Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2012, 08:41   #121
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Przez te kilka dni jakie zajęła im podróż do Nuln Gomrund nie bardzo był skory od żartów Ericha… w ogóle to jego beztroska wkurzała go niepomiernie. Nie wiedział jak chłopu przemówić do rozumu… i kiedy już wielkie miasto pojawiło się na horyzoncie przerobił myśli na słowa. – Posłuchaj mnie chłopcze. To twoje życie i twoja łapa. Mi nic do tego… rozsądnie byłby to upierdolić w łokciu. Ale twoja wola. Ja to widzę tak… to co się z tobą dzieje to przez to, że chaos okazał się silniejszy od twojego ducha i ciała. Tak to się odbywa jak ktoś ma za słabe serce aby się przeciwstawić mrocznym bogom. Dla większości jesteś już mutantem. Dla mnie jeszcze stoisz na krawędzi… po numerze jaki wywinąłeś w Kemperbad nie wiele ci zostało miejsca na błędy. Pamiętam jak razem walczyliśmy z demonem w Bogenhafen, ale uwierz mi… samo to wspomnienie cię nie obroni.

Erich milczał słuchając słów krasnoluda. Poważnie kiwał głową.

Po chwili krasnolud dodał.
– To co zrobisz w tym mieście… czy znowu spróbujesz wydupczyć jakieś murwy czy spróbujesz zrobić z tym co się z tobą dzieje zależy jakie będziemy mieli relacje. Naprawdę wolałbym nie musieć ci rozłupać łba.
Erich wiedział, że krasnolud z Norski potrafi konstruować groźby jak mało kto… i to nie brzmiało jak jedna z nich. Raczej jak przykry obowiązek.
- Gomrundzie. - westchnął Oldenbach strapiony - Ja także pamiętam, że razem walczyliśmy i wiem że wiele Ci zawdzięczam. Ale ja naprawdę nie czuję żadnej zmiany. Ręka czasami mnie swędzi, ale ta zdrowa też. Jak tak samo sprawna jak, ta druga. Prócz tego cholernego koloru jest całkiem w porządku. Prawda że mi odbija i czasem płaczę, albo śmieję się bez sensu, ale po tym co widzieliśmy, czy taki Konrad jest bardziej normalny, niż ja? Czy to grzech mieć zszargane nerwy i chcieć to odreagować. Pakuje się w kłopoty, ale nie mogę siedzieć całymi dniami zamknięty w kajucie, bo może się coś złego stać. Zamknięty zwariuję. Muszę spotykać ludzi i żyć jak dotąd.

Chłopak posmutniał spuszczając głowę i szepcząc ledwo słyszalnie.
- A przynajmniej próbować.
- Słuchaj to nie jest tylko zmieniony kolor tylko masz łapę purpurową jak kutas Tzeentch’a! Więc nie mów, że tylko! - Żachnął się brodacz.
Erich spojrzał na krasnoluda błagalnie.
- Pomyślałem, że pójdę do świątyni Vereny. To mądra bogini. Może będzie wiedziała co zrobić z tą ręką. Tylko boję się, czy ,,, no wiesz. Czy mnie nie wsadzą, bo ... ja ... w Kemperbad.
Wymawiał słowa z trudem, niechętnie.
- Ja tam przypadkiem znalazłem medalion. Bardzo zły medalion i widziałem coś ... coś potwornego ... i ... i potem ręka zrobiła się purpurowa do łokcia i straciłem pamięć. Potem oprzytomniałem dopiero w windzie.

Erich wzdrygnął się na wspomnienie.
- Nie wiedziałem co zrobiłem i spanikowałem. Stąd ten maszt i cała reszta. Masz bandaże? Obwiąże sobie rękę. Ostatnio wpadłem, bo dziwka ściągnęła mi rękawice. Teraz się lepiej zabezpieczę. Pamiętasz alchemicy mają takie fioletowe gówno do odkażania ran. Posmaruję rękę zamiast purpurowa, będzie fioletowa. Jakby co powiem, że się zraniłem.
Wystrzeliwał z siebie pomysły z prędkością samopowtarzalnej kuszy.

Deklaracje chłopaka bardziej przypadły Gomrundowi do gustu.
– Ewidentnie ktoś robi ci koło pióra i nie wiem czy to pokłosie jeszcze tego, żeś był podobny do tego trupa… czy próbują cię utrzymać z dala od świątyń i prawdziwych bogów. Na mój gust z tym medycznym mazidłem to strzał w dziesiątkę… i mus ci iść do kapłanów. Pytanie tylko czy tych od sprawiedliwości czy tych od miłosierdzia. Jak chcesz to możesz na mnie poczekać – sprzedam te fanty z semafora i przynajmniej będzie na jakąś ofiarę… poza tym zabij mnie jeżeli się mylę ale mam wrażenie, że ktoś cię ma na oku i nie pytaj mnie skąd wiem. Ale już w tym burdelu był jakiś dziwak… którego powinienem docisnąć i podpytać.
- To całkiem możliwe. - zgodził się Erich - Ci kultyści mają mnie za Lieberunga i najwyraźniej nie chcą odpuścić. Lepiej żebym sam nie chodził po mieście. Zgoda. Poczekam na Ciebie. Później pójdziemy do verenitów. Przynieś mi tylko do fioletowe świństwo i jakieś bandaże.
Poprosił Oldenbach.
- I może jakąś dobrą brendy. Zaschło mi w gardle i od wody zimno ciągnie.

