co przeprosil w myslach wszystkich czytajacych te glupoty (swoja droga czytelniku, idz gdzies i zrob cos, zamiast czytac tego pierdolowatego "secutora". Bo talentu to on za grosz nie ma i litosci nad twoim wzrokiem czy intelektem ze o wrazliwosci uczuciowej juz niewspominajac, skoro wypisuje to badziewie po internecie marnujac swoj i Twoj cenny przeciez czas).
- Przepraszam ale ponioslo mnie - Tak Sylvek przepraszal bijac sie w piers. W razie jak by mu to ktos za grzech poczytal.
Podtarl sie wkoncu z wielkim, wrecz Holywood`skim rozmachem ale i z niesamowita bo chirurgiczna precyzja, omijajac wszelkie niebezpieczenstwa.
A bylo co unikac, wszak kot zdolal przemycic dwa granaty.
Tak wiec kot, byl niebezpiecznie rozrywkowym kotem.
Ogolnie rzecz ujmujac; to byla bardzo sliska sprawa.
Cala ta sprawa. Wkoncu wyszedl na zewnatrz i powiedzial:
- O kurna, gdzie sa wszyscy!?
Cisza zalegla okolice. Niebylo nikogo, tylko mroczny mrok i.....
- Zamroczenie - ktos z cudzacych powiedzial, co Sylvek uslyszal, powoli odzysujac swiadomosc.
Az wkoncu obudzil sie.
Nie no wszyscy byli na miejscu, tylko on zemdlal trzymajac sranie tak dlugo i wszystko mu sie przysnilo.
- Cos stracilem? - Zapytal zgromadzonych niepotrzebnie bo wszystko wiedzial tyle ze podswiadomie.
I tak:
Jeden dobieral sie za latajaca.
Drugi juz wlazl do okopow.
Ale calosc wygladala "jakos takos", nie ten tego.
Jakies dzialania, jak nic, niby poczynili ale zdecydowanie jeszcze sie niezintegrowali jako calosc.
Morswin wylazl z okopow. Dynia odpuscil latajacej.
Druzyna jeszcze sie nie dotarla.
Wszyscy cos tak jakby zamarli.
No niby pomyslow mieli wiele, ale nikt nic nie realizowal.
A druzyna nie mogla tak stac w miejscu. Musiala ruszyc do przodu.
- Musimy ruszyc do przodu - powiedzial Sylvek z madra mina wszechwiedzacego.
Oczywiscie cala ekipa musi tez wymyslic jakies plany dzialania.
- Musimy miec jakis plan dzialania - kontynuowal dalej.
Ustalic przywodce.
- I ustalic przywodce - Sylvek sypal pomyslami jak z rekawa.
Ale przede wszystkim....
- Ale przede wszystkim....
Druzyna musi...
- Druzyna musi....
Pozbyc sie Sylvka debila.
- Pozbyc sie Sylvka.... - Powtorzyl bezmyslnie .....
- "Co!?" - Zastanowil sie na moment Kocur.
- "Kogo?" - Zaczelo cos do niego docierac
- Ja jestem Sylvkiem debilem!!! - Odkryl niczym Kolumb Ameryke, krzyczac to na cale gardlo
- To co robimy? - Zapytal wkoncu.

(*heroiczny - wedug skutoropedii, slowo pochodzi od heroiny i oznacza cpuna przyp. red.)
 
__________________
,,Ruchów na pozór jest wiele, ale tylko nieliczne są możliwe, a każdy kolejny zamyka drogę innym".

Ostatnio edytowane przez secutor : 17-12-2012 o 08:58.
secutor jest offline