Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2012, 17:41   #32
Carasell
 
Carasell's Avatar
 
Reputacja: 1 Carasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodzeCarasell jest na bardzo dobrej drodze
- Ha! Ha ha!
Zaśmiał się triumfalnie widząc opadającego na ziemiędraba. Już się zrywał na równe nogi, by podjąć walkę z ostatnim przeciwnikiem, już miał w ręku swój topór.. gdy nagle zdał sobie sprawę, że w tej okolicy nie ma już z kim walczyć. Opuścił więc swą broń, nieco zdumiony.
- Panienka! A wie, że kto daje i zabiera, tego wiwióry szyszkami w żyć chędożą?
Zaśmiał się po raz kolejny. Bądź co bądź po pysku (w przenośni, rzecz jasna) dwóm miast jednemu dał, więc i tak mógł policzyć tę przepychankę na plus. Przerzucił topór przez ramię i rozejrzał się, jak wygląda sytuacja. Gdy dostrzegł pośród powalonych oprychów szermierza, który wcześniej zabrał sobie jego własność, teraz ma małe kłopoty, uśmiech na jego pysku się jeszcze bardziej powiększył. No cóż, początkowo chciał, by ten odczuł na własnej skórze, co znaczy zabrać krasnoludowi jego własność, ale ostatecznie postanowił się zabawić do końca. Przeskakując nad ciałami poległych, skierował się w stronę draba męczącego Samuela. Tym razem nie zamierzał popełnić tego samego błędu, więc cały impet pochodzący z rozpędu zmienił w zamach skierowany i tułów przeciwnika, zatrzymując się tuż przed nim. Akurat w momencie, gdy towarzysz alchemika wybiegł z karczmy i zwrócił jego uwagę krzykami. Nie mógł chybić. Nie tym razem.
I wtedy pojawiła się gwardia. - no rzesz w żyć kopane kurwidołki.. - pomyślał sobie. Podjąć walkę czy nie? Ostatecznie doszedł jednak do wniosku, że zaspokoił już swoją żądzę krwi i czas się zwijać. W locie pochwycił jeszcze swój dobytek (który leżał sobie cały czas pod drzwiami karczmy, wyrzucony zaraz za nim). Aż dziw mógł brać, Gojojda mógł być taki zręczny i szybki. Z niewielkim tobołkiem zawieszonym na sulicach (w pierwszej chwili wydawać się mogło, że są to dwa bezużyteczne kijki) w jednej ręce, a z toporem w drugiej, biegł zaraz za świecącym z palców jegomościem. Nie zamierzał sie martwić o innych, po prostu ratował swój zadek przed rohatyną.
Gdy wleciał do niepozornej kryjówki sapiąc ciężko obił się o ścianę i omalże nie wylądował na podłodze.
- Krasnoludy to urodzeni długodystansowce! Nie sprinterzy, psia wasza jucha!
 
Carasell jest offline