Krasnolud trochę myślał... wspomnienie ostatniej wspólnej wizyty w miejskich murach z Purpurkiem były co najmniej kiepskim wspomnieniem. Z drugiej strony cóż brodacz miał począć? Odwrócić się plecami do tego młodzika?
- Eh, ale jak mi wywiniesz znowu jakiś numer to lepiej żebyś spotkał inkwizytorów niż mnie... - Pogroził. - Słuchaj, a czy ten cały Lieberung nie jechał właśnie z Nuln do Altdorfu? Chyba dobrze gdyby reszta sprawdziła czy nie rozpozna cię kto znowu... i ewentualnie dowie się czegoś o tym twoim ogonie.
- Słuchaj ... - Ericha nagle olśniło - Może masz rację. Wprawdzie dyliżans była na trakcie do Middenheim, ale ... może warto spróbować. Miał przy sobie świstek potwierdzający jego tożsamość. Kto go wziął? Pamiętasz?
- Cenię, w ludziach odwagę... ale łaska Vereny w twoim przypadku to głupota. Lepiej udajmy się do Gołębicy... tam może znajdziesz miłosierdzie. Jak wrócę z tym specyfikiem to ruszymy w miasto.
Oldenbach nie słuchał krasnoluda zajęty przetrząsaniem swoich maneli.
- Ha! - zakrzyknął triumfalnie - Jest.
Oznajmił wyciągając pomiętą kartkę.


- Nic nie ma o Nuln, ale tu jest napisane “kapłanka Sigmara Ingrid Zicherman” i “mistrz gildii kupieckiej Oskar Helmut”. Warto sprawdzić.

Tak jak się umówili Gomrund poszedł “na miasto”, a Erich z bólem serca czekał. Choć Nuln niepomiernie go kusiło. Tym niemniej był grzeczny i tylko ... przeszedł się po nabrzeżu do “Trzech Koron” na piwo. Wpadł dosłownie na moment. Nawet nie pił w środku. Spytał tylko o najbliższą aptekę i wyszedł z kuflem na zewnątrz, by przysiąść na słupku do wiązania cum.
- No jesteś wreszcie. - ucieszył się, gdy Gomrund wrócił. - Chodź najpierw kupimy bandaże i to fioletowe świństwo, a potem do świątyni wypytać o tych ludzi.
Okazało się jednak, że krasnolud już wszystko nabył.
Przy pomocy Gomrunda feralna kończyna została wpierw posmarowana na fioletowo i zaczęła cuchnąć medykamentami, a potem szczelnie owinięta bandażem. Kciuk osobno, by Erich mógł coś trzymać. Wreszcie Oldenbach mógł zrezygnować z rękawic.

Nieco pokrzepiony nowym kamuflarzem Erich udał się ponownie do “Trzech Koron” i wypytał o świątynie Shallyi. Okazało się, że jest za rzeką w dzielnicy Faulenstadt. Siostrzyczki prowadziły tam przyświątynny szpital dla ubogich.

Na Wielkim Moście był straszny tłok i musieli czekać na przejście. Erich z nudów patrzył na ich stateczek i kręcących się w pobliżu celników. Znów się czepiali ładunku. Wreszcie przeprawili się przez Reik. Na pierwszy rzut oka widać było, że trafili do gorszej dzielnicy. Domu bardziej przypominały rudery, a ludzie byli obdarci. Za to świątynia Shallyi sprawiała miłe wrażenie schludności. Erich zagadał jedną z kapłanek oznajmiając, że pragnie dokonać małej dotacji na rzecz szpitala.

To niczym magiczne zaklęcie dało mu posłuchanie u przełożonej szpitala. Gdy znalazł się w komnacie, niemłodej już, acz wciąż atrakcyjnej kobiety, po wstępnych powitaniach spytał:

- Wielebna kapłanko proszę o poradę. Otóż mój najlepszy przyjaciel ma pewien problem. Otóż na skutek złej magii jego skóra przybrała dziwną barwę. Czy słyszałaś o takich przypadkach i metodach leczenia tej przypadłości. Chodzi dokładnie o purpurowy kolor. - powiedział kręcąc się niespokojnie na zydlu, na którym siedział i nie patrząc kobiecie w oczy.
- A tak przy okazji, czy znasz Pani kapłankę Sigmara Ingrid Zicherman, albo mistrz gildii kupieckiej Oskara Helmuta? - spytał z nadzieją w głosie.
 
Tom Atos jest offline